Wywiad prof. Andrzeja Nowaka „Wspaniała niezgoda na zniewolenie" („Plus Minus" z 28–29 czerwca), traktujący o powstaniu warszawskim, a ubocznie także o innych powstaniach narodowych i romantyzmie, zawiera wiele twierdzeń dyskusyjnych. Ale do dyskusji nie zachęca, bo autor traktuje krytykę wymienionych tu czynów i myśli jako przejaw wrogiego wobec nich nastawienia, co więcej – tchórzliwej, antypatriotycznej postawy (...). „Kto chce dziś zakwestionować polską tożsamość – uderza w narodowe powstania" – tak wyeksponowała redakcja „Plus Minus" główną myśl tego wywiadu. Zarzuty stawiane kierownictwu powstania (...), że doprowadzili do zniszczenia Warszawy, są wyrazem „strachu przed silniejszym, którego trzeba by oskarżyć o zbrodnie i przeciwstawić mu się". Nasuwa tu się uwaga, że w perspektywie historycznej zarzut ten można by postawić już Woroniczowi („więc gdy nie możesz karać bez przyczyny, los nasz być musi płodem własnej winy"), Szujskiemu i Bobrzyńskiemu, niejednej wypowiedzi Słowackiego czy Żeromskiego.
Ze względu na taką postawę Andrzeja Nowaka wobec wszystkich, którzy myślą inaczej, jak on, nie bardzo chce się z nim dyskutować. Ale mimo to zaryzykuję.
Zacznę od tematu ubocznego, ale ogólniejszego – od romantyzmu i powstań narodowych. Andrzej Nowak mówi o dzisiejszej „tendencji do wyrzucenia tradycji romantycznej na śmietnik historii", o „wykpiwanej dzisiaj tak łatwo martyrologii" itp. Przykładów nie podaje; chyba trudno byłoby znaleźć dla potępienia romantyzmu, znalazłyby się zapewne przykłady protestów przeciw kultowi narodowej martyrologii. Nie przypominam sobie jednak z lat ostatnich pozycji o większym ciężarze gatunkowym i szerszym rezonansie. (...) Wydaje mi się, że Andrzej Nowak walczy z urojonym, a w każdym razie wyolbrzymionym antagonistą. (...)
Trzon wywiadu poświęcony jest powstaniu warszawskiemu. (...)
Profesor Nowak najpierw powiada, iż „na pewno nie było żadnych gwarancji", że Niemcy nie spaliliby Warszawy nawet wtedy, gdyby powstania nie było. Przyznam się, że po raz pierwszy spotkałem się z takim trybem dowodzenia u profesjonalnego historyka. A przy tym, jeśli nawet ze względów wojskowych Niemcy spaliliby wtedy Warszawę, nie widać racji, dla których w owej sytuacji mieliby także masowo mordować Polaków. Przecież próbowali wtedy ich pozyskać do wspólnej walki przeciw najazdowi Armii Czerwonej. Rozmiary narodowej tragedii byłyby więc nieporównywalnie mniejsze.