Tamtą czwartkową noc i piątkowy poranek działacze „Solidarności" pamiętają jak najbardziej ekscytującą rozgrywkę pokera. Przyjechali do Warszawy, by wyłonić nowe władze związku. Po klęsce wyborczej AWS Marian Krzaklewski bronił stanowiska. Atakowali działacze żądający zmian. Dotychczasowy przewodniczący na początku miał czterech rywali. Jednak chociaż z każdym głosowaniem konkurentów ubywało, nie był w stanie zebrać głosów potrzebnych do reelekcji.
W końcu Krzaklewski sięga po tratwę ratunkową: wycofa się z wyborów, jeśli do gry wejdzie 40-letni Piotr Duda, od trzech miesięcy szef Regionu Śląsko-Dąbrowskiego. Koledzy Dudę zachęcają: „Masz zwycięstwo w kieszeni". „Taka szansa już się nie powtórzy". On jednak odmawia, zasłaniając się brakiem przygotowania i doświadczenia. – Nie jestem kolekcjonerem wizytówek – mówi.
– U mnie zdobył duży szacunek wtedy – przyznaje Kazimierz Grajcarek, z racji swych wpływów zwany „generałem" związku. Pokazał, że nie jest łasy na sukcesy. Zrezygnować z przywództwa „Solidarności" w tak młodym wieku to jest coś.
Komandos z PRL
Już wtedy dało się zauważyć, że Piotr Duda planuje karierę na lata. W pamiętnych wyborach 2002 r. szefem związku został Janusz Śniadek. A Duda, wbrew przepowiedniom kolegów, odebrał mu tę funkcję w 2010 r. Został przewodniczącym na swoich warunkach. Jest niewątpliwie największym objawieniem w polskiej polityce ostatnich lat. Szansą dla „Solidarności", którą może odmłodzić, ocenia jeden z działaczy.
Jego charyzmę jedni porównują z Lechem Wałęsą, inni z Andrzejem Lepperem. Ten sam słuch społeczny, ta sama umiejętność porywania tłumów. Działanie na emocje słuchaczy. Weźmy choćby ostatnią pikietę pod Pałacem Prezydenckim. Kilka tysięcy osób, ścisk, szum. Duda bierze do ręki mikrofon. I robi się cisza. Mówi o tym, by nie skazywać Polaków na pracę do śmierci, nie robić z nich leni. Przemawia 35 minut. Niby nic niezwykłego. A przerywają mu tylko oklaski. Skończył i na ulicę powraca gwar. Nikt, kto mówił po nim, nie porwał już słuchaczy.
Ważny element budowy wizerunku stanowi perfekcyjnie dobrany strój przewodniczącego. Kraciasta ciemna robotnicza koszula pod sportową marynarką, gdy idzie złożyć do Sejmu podpisy pod wnioskiem o referendum. T-shirt z napisami, kiedy manifestuje pod Sejmem ze związkowcami. Nienagannie skrojony elegancki garnitur na spotkanie z prezydentem. W telewizji przewodniczący prezentuje się jako partner głowy państwa, a nie watażka, który jeszcze kilka dni temu okupował Sejm.
Charakterystyczne, że na żadnej wersji stroju przewodniczącego nie ma miejsca na znaczek „Solidarności". Duda jak ognia unika eksponowania wypisanej solidarycą nazwy związku. Zamiast tego przyszpilona do klapy „gapa", znaczek spadochroniarzy. Jak na lidera historycznego związku to nietypowa manifestacja. Najwyraźniej w badaniach wyszło, że logo „Solidarności" wywołuje takie konotacje, z którymi Dudzie nie po drodze. On chce być postrzegany jako komandos, mówi jeden z działaczy.
W 2010 r. Piotr Duda przejął związek pod hasłami zmian. Odpolitycznienia, bo za Janusza Śniadka „Solidarności" zarzucano nadmierne uzależnienie od PiS. Otwarcia się na nowych członków. Aktywizacji struktur. Skupieniu na teraźniejszości. „Jesteśmy wspaniałą organizacją, mamy wyjątkową historię. Ale nie możemy żyć głównie czasami, które minęły." – przekonywał wtedy.
Do pierwszej „Solidarności" wstąpił jako 19-letni chłopak. Po pacyfikacji kopalni Wujek rozdawał załodze czarne wstążeczki na znak żałoby. Przy tej czynności zastał go zakładowy komisarz wojskowy, dlatego już na wiosnę 1982 r. Piotr Duda dostał powołanie do wojska. Znalazł się w elitarnej 6. Pomorskiej Dywizji Powietrzno-Desantowej. – Byłem wysportowany, ambitny. Pojechałem na kurs spadochronowy. Potem służyłem także jako saper. Nie bałem się – opowiada. Ze swoją jednostką pojechał w ramach kontyngentu ONZ do Syrii.
Tym, którzy na forach internetowych sugerują, że taki wyjazd w stanie wojennym rodzi podejrzenia, odpowiada: Przecież nie byłem zawodowym żołnierzem. To był normalny nabór. Jako szef związku jestem prześwietlony i przez IPN, i przez Instytut Gaucka.
Nie był działaczem opozycji. Zapytany o „Solidarność" odpowiada, że dla niego to przede wszystkim wrażliwość na ludzką krzywdę i biedę. Syn salowej ze szpitala psychiatrycznego w Toszku i ślusarza z zakładów naprawczych taboru kolejowego podkreśla, że zna wszystkie odcienie ludzkiej biedy. – Mama pracowała na trzy zmiany, tata wstawał o trzeciej w nocy, żeby dojechać do Gliwic. Opiekowałem się młodszą siostrą. Mieszkaliśmy w pokoiku z kuchnią, woda była na korytarzu. Żyliśmy z miesiąca na miesiąc, a niekiedy z dnia na dzień – opowiada.
Diskdżokej z Gliwic
W wakacje dorabiał. To jako konwojent, to pracownik rozlewni, to w magazynie przerzucał skrzynki. W gminnym ośrodku kultury w Toszku prowadził dyskoteki. – Z magnetofonu, bo nie było wtedy płyt, grałem w soboty od 18 do 22. – wspomina. Można było parę złotych zarobić. Na koszulę czy spodnie. Chciał się usamodzielnić, stanąć na nogi.
W wieku 21 lat ma już na utrzymaniu rodzinę – żonę Grażynę i dwójkę dzieci. Żona to historia romantyczna. Będąc w Syrii, zobaczył na okładce „Panoramy Śląskiej" śliczną dziewczynę. Postanowił, że się z nią ożeni. Udało się, co utwierdziło go w przekonaniu, że wszystko jest możliwe. W Hucie im. 1 Maja na tokarce wyrabia zestawy dla kolei. Pracuje na akord w soboty i niedziele.
Zawodowym związkowcem został w roku 1992, w wieku 30 lat, gdy w Hucie Gliwice wygrał wybory na szefa „Solidarności". Już wtedy zakład miał poważne problemy, Duda zaś dał się poznać jako sprawny organizator protestów. Ówczesny lider śląskiej „Solidarności" Marek Kempski wspominał, że zaskoczył działaczy skutecznością. Dostał się do programu interwencyjnego Elżbiety Jaworowicz i tam bronił swojego zakładu. Obrotny działacz szybko trafił do pracy w centrali regionu. Kiedy huta upadła w 2000 r., Duda już od kilku lat pełnił funkcję skarbnika regionu.
W 2002 r. został szefem śląsko-dąbrowskiej „Solidarności", najsilniejszej w związku. Z Katowic uczynił swą twierdzę. W centrum przy ul. Floriana wybudował nową siedzibę, w niej salę konferencyjną wyposażoną w zdalnie sterowane kamery i kabiny do tłumaczeń symultanicznych. Jeden z najnowocześniejszych obiektów w województwie.