Nagle zmienił ton, zagrał na góralską nutę, zaśpiewał wysoko, o swych tatrzańskich przygodach opowiedział.
Jacek Kolbuszewski, wrocławski historyk literatury, miłośnik gór i cmentarzy, tłumaczy, że „spiski”, stanowiące tytuł Kuczokowej książki, oznaczają zapiski przemieszane i różnorakie, „praktyczne wskazówki dotyczące poruszania się w terenie górskim, przeplatane fantastycznymi opisami i tekstami magicznymi”. Ale można je, a nawet trzeba, potraktować dosłownie, bo autor cały czas się uwija, kręci i zabiega – spiskuje innymi słowy – by jego było na wierzchu.
A sprawa jest wielkiej rangi: zdobycie seksualnego doświadczenia. Dla dorastającego chłopaka rzecz z tych najważniejszych, jak się nie uda, to trzeba iść w zaparte, bo wstyd, wytykanie palcami i nie daj Bóg jeszcze jakieś przezwisko, od którego odczepić się nie sposób do śmierci. Jeszcze w mieście jakoś by się uchował, przemknął, w górach to niemożliwe, tu wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą.
Wojciech Kuczok akcję swego bildungsromanu umieścił w Tatrach, krainie na tyle owianej tajemnicą i pełnej legend, że mogło się w niej przydarzyć to, na co w „realnym” świecie nigdy nie byłoby szans. W powieści o dojrzewaniu nie może zabraknąć rodziców: jest ojciec usiłujący pokonać górali w ich narodowym sporcie, czyli piciu gorzałki, i matka pełna wątpliwości, czy warto ratować ich małżeństwo, które „się przedatowało, ale niestety nie straciło ważności”. Z ratowania nic nie wyszło, ale Wojtusiowi i tak nie to było w głowie, patrzył na rozkład rodzicielskiego związku z boku – tu się działy ważniejsze rzeczy, ukochana Fela ma go gdzieś (po prawdzie to nic o jego wielkim uczuciu nie wie), a i górale też lebo co go tolerują. Zdobywa ich zaufanie, gdy zaczyna pełnić rolę posłańca Feli i jej narzeczonego Józka. I tu Kuczok wspina się na wyżyny bajędy – przedślubna kwarantanna narzucona pannie młodej sprawiła, że ta zaczęła wydzielać z siebie nieczyste myśli, jęczeć i wyć w końcu tak strasznie, iż pobudziła misiołaka, bestię z tatrzańskiej puszczy. Pojedynek dwóch kochanków – zwierza i Józusia, jego komiczny wynik, wielkie góralskie wesele z nieodłączną bitką to opisy pełne fantazji i humoru o wielu odcieniach, dosadnie rubasznego i językowo wysublimowanego.
Ta zbójecka niemal opowieść nie przysłania głównego wątku: dojrzewania. Każdy bohater zbliża się do istotnych, niosących konsekwencje decyzji. Ojciec, który zajął się sztuką, postanowił szukać w niej prawdy, a właściwie nagiej prawdy – z gotyckich figur ukrzyżowanych Chrystusów zrywał biodrowe przepaski. W jego planie Wielkiej Korekty znalazło się również odkrzyżowanie Giewontu. Piękny góral Józuś dał się skusić kolejnej młodej i pełnej seksu dziewczynie, Fela jęczała tym razem z bólu i smutku. Autor zaś zdobył wreszcie jej uczucie. „Zapachniało życiem” – deklaruje uradowany po miłosnej nocy. Feromonami także, ale miejsce chłopaka zajął już „górol jak sie patrzy”.