Książka Jacques’a Attalego „Zachód 10 lat przed totalnym bankructwem?”, wydana niedawno także w Polsce, jest raczej wydarzeniem niż książką. Ostrzeżmy potencjalnych czytelników: kto zna autora z innych jego dzieł, choćby z „Żydzi, świat, pieniądze”, nie obroni się przed rozczarowaniem.
Rzecz jest wyraźnie, autor zresztą tego nie ukrywa, napisana w pośpiechu. Były doradca prezydenta Mitterranda i przedstawiciel Francji na szczytach G7, współzałożyciel i pierwszy prezes Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju, prominentny ekspert ważnych międzynarodowych gremiów i organizacji postanowił po kryzysie greckim zrobić coś, co wstrząśnie opinią publiczną i zwróci jej uwagę na problem dławiącego Zachód zadłużenia. Co otworzy dyskusję, jak uniknąć możliwej, a, prawdę mówiąc, coraz bardziej pewnej katastrofy.
Skorzystajmy z tego zaproszenia, traktując głos Attalego jako wypowiedź wygłoszoną – do czego wszak w swojej karierze przywykł – w imieniu istotnej części europejskiej elity. Nie jest przy tym konieczne zbyt szczegółowe streszczanie czy recenzowanie książki, z założenia stworzonej jako wehikuł do szerokiego spopularyzowania kilku głównych tez. Dość stwierdzić, że wypełniające znaczną część jej objętości streszczenie historii długu publicznego oraz objaśnienia, czym jest i jakie skutki ekonomiczne powoduje zadłużenie państwa, zainteresowany czytelnik może znaleźć lepiej opracowane w wielu innych miejscach. Wszystko, co najważniejsze, zawiera się w tytule i mocnym wstępie szkicującym powagę sytuacji.
[srodtytul]Gdzie jest las[/srodtytul]
Wszystko toczy się źle” – pisze Attali i rzeczywiście, liczby, którymi sypie jak z rękawa, robią wrażenie. Owszem, zdarzały się w dziejach państwa i imperia zadłużone bardziej, niż zadłużyły się i nadal zadłużają USA i kraje Unii Europejskiej, ale nigdy jeszcze do tak ogromnego zadłużenia nie dochodziło podczas pokoju i zawsze się ono źle kończyło. Przykłady historyczne jednak mylą i nie wolno pod ich wpływem ulegać beztroskiemu chciejstwu, do czego, jak twierdzi Attali, wciąż skłonne są rządzące i intelektualne elity Zachodu. Ewentualne bankructwo dzisiejszego państwa, struktury nieporównywalnie bardziej rozwiniętej i silniej organizującej życie obywateli niż owe imperia z historycznych przykładów, miałoby skutki nieporównywalnie groźniejsze. To właśnie, co przez wiele lat dawało – i niektórym nadal daje – poczucie bezpieczeństwa: powiązanie światowych systemów finansowych, jest największym czynnikiem ryzyka. Można było dzięki niemu bardzo przesunąć granicę bezpieczeństwa, co zresztą już wykorzystano, ale ceną za to jest groza rozlania się ewentualnej katastrofy na cały świat i potężnego załamania cywilizacyjnego.