No, ale jakiś skutek to odnosi. Merkel i Sarkozy już deklarują, że Polska może dołączyć do grupy euro, jeszcze zanim wprowadzi wspólną walutę. Pytanie, co z tego możemy mieć?
Wielokrotnie byliśmy poklepywani po plecach za rozmaite akcje. Za wejście do Iraku, Afganistanu, teraz za naszą ofensywę prointegracyjną. Ale co z tego zostaje Polsce? Co na tym realnie zyskujemy? Poklepywanie, uśmiechy, wizyty, nic więcej.
Może powinniśmy budować wokół siebie obóz silnej Europy Środkowej, bo z krajami regionu mamy bardzo wiele wspólnych interesów. W takim zintegrowanym obozie moglibyśmy być silniejszym graczem, który może dyktować warunki.
Nasza gospodarka jest dość silna. Jeżeli byśmy dogadywali się z Czechami, Węgrami, Słowacją i tworzyli wspólną płaszczyznę, to ranga naszych wspólnych decyzji mogłaby być znacznie większa. Ale tak czy inaczej nic nie zastąpi myślenia, którego obecnej ekipie brakuje. Tę racjonalną asertywność miał Lech Kaczyński, choć może nie wszystko mu wychodziło. Trzeba stwarzać własną markę po to, by inni chętnie współpracowali. A nie obniżać rangę, by inni chcieli spojrzeć na nas. Musimy budować naszą własną siłę, nasze własne marki i na tym się skupiać, a nie tylko dostosowywać się do bieżących potrzeb innych.
Nie wierzy pan, że obecny kryzys jest dla nas szansą?
Szansą byłby, gdybyśmy byli silniejsi. Ale nie jesteśmy. Nie wykorzystaliśmy ostatnich czterech lat na zlikwidowanie długu. Obecne reformy też tego nie gwarantują. Dług trzeba zlikwidować w całości. Takie bolesne reformy mogłyby nas realnie wzmocnić. To, że mamy wzrost gospodarczy wyższy niż inne kraje, to za mało. Musimy zreformować finanse publiczne i wymiar sprawiedliwości. A na zewnątrz nie powinniśmy wybiegać przed orkiestrę. Nie jesteśmy aż tak ważnym graczem, żeby móc wpływać na decyzje, które zapadną w strefie euro. Teraz sprawiamy wrażenie, że jesteśmy gotowi zapłacić każda cenę, aby być wyłącznie przy stole. Będziemy obecni, a to nie znaczy, że będziemy współdecydować. Spoza strefy euro będziemy tylko świadkami. Dobre i to, ale to tylko gesty. A nie powinniśmy płacić za dużo za gesty.
Wojciech Roszkowski, profesor historii w Collegium Civitas. Był europosłem z ramienia PiS