Był smutny rok 1982, a ja, chłopię niespełna trzynastoletnie, uczyłem się – nie wiedząc nawet o tym – jak w imieniu bloku demokracji ludowych podbić Danię.Obóz był międzynarodowy, niby harcerski, a tak naprawdę pionierski. Zestaw zajęć dawał do myślenia, tylko że nikt z nas wtedy nie umiał jeszcze za bardzo myśleć: strzelanie, rzut granatem do celu, rzut granatem na odległość i długie biegi na orientację. Towarzystwo zaś internacjonalistyczne: oprócz Polaków także enerdowcy i Czesi, którzy byli gospodarzami, bo obóz zorganizowano w miejscowości Jiloviste.
Było nas około setki, po połowie dziewcząt i chłopców, bo w socjalizmie szkolenia paramilitarne były unisex. Najbardziej prowokacyjne i zdecydowanie najhojniej obdarzone przez naturę były młode Niemki.
Tu zaczął się wybór dramatyczny. Półfinałowy mecz Espana '82 przegrany przez Polskę z Włochami 0:2 zdążyliśmy jeszcze obejrzeć w Polsce. Mecz z Francją o trzecie miejsce wypadł jednak już pierwszego wieczora na obozie, kiedy byliśmy niesłychanie podekscytowani pełnowymiarową strzelnicą, faktem, że boisko piłkarskie wysypane jest czarnym żwirkiem, oraz tym, że natryski chłopców przylegają do dziewczęcych i oddzielone są od siebie ścianą z szarych desek pełną łatwych do wybicia sęków.
Podczas gdy tłum kłębił się wokół jedynego na obozie czarno-białego telewizora, my, czyli chatka numer 6 , ruszyliśmy chyłkiem do umywalni, by przez wybite w deskach otwory zaznajomić się z prawdziwą naturą wschodnioniemieckiej kobiecości.
Niestety, naszym instruktorom znana była stalinowska zasada „ufać, ale kontrolować" oraz haniebny stan techniczny ściany w umywalni. Mimo półgodzinnego kluczenia wśród drzew nie udało nam się zmylić czujności wychowawców strzegących dziewczęcych natrysków.
Rzecz zakończyła się dla nas sromotną klęską – zdemaskowani jako osobnicy do szczętu zdemoralizowani zostaliśmy odesłani do chatki numer 6, i tak nie zobaczyliśmy ani meczu, ani berlińskich i lipskich delicji.
Lata później, gdy dzięki najpierw kasetom wideo, a potem płytom DVD można było już obejrzeć dowolny archiwalny mecz, powziąłem byłem szczere postanowienie uzupełnienia braków w edukacji futbolowej. Mundial '78 znałem na pamięć, podobnie jak nieszczęsne mistrzostwa z roku 1986, czyli początek klątwy Bońka.
Zanim jednak zabrałem się za obejrzenie słynnego pojedynku z Francuzami, który dał nam trzecie miejsce w Hiszpanii, postanowiłem obejrzeć wszystkie mecze Polaków z legendarnych mistrzostw w roku 1974, czyli szczyt szczytów drużyny Górskiego.