Plusy i minusy tygodnia

A więc dowiedzieliśmy się, kogo wychowuje norweskie społeczeństwo bezstresowe.

Publikacja: 29.07.2011 20:00

Egotyk z rozbitej rodziny, pozbawiony kontaktu z ojcem w wieku 15 lat i potem publicznie na ten fakt się skarżący, mason dorastający w zlaicyzowanym społeczeństwie – wyrósł na potwora, który uwierzył, że tylko masakra na czterdzieści fajerek może coś zmienić. W jakim stopniu na jego radykalizm wpłynęło spychanie do sfery tabu dyskusji o problemach związanych z imigrantami?

Zbyt proste? Tak, to prawda. Ale w dziesiątkach analiz o Andersie Behringu Breiviku lewica nie krępuje się wrzucać do  obozu moralnie współwinnych za mord wszystkich tych, którzy przestrzegają przed skutkami multikulturalnej utopii.  Jak zwykle w takich dywagacjach nie ma mowy o problemie zła, jakie opanowuje ludzi – kwestii, której nie da się wytłumaczyć racjonalnie. A szczególnie trudno, gdy odrzuca się transcendentną walkę dobra ze złem.

Skoro zbrodnia Andersa Behringa Breivika skłania do szukania współsprawców – to czemu by podobnych wniosków nie snuć przy okazji śmierci od narkotyków Amy Winehouse? Czy akcja „Krytyki Politycznej" pod hasłem „Odczarować narkotyki" nie grozi aby podobnymi tragediami w Polsce? Czy brak aury bezwzględnego potępienia zażywania narkotyków nie przyczynił się pośrednio do smutnego końca pieśniarki?

Zbigniew Hołdys uległ, jak się zdaje, namowom redaktorów „Wprost" i dał się obsadzić w roli autora wywiadu z generałem Wojciechem Jaruzelskim. Pozornie ciekawy pomysł – rockman upozowywany na kogoś, kto w stanie wojennym walczył ze sceny z systemem, teraz staje oko w oko z byłym adwersarzem. Idea może atrakcyjna, ale z rozmowy nic ciekawego nie wynikło. Naturszczyk Hołdys zadaje w wywiadzie naiwne pytania, a wciąż sprawny intelektualnie generał wciska mu bez problemów kit o swoim rzekomym wallenrodyzmie i wiernej miłości do wolnej Polski. Trzeba było późniejszej dociekliwości Piotra Gontarczyka z IPN, który na łamach „Rzepy" wskazał na dziesiątki mniejszych i większych kłamstewek generała na temat swojej przeszłości. Nikogo tak łatwo się nie wykorzystuje jak pyszałków przeświadczonych o swojej misji rockowego guru.

Prezydent Bronisław Komorowski złożył kwiaty na bulwarze imienia Lecha i Marii Kaczyńskich w Batumi, co natychmiast ogłoszono w mediach jako dowód szacunku obecnej głowy państwa dla swego poprzednika. Ale nikt już nie zapytał, dlaczego ulica nosząca imię prezydenckiej pary może być w Batumi, ale już nie w Warszawie? Dlaczego pomnik ku czci prezydenckiej pary może stać w pomorskim Skórczu, ale już nie w Warszawie?

Przyglądam się ze smutkiem metamorfozie polityków i niektórych intelektualnych patronów PJN. Ich inicjatywa polityczna jakoś nie zagrała w politycznym „realu" III RP. Chcąc nie chcąc, wielu z nich – w tym tygodniu np. Tomaszowi Dudzińskiemu – przychodzi na łamach gazet zionąć gniewem na Jarosława Kaczyńskiego albo w poważnych serwisach internetowych powracać do tezy, że billboardy to objaw prowincjonalizacji polskiej polityki. Maniera wiecznego wałkowania win PiS to choroba, na którą zapadło już w przeszłości wielu rywali Jarosława Kaczyńskiego z ZChN, KPN czy SKL. Rozumiem, że kontakty z władczym Jarosławem potrafią wpędzić w traumę, ale taka obsesja na punkcie niedawnego patrona najbardziej wyniszcza tych, którzy bez końca powracają do wad JarKacza. Jak nie wierzycie, to wejdźcie na profil Krzysztofa Króla na Twitterze. Same toksyczne wpisy. W ostatniej zaś „Polityce" w artykule o słynnym gdańskim ekspresie „Kaszub" Aleksander Hall potrafi obwiniać PiS nawet za zakaz sprzedaży piwa w Warsie.

Kręcę nosem na PJN, a jednak gdy widzę, jak Jan Filip Libicki – do niedawna jedna z twarzy tej partii, która startuje właśnie jako senator niezależny z poparciem PO – cieszy się w swoich felietonach z końca sejmowego Klubu PJN, to robi mi się niedobrze. Nawet Joanna Kluzik-Rostkowska nie raduje się tak demonstracyjnie z niepowodzeń swoich byłych kolegów.

Egotyk z rozbitej rodziny, pozbawiony kontaktu z ojcem w wieku 15 lat i potem publicznie na ten fakt się skarżący, mason dorastający w zlaicyzowanym społeczeństwie – wyrósł na potwora, który uwierzył, że tylko masakra na czterdzieści fajerek może coś zmienić. W jakim stopniu na jego radykalizm wpłynęło spychanie do sfery tabu dyskusji o problemach związanych z imigrantami?

Zbyt proste? Tak, to prawda. Ale w dziesiątkach analiz o Andersie Behringu Breiviku lewica nie krępuje się wrzucać do  obozu moralnie współwinnych za mord wszystkich tych, którzy przestrzegają przed skutkami multikulturalnej utopii.  Jak zwykle w takich dywagacjach nie ma mowy o problemie zła, jakie opanowuje ludzi – kwestii, której nie da się wytłumaczyć racjonalnie. A szczególnie trudno, gdy odrzuca się transcendentną walkę dobra ze złem.

Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał