Sto lat później nawiązał do tych słów – już w tonie śmiertelnej powagi – Konrad Adenauer, twierdząc, że „Azja zatrzymała się na Elbie”. Do obu tych zdań nawiązuje wydany właśnie przez Kolegium Europy Wschodniej szczupły (139 stron) tom esejów ukraińskiego pisarza Mykoły Riabczuka.
Ich tematem są nade wszystko doświadczenia człowieka urodzonego (1953) i wychowanego na wschód od ogrodu Metternicha; człowieka, któremu dopiero w roku 1987 pozwolono na przekroczenie granic ojczyzny, a zarazem od wczesnej młodości spędzającego czas w ogrodach nie tyle austriackiego kanclerza, ile europejskiej cywilizacji. Notuje, że zyskał tę możliwość – jak wielu jego rodaków – dzięki temu, że nauczył się polskiego. A w każdym większym mieście była księgarnia Drużba, w której oprócz pism Gomułki i Ho Szi Mina w oryginale można było trafić na Herberta, Różewicza i Dygata, przekłady nieistniejących w ZSRR Kierkegaarda i
Heideggera, Borgesa i Becketta, Joyce’a, Kafki i Camusa. „I to wszystko przy głęboko zakorzenionych urazach szerokich warstw wobec polskich panów zarówno w przeszłych stuleciach, jak i krótkim okresie naszej dwudziestowiecznej niepodległości, urazów w części przez nas zawinionych, ale i gorliwie podsycanych przez władzę sowiecką”.
W „Ogrodzie Metternicha” osobny esej został poświęcony obcowaniu z paryską „Kulturą”. Jerzy Giedroyc zdawał sobie sprawę, że pocztowa cenzura radziecka łagodniej traktowała zagraniczne przesyłki kierowane nie do osób prywatnych, lecz do instytucji. Młody Riabczuk pracował w piśmie dzielącym siedzibę z organem Związku Literatów Ukrainy. „Na »Kulturę«, a ściślej na jej strony, rzetelnie rozdarte na pół i w ten sposób przygotowane do użytku, trafiłem w ubikacji: odpowiedni format, papier dość dobrej jakości jak na kraj, gdzie przyzwyczajono się obchodzić bez papieru toaletowego... Wiedziałem, że wszystkie problemy należy rozwiązywać albo na najwyższym, albo na najniższym szczeblu... od razu udałem się do sekretarki i z pomocą pewnych posunięć, nieco korupcyjnych, umówiłem się, że »Kultura« prosto ze skrzynki pocztowej będzie trafiała do mnie – rzekomo przez pomyłkę”.
Dziś promieniowanie kulturalne polszczyzny należy na Ukrainie do przeszłości. Riabczuk sądzi jednak, że potrzeby praktyczne: nauka, praca i interesy, sprawią, że znajomość polskiego na Ukrainie, a nawet ukraińskiego w Polsce, będzie się rozszerzała. W tekście z roku 1997 pytał, kiedy w Ambasadzie RP w Kijowie napisy rosyjskie zostaną zastąpione ukraińskimi. W roku 2007 zanotował, że „kolejny polski ambasador przyzwoicie mówi po ukraińsku”. Smuci go natomiast rosyjsko-