Pożegnanie z Szarmachem

No i nie zobaczyłem tej bramki Szarmacha. Ani Majewskiego, ani Kupcewicza. Wszystko przez bujnie rozwinięte dziewczęta z NRD oraz sny sowieckich generałów o podboju świata...

Publikacja: 09.06.2012 01:01

Piotr Gociek

Piotr Gociek

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Był smutny rok 1982, a ja, chłopię niespełna trzynastoletnie, uczyłem się – nie wiedząc nawet o tym – jak w imieniu bloku demokracji ludowych podbić Danię.Obóz był międzynarodowy, niby harcerski, a tak naprawdę pionierski. Zestaw zajęć dawał do myślenia, tylko że nikt z nas wtedy nie umiał jeszcze za bardzo myśleć: strzelanie, rzut granatem do celu, rzut granatem na odległość i długie biegi na orientację. Towarzystwo zaś internacjonalistyczne: oprócz Polaków także enerdowcy i Czesi, którzy byli  gospodarzami, bo obóz zorganizowano w miejscowości Jiloviste.

Było nas około setki, po połowie dziewcząt i chłopców, bo w socjalizmie szkolenia paramilitarne były unisex. Najbardziej prowokacyjne i zdecydowanie najhojniej obdarzone przez naturę były młode Niemki.

Tu zaczął się wybór dramatyczny. Półfinałowy mecz Espana '82 przegrany przez Polskę z Włochami 0:2 zdążyliśmy jeszcze obejrzeć w Polsce. Mecz z Francją o trzecie miejsce wypadł jednak już pierwszego wieczora na obozie, kiedy byliśmy niesłychanie podekscytowani pełnowymiarową strzelnicą, faktem, że boisko piłkarskie wysypane jest czarnym żwirkiem, oraz tym, że natryski chłopców przylegają do dziewczęcych i oddzielone są od siebie ścianą z szarych desek pełną łatwych do wybicia sęków.

Podczas gdy tłum kłębił się wokół jedynego na obozie czarno-białego telewizora, my, czyli chatka numer 6 , ruszyliśmy chyłkiem do umywalni, by przez wybite w deskach otwory zaznajomić się z prawdziwą naturą wschodnioniemieckiej kobiecości.

Niestety, naszym instruktorom znana była stalinowska zasada „ufać, ale kontrolować" oraz haniebny stan techniczny ściany w umywalni. Mimo półgodzinnego kluczenia wśród drzew nie udało nam się zmylić czujności wychowawców strzegących dziewczęcych natrysków.

Rzecz zakończyła się dla nas sromotną klęską – zdemaskowani jako osobnicy do szczętu zdemoralizowani zostaliśmy odesłani do chatki numer 6, i tak nie zobaczyliśmy ani meczu, ani berlińskich i lipskich delicji.

Lata później, gdy dzięki najpierw kasetom wideo, a potem płytom DVD można było już obejrzeć dowolny archiwalny mecz, powziąłem byłem szczere postanowienie uzupełnienia braków w edukacji futbolowej. Mundial '78 znałem na pamięć, podobnie jak nieszczęsne mistrzostwa z roku 1986, czyli początek klątwy Bońka.

Zanim jednak zabrałem się za obejrzenie słynnego pojedynku z Francuzami, który dał nam trzecie miejsce w Hiszpanii, postanowiłem obejrzeć wszystkie mecze Polaków z legendarnych mistrzostw w roku 1974, czyli szczyt szczytów drużyny Górskiego.

Tu sprawa się rypła. Lekko oniemiałem, widząc mecze, w których brali udział osobnicy przypominający fryzurami i wąsiskami meksykańskich bandytów z westernów. Rozgrywanie akcji też było dziwne: kiedy gość z piłką przyspieszał i ogrywał przeciwnika, kolejni już mu za bardzo nie przeszkadzali; kiedy szybki skrzydłowy zacentrował z rogu boiska, z reguły w polu karnym było tyle miejsca, że dałoby się zaparkować ze trzy autobusy.

Krótko mówiąc – kabaret. Szacowny i zwycięski (do czasu), ale kabaret. Wszystko to nie było nawet w połowie tak fajne jak w komiksie Grzegorza Rosińskiego o niemieckich mistrzostwach świata „Od Walii do Brazylii", który czytałem jakieś sto dwadzieścia trzy razy.

Wtedy postanowiłem, że nigdy nie obejrzę meczu Polska-Francja, który ominął mnie za młodu z powodu burzy hormonów i czujności obozowych cerberów. Znałem go z dziesiątków relacji w gazetach i książkach, ze wspomnień ojca, cmoków i zachwytów wujów, o pełnych przesady relacjach kolegów z podwórka nie wspominając.

I co? Miałbym to teraz wszystko wyrzucić do kosza? Odkryć, jak wyglądało naprawdę – a jakkolwiek by wyglądało, to na pewno gorzej?

Jeśli Polska na Euro 2012 zagra o pierwsze albo choćby i o trzecie miejsce, nie będę oglądał tego meczu (nie, nie mam w tym czasie upatrzonych hożych Niemek do podglądania).

Legendy rodzą i się rosną najlepiej w miejscach, od których na chwilę odwracamy wzrok. A ja tak bardzo chciałbym znów przeżyć narodziny polskiej piłkarskiej legendy. Nie miejcie mi tego za złe.

Autor jest publicystą tygodnika „Uważam Rze"

Był smutny rok 1982, a ja, chłopię niespełna trzynastoletnie, uczyłem się – nie wiedząc nawet o tym – jak w imieniu bloku demokracji ludowych podbić Danię.Obóz był międzynarodowy, niby harcerski, a tak naprawdę pionierski. Zestaw zajęć dawał do myślenia, tylko że nikt z nas wtedy nie umiał jeszcze za bardzo myśleć: strzelanie, rzut granatem do celu, rzut granatem na odległość i długie biegi na orientację. Towarzystwo zaś internacjonalistyczne: oprócz Polaków także enerdowcy i Czesi, którzy byli  gospodarzami, bo obóz zorganizowano w miejscowości Jiloviste.

Było nas około setki, po połowie dziewcząt i chłopców, bo w socjalizmie szkolenia paramilitarne były unisex. Najbardziej prowokacyjne i zdecydowanie najhojniej obdarzone przez naturę były młode Niemki.

Tu zaczął się wybór dramatyczny. Półfinałowy mecz Espana '82 przegrany przez Polskę z Włochami 0:2 zdążyliśmy jeszcze obejrzeć w Polsce. Mecz z Francją o trzecie miejsce wypadł jednak już pierwszego wieczora na obozie, kiedy byliśmy niesłychanie podekscytowani pełnowymiarową strzelnicą, faktem, że boisko piłkarskie wysypane jest czarnym żwirkiem, oraz tym, że natryski chłopców przylegają do dziewczęcych i oddzielone są od siebie ścianą z szarych desek pełną łatwych do wybicia sęków.

Podczas gdy tłum kłębił się wokół jedynego na obozie czarno-białego telewizora, my, czyli chatka numer 6 , ruszyliśmy chyłkiem do umywalni, by przez wybite w deskach otwory zaznajomić się z prawdziwą naturą wschodnioniemieckiej kobiecości.

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy