Polacy zaczynają się bać kryzysu. Odpływają więc z zielonej wyspy i dołączają do reszty zestresowanych Europejczyków. A ponieważ gospodarka to co najmniej w połowie psychologia, ten strach jest niebezpieczny. W skrajnym przypadku może prowadzić do paraliżu gospodarki i recesji.
„Od powietrza, głodu, ognia i wojny wybaw nas Panie!" brzmi popularna modlitwa. Głodu już się nie boimy, pożary w epoce postdrewnianej to stosunkowa rzadkość, wojna w Europie jest dziś raczej nieprawdopodobna, zaś morowe powietrze w czasach antybiotyków to też historia.
Zdaniem psychologa biznesu Leszka Mellibrudy najbardziej boimy się utraty zdrowia i starości, ale zaraz potem pogorszenia sytuacji materialnej, które skutkowałoby utratą kontroli nad własnym losem, uzależnieniem od opieki społecznej czy rodziny. Jak wynika z badań firmy Nielsen najbardziej boimy się o pracę, a także różnych podwyżek, zwłaszcza za usługi komunalne i żywność.
Poprzednio tak duży strach przeżywaliśmy na początku lat 90., w czasie transformacji. Wtedy po raz pierwszy pojawiło się bezrobocie, a wśród przedsiębiorców dominowała wolno amerykanka. Ale na horyzoncie przynajmniej majaczył nowy, wspaniały świat. Teraz znów jesteśmy zagubieni i przestraszeni. A końca kryzysu nie widać. Dawny cel, Unia Europejska, zwłaszcza strefa euro, trzeszczą w szwach, a wielkie gospodarki Hiszpanii i Włoch balansują na granicy bankructwa.
W efekcie odkładamy większe wydatki, np. na domy czy auta. Boimy się brać kredyty, ale też banki nie chcą nam ich udzielać, obawiając się, że pieniędzy nie oddamy, gdy stracimy pracę. Z kolei firmy nie inwestują, bo boją się, że nie sprzedadzą swych produktów. Wolą zwalniać pracowników i przeczekać trudny czas, działając na pół gwizdka. Ten strach zaczyna już paraliżować gospodarkę. Boimy się też inwestować na giełdzie, kupujemy raczej złoto i dolary, jak w czasach PRL.
Niemcy też się boją
Firma Nielsen zbadała poziom optymizmu mieszkańców 56 krajów świata. Badania pokazują, że z dużego zadowolenia wpadliśmy w równie wielki pesymizm. Indeks dla Polski wynosi tylko 69 pkt, podczas gdy średnia europejska to 73, a światowa 91. Tymczasem przed kryzysem należeliśmy do największych optymistów w Europie ze 110 pkt.
Z kolei z badań TNS OBOP wynika, że Polacy pesymistycznie oceniają zarówno kondycję naszej gospodarki, jak i swoją przyszłość. Wskaźnik nastrojów w I kwartale 2012 r. wyniósł 87,2 pkt, spadając w trzy miesiące o 8,5 pkt. Tymczasem poziom równowagi między optymizmem i pesymizmem to 100 pkt.
Podobnie jest z firmami. Jeszcze w ubiegłym roku firmy nie bały się kryzysu. Teraz prawie 60 proc. małych i średnich firm uważa, że osłabienie gospodarcze w tym roku będzie silniejsze niż w latach 2008–2009. Nie spodziewa się go tylko 4,2 proc. firm – wynika z badania organizacji przedsiębiorców PKPP Lewiatan. Największe obawy mają firmy związane z dostawami wody, gospodarką ściekami i odpadami oraz firmy transportowe.
Zwykły obywatel w Polsce tak naprawdę nie zorientował się jeszcze, w jak trudnych czasach żyjemy – ostrzega Krzystof Rybiński, były wiceprezes NBP, okrzyknięty największym pesymistą wśród polskich ekonomistów.
Czy w Polsce będzie recesja? Tak, w przyszłym roku, pytanie, jak głęboka. Pogarszają się nastroje konsumentów i biznesu, spowalnia produkcja, sprzedaż detaliczna, spada eksport. W sposób dramatyczny zmniejszyła się innowacyjność firm i niech nikogo nie zwiedzie mówienie o „polskim wynalazku", grafenie. Kryzys może być pełzający, ale też może przyjąć formę załamania i to gorszego od upadku Lehman Brothers. Rysują się scenariusze złe albo bardzo złe. Hiszpania i Włochy idą w kierunku upadłości, nie da się zahamować wzrostu ich zadłużenia.
Coraz bardziej boją się też Niemcy, dla których kryzys był łaskawy. Niemiecki dziennik „Die Welt" opublikował sondaż, z którego wynika, że ponad połowa mieszkańców (56 proc.) obawia się, iż sytuacja gospodarcza ich kraju pogorszy się w ciągu najbliższego roku. Jeszcze trzy miesiące temu podobne obawy wyrażało tylko 32 proc. respondentów.
Od południa wieje grozą
Obawy nie biorą się z niczego. Jesteśmy zalewani niepokojącymi informacjami z innych krajów. Francuski bank centralny zapowiedział, że gospodarka tego kraju w III kwartale wejdzie w recesję. Grecja może nie dostać pieniędzy, bo jest daleka od spełniania stawianych jej warunków. Rosną ceny paliw i żywności. Te ostatnie za sprawą suszy w USA i Rosji. Można by długo wymieniać.
Politycy zaczynają się godzić z faktem, że do opanowania sytuacji jeszcze daleko. Premier Włoch Mario Monti ocenia obecne pokolenie młodzieży za „straconą generację". Bezrobocie wśród dwudziestolatków jest rekordowe i wynosi w tym kraju 36 proc. A rząd dalej tnie wydatki. Najnowszy pomysł to zmniejszenie liczby łóżek w szpitalach regionalnych, redukcja wynagrodzeń lekarzy i cięcia o 10 proc. etatów w administracji publicznej.
Strach w Europie jest tak wielki, że inwestorzy kupują obligacje nawet o ujemnym oprocentowaniu, byle tylko przechować bezpiecznie pieniądze przez jakiś czas.
Obawy pogłębia brak zaufania do elit politycznych i gospodarczych. Poszczególne kraje mają sprzeczne interesy, a politycy i ekonomiści kłócą się o sposoby wyjścia z kryzysu.