Reklama
Rozwiń
Reklama

Dardanele dla Stalina

Z Władimirem Bieszanowem, autorem „Dziesięciu uderzeń Stalina”, rozmawia Krzysztof Masłoń

Publikacja: 06.01.2012 19:00

Dardanele dla Stalina

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Był ta­ki so­wiec­ki hi­sto­ryk o hi­sto­rycz­nym na­zwi­sku Alek­san­der Sam­so­now, któ­ry twier­dził, że w 1942 ro­ku Sta­lin ce­lo­wo zwa­bił Niem­ców nad Woł­gę, by tam ich „le­piej znisz­czyć". Czy w ZSRR ist­nia­ły gra­ni­ce bzdu­ry, je­śli cho­dzi o Wiel­ką Woj­nę Oj­czyź­nia­ną?

Władimir Bieszanow:

Za tę głu­po­tę Alek­san­der Sam­so­now otrzy­mał w latach 50. ty­tuł człon­ka Aka­de­mii Na­uk. W isto­cie nie mógł on na­pi­sać ina­czej, sko­ro chciał być zgod­ny z my­ślą sa­me­go Sta­li­na. Po­zo­sta­wa­ło, dro­biazg, wy­ja­śnić, dla­cze­go Niem­cy do­szli do Sta­lin­gra­du, a ge­nial­ny Sta­lin głów­ne si­ły utrzy­my­wał na cen­tral­nym kie­run­ku, pod Mo­skwą.

Reklama
Reklama

Czy po­dob­ne re­we­la­cje obec­ne są jesz­cze w dys­kur­sie na temat II woj­ny świa­to­wej?

Głup­stwa nie ma­ją koń­ca, gdyż z chwi­lą, gdy sta­re, sta­li­now­skie ab­sur­dy od­sta­wio­no do la­mu­sa, po­ja­wi­ły się no­we teo­rie, brzmią­ce nie­kie­dy iście sen­sa­cyj­nie. Nie­daw­no pe­wien ro­syj­ski au­tor, da­ru­ję so­bie je­go na­zwi­sko, do­szedł do wnio­sku, że Ar­mia Czer­wo­na po­win­na się do­ga­dać z We­hr­mach­tem, przejść przez Niem­cy i wtar­gnąć ra­zem do Wiel­kiej Bry­ta­nii.

Kie­dyś hi­sto­rią zaj­mo­wa­li się nie­mal wy­łącz­nie pro­fe­sjo­na­li­ści. Dziś co­raz czę­ściej książ­ki na te­ma­ty stric­te hi­sto­rycz­ne pi­szą ama­to­rzy...

A dla­cze­go? Bo nie do­cze­ka­li­śmy się od hi­sto­ry­ków hi­sto­rii II woj­ny świa­to­wej i woj­ny nie­miec­ko­-so­wiec­kiej. Nie ma ta­kie­go dzie­ła, choć je­go opra­co­wa­nie zle­ca­li uczo­nym i Gor­ba­czow, i Jel­cyn, i Pu­tin. Wciąż po­zo­sta­je sze­ścio­to­mo­wa hi­sto­ria z cza­sów Chrusz­czo­wa i nic po­za nią. Na­tu­ral­nie więc,  z chwi­lą, gdy po­ja­wi­ło się wię­cej wol­no­ści, za­bra­li się do tego lu­dzie, któ­rych hi­sto­ria po pro­stu in­te­re­su­je. Sta­wia­ją so­bie py­ta­nie, jak to by­ło na­praw­dę, i usi­łu­ją na nie od­po­wie­dzieć, co nie jest pro­ste, po­nie­waż wciąż nie­do­stęp­nych jest wie­le głów­nych ar­chi­wów, a hi­sto­ria po­zo­sta­je na­uką ideo­lo­gicz­ną.

Reklama
Reklama

Jak pan w tym kon­tek­ście po­strze­ga sie­bie sa­me­go? Ja­ko uczo­ne­go czy en­tu­zja­stę?

Zde­cy­do­wa­nie en­tu­zja­stę.

Autorzy pokroju Wik­tora Su­wo­rowa czy Marka So­ło­nina ma­ją nie tylko go­rą­cych zwo­len­ni­ków, ale i za­przy­się­głych wro­gów. A pan?

Tak sa­mo. Nie da się ukryć, że w mło­do­ści hi­sto­rii II woj­ny świa­to­wej nie­na­wi­dzi­łem, bo by­ła ona czymś bez­brzeż­nie nud­nym. Czy­ta­łem więc hi­sto­rię sta­ro­żyt­ną, pa­sjo­no­wa­łem się bo­ha­te­ra­mi an­tycz­ny­mi, sze­ro­kim łu­kiem omi­ja­jąc książ­ki o woj­nie oj­czyź­nia­nej, po­pi­sy ser­wi­li­zmu au­to­rów, a czę­sto ich nie­wie­dzy.

Reklama
Reklama

Omi­nę­ła pa­na lek­tu­ra „Ma­łej zie­mi" Breż­nie­wa?

A skąd! By­łem prze­cież ofi­ce­rem i bę­dąc w ar­mii, mu­sia­łem ją prze­czy­tać i jesz­cze zro­bić z niej kon­spekt. Ale mó­wi­my o tym, jak jest dziś. Otóż ta­cy au­to­rzy jak So­ło­nin czy Su­wo­row, ja też, nie sta­ra­ją się pi­sać przy­jem­nej hi­sto­rii, ale pró­bu­ją do­ko­pać się te­go, jak by­ło na­praw­dę. Za­czy­na­jąc pra­cę, nie wiem, do ja­kich wnio­sków doj­dę. Oczy­wi­ście, każ­dy na­ród chce mieć hi­sto­rię dla sie­bie wy­god­ną, wła­dza zaś chce mieć hi­sto­rię wy­god­ną dla lu­du. Pe­wien za­stęp­ca gu­ber­na­to­ra po­wie­dział mi: „Pi­szesz praw­dę, ale po co na­ród ma ją znać?". Inna rzecz, że oj­ciec te­go czło­wie­ka zgi­nął pod Sta­lin­gra­dem.

A ja­ka po­win­na być we­dług pa­na hi­sto­ria?

Nie po­win­na po­mi­jać aspek­tów mo­ral­nych. Bli­skie mi jest też zda­nie hi­sto­ry­ka Mi­cha­iła Klu­czew­skie­go, że hi­sto­ria po­win­na ukazywać, jak dalece nam współ­cze­snym uda­ło się od­da­lić od cza­sów, któ­re moż­na na­zwać dzi­ki­mi.

Reklama
Reklama

Wik­tor Su­wo­row na­pi­sał książ­kę „Ostat­nia re­pu­bli­ka", któ­rej pod­ty­tuł brzmi po ro­syj­sku: „Po­czie­mu So­wiet­skij So­juz pro­igrał wto­ro­ju mi­ro­wo­ju woj­nu". No, po­czie­mu?

Od cze­go by za­cząć... Bez teo­rii mark­si­zmu­-le­ni­ni­zmu nie da­my so­bie ra­dy. Otóż zgod­nie z nią pań­stwo ko­mu­ni­stycz­ne nie mo­że ist­nieć w oto­cze­niu ka­pi­ta­li­stycz­nym. W związ­ku z tym głów­ne za­da­nie ko­mu­ni­stów, te­raz już cy­tu­ję Lwa Me­chli­sa, sze­fa Głów­ne­go Za­rzą­du Po­li­tycz­ne­go, po­le­ga­ło na znisz­cze­niu otaczających państw ka­pi­ta­li­stycz­nych. W prze­ciw­nym ra­zie, co do te­go zgod­ni by­li i Sta­lin, i Le­nin, spo­łe­czeń­stwo so­cja­li­stycz­ne stra­ci swą pod­mio­to­wość i sa­mo, pod wpły­wem oto­cze­nia, prze­ro­dzi się w spo­łe­czeń­stwo bur­żu­azyj­ne. Po raz pierw­szy wy­cią­gnię­to wnio­ski z tych za­ło­żeń w 1920 ro­ku nad Wi­słą. Gdy Tu­cha­czew­ski pod­cho­dził pod War­sza­wę, w Mo­skwie już opra­co­wy­wa­no pla­ny so­wie­ty­za­cji Czech i Włoch. Ale po prze­gra­nej nad Wi­słą oka­za­ło się, że Kraj Rad jest w nie­ła­twym po­ło­że­niu, i trze­ba by­ło ze­zwo­lić na NEP, że­by na­ród sam się wy­ży­wił, bo par­tia mia­ła waż­niej­sze spra­wy na gło­wie. Z te­go wszyst­kie­go Le­nin bar­dzo się zmar­twił i umarł, a Sta­lin od 1929 ro­ku przy­go­to­wy­wać się za­czął do woj­ny świa­to­wej, któ­rą uznał za nie­unik­nio­ną.

Je­go am­bi­cje obej­mo­wa­ły ca­łą Eu­ro­pę z uwzględ­nie­niem Pół­wy­spu Skan­dy­naw­skie­go, Bos­foru i Dar­da­ne­li. Dla­te­go Su­wo­row na­pi­sał, że Sta­lin prze­grał woj­nę już w 1941 ro­ku, bo miał świa­do­mość, że nie osią­gnie tych wszyst­kich ce­lów, któ­re za­ło­żył, a po­świę­cił te­mu tak wie­le lat swej pra­cy. To­też mar­twił się, a z te­go zmar­twie­nia przy­mie­rzał się w la­tach 1949 – 1950 do III woj­ny świa­to­wej z uży­ciem bom­by ato­mo­wej. Nie by­ła mu ta woj­na strasz­na, a po­par­cie miał nie tylko wśród swe­go so­wiec­kie­go oto­cze­nia, ale i ze­wnątrz, choć­by od Wiel­kie­go Wo­dza Kim Ir Se­na. W koń­cu jed­nak do III woj­ny nie do­szło, Sta­lin umarł, a Zwią­zek So­wiec­ki za­czął się roz­pa­dać. Bra­ko­wa­ło praw­dzi­we­go przy­wód­cy. Sta­lin był jed­nak naj­lep­szym uczniem Le­ni­na, a Chrusz­czow, cóż, tyl­ko sła­bo wy­kształ­co­nym ro­man­ty­kiem ko­mu­ni­stycz­nym. Sta­lin kle­pał go po ły­si­nie i czu­le mó­wił do nie­go: „Mój ma­leń­ki Marks".

Reklama
Reklama

Wła­di­mir Pu­tin sto­sun­ko­wo nie­daw­no po­wie­dział o 27 mi­lio­nach ofiar Związ­ku So­wiec­kie­go w II woj­nie świa­to­wej. Dla­cze­go, skąd się wzię­ło tych sie­dem do­dat­ko­wych mi­lio­nów?

Te­go nie wiem i dzi­wię się, że to Pu­tin wy­stą­pił z ta­ką in­for­ma­cją, a nie ucze­ni aka­de­mi­cy. We­dług mnie licz­ba 20 mi­lio­nów ofiar, któ­ra przy­ję­ta zo­sta­ła za Chrusz­czo­wa, jest naj­bliż­sza praw­dy. Je­śli zaś cho­dzi o Ar­mię Czer­wo­ną, to stra­ci­ła ona w cza­sie woj­ny, co wy­ni­ka z przy­bli­żo­nych oczy­wi­ście wy­li­czeń, 14 – 15 mi­lio­nów żoł­nie­rzy.

Na ja­kiej pod­sta­wie po­wsta­ją ta­kie wy­li­cze­nia?

W swo­im cza­sie do­ko­na­no szcze­gó­ło­wych ra­chun­ków, ile w Ar­mii Czer­wo­nej zgi­nę­ło człon­ków par­tii, a ilu kom­so­mol­ców, przy czym wy­ni­ki po­da­wa­ne by­ły rów­nież w pro­cen­tach. O ile pa­mię­tam, ci „bar­dziej uświa­do­mie­ni" sta­no­wi­li oko­ło 40 pro­cent skła­du ar­mii. Resz­ta by­ła już pro­stą ma­te­ma­ty­ką. No, ale nie uwa­żam się za sta­ty­sty­ka.

Reklama
Reklama

Nie­mniej po­da­je pan bar­dzo cie­ka­we ze­sta­wie­nia strat, na przy­kład w lot­nic­twie. Oka­zu­je się, że w 1944 ro­ku Zwią­zek So­wiec­ki stra­cił 24 800 sa­mo­lo­tów, ale sen­sa­cyj­nie brzmi wia­do­mość, że w bo­ju tyl­ko 9700 z nich. Co z resz­tą? Wie­dzie­li­śmy, że w 1941 ro­ku wie­le ma­szyn zo­sta­ło znisz­czo­nych na lot­ni­skach, na pasach star­to­wych czy w han­ga­rach. Ale w ro­ku 1944? Czyż­by tak wy­so­ka by­ła ich awa­ryj­ność?

Za­dzia­ła­ło wie­le czyn­ni­ków.

W 1944 ro­ku za ste­ra­mi sa­mo­lo­tów bo­jo­wych sia­da­li pi­lo­ci bez­po­śred­nio po kur­sach, na któ­rych uczy­li się i tre­no­wa­li tyl­ko na szkol­nych ma­szy­nach. W fa­bry­kach sa­mo­lo­tów na Sy­be­rii pra­cow­ni­ków wzię­tych do woj­ska za­stę­po­wa­ły wy­gło­dzo­ne ko­bie­ty i dzie­ci, któ­rym na­rzu­ca­no mor­der­cze pla­ny. Pu­blicz­ną ta­jem­ni­cą sta­ło się, że ja­kom­-3 przy du­żej szyb­ko­ści od­pa­da­ły skrzy­dła. Nie ina­czej by­ło w bro­ni pan­cer­nej.

Czoł­gom, ści­śle mó­wiąc po­gro­mo­wi pan­cer­ne­mu w ro­ku 1941, po­świę­cił pan od­dziel­ną książ­kę. Ten po­grom ła­twiej by­ło­by po­jąć, gdy­by­śmy trzy­ma­li się po­pu­lar­nej nie­gdyś te­zy o wyż­szo­ści uzbro­je­nia nie­miec­kie­go nad so­wiec­kim. Tym­cza­sem te­za ta wo­bec fak­tów się nie bro­ni.

Czoł­gów mie­li­śmy wię­cej niż wszyst­kie ar­mie świa­ta ra­zem wzię­te. A ta­ki T­-78 ab­so­lut­nie gó­ro­wał nad wszyst­ki­mi nie­miec­ki­mi ma­szy­na­mi. Niem­cy nie dys­po­no­wa­li też, na przy­kład, żad­nym czoł­giem po­rów­ny­wal­nym z cięż­kim, pię­cio­- wie­żo­wym T­-35. Ale je­śli wy­cho­dzi na jaw, że po­nad 70 pro­cent strat wy­ni­ka­ło z nie­spraw­no­ści czoł­gów, to w isto­cie mie­li­śmy do czy­nie­nia z jed­nym wiel­kim zło­mo­wi­skiem.

A jed­nak o po­cząt­ko­wych klę­skach Związ­ku So­wiec­kie­go nie sprzęt chy­ba de­cy­do­wał, a przy­naj­mniej nie tyl­ko on. So­ło­nin uwa­ża, że za­de­cy­do­wał brak mo­ty­wa­cji u żoł­nie­rzy po­łą­czo­ny z bra­kiem umie­jęt­no­ści czy­sto woj­sko­wych. Zga­dza się pan z nim?

W 1941 ro­ku z no­wo­cze­sną, ów­cze­śnie naj­lep­szą, co nie zna­czy naj­le­piej uzbro­jo­ną, ar­mią na świe­cie star­ło się woj­sko feu­dal­ne. Wy­róż­ni­kiem so­wiec­kie­go zbro­je­nia się, a by­ło ono nie­zwy­kle in­ten­syw­ne, by­ła nie­praw­do­po­dob­na wręcz nieskuteczność. Dla po­rów­na­nia: Ar­mia nie­miec­ka już w 1930 ro­ku mia­ła wszyst­kie po­trzeb­ne jej sys­te­my do­pra­co­wa­ne w każ­dym ele­men­cie. Pra­co­wa­no nad tym od za­koń­cze­nia I woj­ny świa­to­wej. Gu­de­rian za­ma­wiał czoł­gi, przed­stawia­jąc wa­run­ki, ja­kie mu­szą speł­niać, i ta­kie czoł­gi otrzy­my­wał. Ale kon­kret­ne osią­gi tre­no­wa­ne by­ły na wo­zach z na­pę­dem... ro­we­ro­wym. Ni­ko­mu to nie prze­szkadza­ło. W Związ­ku So­wiec­kim zaś, gdy wy­eli­mi­no­wa­no daw­nych, re­wo­lu­cyj­nych do­wód­ców, wraz z ni­mi po­zby­to się kla­sycz­nej ar­ty­le­rii. Za­stą­pić ją mia­ły uni­wer­sal­ne dzia­ła od­rzu­to­we przy­dat­ne rze­ko­mo wszę­dzie, w każ­dej bro­ni. Trwa­ło tak sześć lat, aż roz­strze­la­no Tu­cha­czew­skie­go i tych wszyst­kich, któ­rzy mu słu­ży­li. I wte­dy oka­za­ło się, że po­trze­bu­je­my jed­nak kla­sycz­nej ar­ty­le­rii, że na­gle nie­zbęd­ne są nam moź­dzie­rze. Coś więc wy­pa­trzo­no i skra­dzio­no z Włoch, coś z Nie­miec. A nie by­ło mo­wy o tym, że­by naj­pierw spraw­dzić do­brze no­wy ro­dzaj sprzę­tu, a do­pie­ro po­tem wdro­żyć go do pro­duk­cji. Jak Tu­cha­czew­skie­mu spodo­ba­ła się jed­na tan­kiet­ka, to na­tych­miast za­mó­wił ją w... trzech ty­sią­cach eg­zem­pla­rzy.

Złe do­wo­dze­nie, fa­tal­na or­ga­ni­za­cja... Co jesz­cze?

Za­trzy­mał­bym się nad or­ga­ni­za­cją wła­śnie. Po­szcze­gól­ne dy­wi­zje dzia­ła­ły w ode­rwa­niu od jed­no­stek pan­cer­nych, a ata­ku­ją­ce czoł­gi nie mia­ły osło­ny z po­wie­trza. Co do do­wo­dze­nia zaś to an­giel­ski teo­re­tyk woj­sko­wo­ści Ful­ler pod­kre­ślał, że by­ło ono pod­sta­wo­wą sła­bo­ścią Ro­sjan w II woj­nie świa­to­wej, a naj­więk­szą si­łą re­zer­wy.

Nie wy­róż­nił­by pan żad­ne­go z wyż­szych do­wód­ców? Prze­cież nie wszy­scy by­li tę­py­mi bru­ta­la­mi i nie­do­uka­mi.

My­ślę, że naj­bar­dziej uta­len­to­wa­ny był Kon­stan­ty Ro­kos­sow­ski. Ze­brał wo­kół sie­bie do­brych ofi­ce­rów, niezłych żoł­nie­rzy, choć Niem­cy mó­wi­li o nich „ban­da Ro­kos­sow­skie­go". Nie­ma­łą je­go za­słu­gę wi­dział­bym w tym, że nie bił swych pod­wład­nych, nie upra­wiał mor­do­bi­cia jak Żu­kow czy Ko­niew, Je­re­mien­ko i Ku­lik. W Ar­mii Czer­wo­nej obo­wią­zy­wa­ła hie­rar­chia: mar­sza­łek bił ge­ne­ra­ła, ge­ne­rał puł­kow­ni­ka, i tak do sa­me­go do­łu. Wy­jąt­ki by­ły nie­licz­ne: Mie­rie­dow, Gor­ba­tow. Ten ostat­ni nie po­słu­gi­wał się na­wet gru­bym sło­wem, nie pił, nie grał w kar­ty, nikt nie sły­szał o je­go wo­jen­nych ro­man­sach, za to na fron­cie by­ła też je­go żo­na. Wszyst­ko to ra­zem by­ło jak na Zwią­zek So­wiec­ki nie­wia­ry­god­ne.

W wy­da­nych w Pol­sce „Dzie­się­ciu ude­rze­niach Sta­li­na" w tych miej­scach, któ­re po­zo­sta­ją w naj­więk­szej sprzecz­no­ści z usta­le­nia­mi hi­sto­ryków polskich, tłu­macz Wi­told Ste­fa­no­wicz dał od­po­wied­nie przy­pi­sy. Jed­no zda­nie umknę­ło chy­ba jed­nak je­go uwa­gi, a do­ma­ga się ko­men­ta­rza. Otóż pi­sząc o wal­kach na Ukra­inie, po­wia­da pan: „W la­tach 1941 – 1944 UPA wal­czy­ła z Niem­ca­mi, od­dzia­ła­mi pol­skiej Ar­mii Kra­jo­wej oraz par­ty­zan­ta­mi ra­dziec­ki­mi". Ow­szem, utrzy­mu­ją tak apo­lo­ge­ci Ban­de­ry, ale na­praw­dę UPA w hi­tle­row­cach wi­dzia­ła so­jusz­ni­ków nie­mal do koń­ca.

Rze­czy­wi­ście, brzmi to zda­nie na­zbyt ogól­nie, choć w dzia­ła­niach par­ty­zanc­kich trud­no o ka­te­go­rycz­ne są­dy, bo z kim, daj­my na to, wal­czył Kow­pak? Ale są to spra­wy pa­sjo­nu­ją­ce i cze­ka­ją na wy­ja­śnie­nie. Jed­na z przy­go­to­wy­wa­nych obec­nie prze­ze mnie prac do­ty­czy wła­śnie par­ty­zant­ki so­wiec­kiej, pol­skiej, bia­ło­ru­skiej i ukra­iń­skiej dzia­ła­ją­cej na ob­sza­rze za­chod­niej Bia­ło­ru­si, za­chod­niej Ukra­iny i wschod­niej Pol­ski. Z daw­nych pod­ręcz­ni­ków i ksią­żek hi­sto­rycz­nych do­wie­dzieć się moż­na by­ło je­dy­nie o współ­dzia­ła­niu tych for­ma­cji we wspól­nej wal­ce z fa­szy­zmem. A cóż to by­ło za współ­dzia­ła­nie, sko­ro par­ty­zan­ci so­wiec­cy jed­ne­go dnia wal­czy­li ra­mię w ra­mię z Po­la­ka­mi z Ar­mii Kra­jo­wej, a na­za­jutrz ich roz­bra­ja­li?

Wła­di­mir Bie­sza­now (ur. 1962) jest by­łym ofi­ce­rem so­wiec­kiej ma­ry­nar­ki wo­jen­nej. Po roz­pa­dzie ZSRR wy­stą­pił z woj­ska. Po­dej­mo­wał róż­ne pra­ce, był m.in. kie­row­ni­kiem tar­ta­ku, spe­dy­to­rem, sze­fem klu­bu, re­dak­to­rem w wy­daw­nic­twie. Od 1996 r. wy­kła­da dzie­je woj­sko­wo­ści na Uni­wer­sy­te­cie Pe­da­go­gicz­nym w ro­dzin­nym Brze­ściu. Jest au­to­rem kil­ku­na­stu bar­dzo po­pu­lar­nych ksią­żek, m.in. wy­da­nych też w Pol­sce przez Bel­lo­nę „Po­gro­mu pan­cer­ne­go 1941" i „Ro­ku 1944. Dzie­się­ciu ude­rzeń Sta­li­na".

Był ta­ki so­wiec­ki hi­sto­ryk o hi­sto­rycz­nym na­zwi­sku Alek­san­der Sam­so­now, któ­ry twier­dził, że w 1942 ro­ku Sta­lin ce­lo­wo zwa­bił Niem­ców nad Woł­gę, by tam ich „le­piej znisz­czyć". Czy w ZSRR ist­nia­ły gra­ni­ce bzdu­ry, je­śli cho­dzi o Wiel­ką Woj­nę Oj­czyź­nia­ną?

Władimir Bieszanow:

Pozostało jeszcze 98% artykułu
Reklama
Plus Minus
„Posłuchaj Plus Minus”: Czy inteligencja jest tylko za Platformą
Materiał Promocyjny
Czy polskie banki zbudują wspólne AI? Eksperci widzą potencjał, ale też bariery
Plus Minus
Odwaga pojednania. Nieznany głos abp. Kominka
Plus Minus
„Kubek na tsunami”: Żywotna żałoba przegadana ze sztuczną inteligencją
Plus Minus
„Kaku: Ancient Seal”: Zręczny bohater
Materiał Promocyjny
Urząd Patentowy teraz bardziej internetowy
Plus Minus
„Konflikt”: Wojna na poważnie
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama