Elita w pomarańczowych chustach

Drużyna harcerska z gimnazjum Batorego była społeczeństwem obywatelskim w miniaturze. Do „Pomarańczarni” należeli zarówno późniejszy żołnierz NSZ, jak i wybitny matematyk pochodzenia żydowskiego.

Publikacja: 13.04.2013 01:01

Warszawa, 1949 r.: wyjazd na ostatni obóz przed rozwiązaniem ZHP

Warszawa, 1949 r.: wyjazd na ostatni obóz przed rozwiązaniem ZHP

Foto: Archiwum Fotograficzne „Pomarańczarni”

Red

„Kamienie na szaniec" Aleksandra Kamińskiego, bohaterowie tej książki i ich środowisko: drużyna harcerska, szkoła i rodziny – wszystko to powróciło w burzliwej dyskusji medialnej. Nie zamierzam wdawać się w tym miejscu w bezpośrednią polemikę z poglądami sprawczyni zamieszania, dr Elżbiety Janickiej, slawistki z instytutu PAN, nie chcę też wnikać w jej intencje – proponuję za to, abyśmy przyjrzeli się dziejom środowiska harcerskiego, w jakim wyrośli Rudy, Zośka i Alek.

Czy zarzucanie Pomarańczarni antysemickich poglądów znajduje potwierdzenie w faktach? Czy mit „Kamieni" zbudowany jest na fałszywych podstawach, a jego bohaterowie powinni zostać strąceni z piedestału? Czy było to środowisko nieprzyjazne mniejszościom? Aby na te pytania odpowiedzieć, zróbmy to, czego – jak się wydaje – nie uczyniła dr Janicka: zajrzyjmy do źródeł.

Pierwsze lata

Pierwsza drużyna harcerska w warszawskim Gimnazjum im.  Stefana Batorego została utworzona w listopadzie 1920 roku. Batory mieścił się wówczas w nieistniejącym już dzisiaj budynku przy ul. Kapucyńskiej, w pobliżu gmachu Hipoteki, w miejscu, w którym przebiega dziś trasa W-Z. Szkoła istniała już od ponad dwóch lat, jednak harcerstwa, obecnego w innych warszawskich gimnazjach, w niej nie było. Zdzisław Rudzki, energiczny dyrektor szkoły, nie chciał mieć niepotrzebnej konkurencji dla naukowych zainteresowań uczniów.

Dopiero po odparciu nawały bolszewickiej, co nastąpiło z powszechnym w całym kraju udziałem skautów, trudno było odmówić publicznej użyteczności harcerstwa. W tej dość sprzyjającej atmosferze w Batorym zaczęła działać drużyna harcerzy – początkowo z numerem 36 – którą możemy określić protoplastką późniejszej sławnej Pomarańczarni.

Drużynę założył nauczyciel gimnastyki Andrzej Starzyński, zwany popularnie „Szczutem". Miał już doświadczenie harcerskie, możemy zobaczyć go na zdjęciu już z 1912 roku, kiedy uczestniczył w pierwszym w Królestwie Polskim kursie skautowym, prowadzonym przez instruktorów przybyłych z Galicji. Po początkowych sukcesach, i po pierwszym obozie odbytym w lecie 1922 roku w istniejącej do dziś w niezmienionym stanie leśniczówce Kiełpiński Most, przyszły niepowodzenia. Druh Starzyński nie znajdował porozumienia z dyrektorem Rudzkim, co skończyło się przejściem nauczyciela do Gimnazjum im. Zamoyskiego.

Drużynę, w sposób nietypowy jak na harcerskie obyczaje, bo w wyniku demokratycznych wyborów, objął uczeń klasy przedmaturalnej Leszek Dulęba, późniejszy konstruktor lotniczy i członek zespołu konstrukcyjnego RWD. Osłabionych kadrowo harcerzy szybko spacyfikował jednak dyrektor Rudzki. Odmowa zgody na udział w Zlocie Narodowym na Siekierkach oraz inne drobniejsze szykany doprowadziły do rozwiązania drużyny w 1924 roku.

Po kilku miesiącach starsi druhowie postanowili jednak drużynę odtworzyć, kierowanie nią objął Jerzy Hryniewiecki, późniejszy architekt, twórca słynnego warszawskiego Supersamu i Stadionu Dziesięciolecia. Tu dygresja: druh Hryniewiecki pod koniec życia powiedział, że jako architekt ma gwarancję, i satysfakcję, że jego dzieła go przeżyją – nie wiedząc, że dziełem większym i trwalszym będzie drużyna, którą współtworzył. Supersam i stadion rozebrano w 2010 roku, w 90-lecie Pomarańczarni.

Jerzy Hryniewiecki, wraz ze wspierającym go Stanisławem Herbstem, późniejszym drużynowym, historykiem i varsavianistą, rozwinęli w drużynie, teraz już noszącej numer 23, kult wędrowania.

Podziały bez znaczenia

Drużyna działająca w mało sprzyjającym środowisku szkolnym – zarazem jednak elitarnym, bo i Gimnazjum Batorego z założenia miało być elitarną kuźnią przyszłych kadr państwa – zaczęła kształcić poczucie silnej wspólnoty oraz niezależności. Ówczesne podziały ideowe oraz kwestie pochodzenia nie miały, jak wynika z relacji i dokumentów, większego znaczenia.

Do drużyny należeli zarówno Mirosław Ostromęcki, późniejszy żołnierz Narodowych Sił Zbrojnych, w latach 90. przewodniczący związku żołnierzy NSZ, jak i Edward Szpilrajn, od 1940 roku noszący nazwisko Marczewski, wybitny matematyk, późniejszy profesor i rektor Uniwersytetu Wrocławskiego. Harcerzem 23. WDH był wtedy również Witold Lutosławski, jeden z największych kompozytorów, polskich i europejskich.

W 1926 roku w czasie krwawych zajść przewrotu majowego harcerze „23" na ulicach Warszawy udzielali pomocy rannym pośród obu stron domowego konfliktu. Głośna była wtedy śmierć jednego z warszawskich instruktorów ZHP, Mieczysława Bema, który zginął w czasie opatrywania postrzelonego uczestnika walk. Szczęśliwie nikt z drużyny z Batorego nie ucierpiał.

Od 1927 drużynę prowadził nowy nauczyciel gimnastyki w Gimnazjum Batorego, Leszek Górski, zwany popularnie „Szupką". Był to człowiek o wybitnej osobowości i ogromnym autorytecie i on też doprowadził Pomarańczarnię do rozkwitu. Służąc w wojsku we wrześniu 1939 roku, Leszek Górski zaginął na terenach opanowanych przez wojska sowieckie. Do dziś czekamy, czy jego nazwisko nie pojawi się na tzw. białoruskiej liście katyńskiej.

Pomarańczowe chusty

Pod kierownictwem nowego drużynowego nastąpił skokowy wzrost liczebności drużyny i poziomu pracy harcerskiej. Przełomowym rokiem dla działalności drużyny był 1929. Odbyto pierwszy od 1923 roku obóz stały, zorganizowany nad Jeziorem Lusowskim koło Poznania. Na obozie, w czasie którego przygotowywano się do uczestnictwa w harcerskim Zlocie Narodowym, wprowadzono do umundurowania chusty w kolorze pomarańczowym.

Oddajmy głos kronice drużyny: „Częstokroć słyszymy zapytania, skąd wzięła się w naszym mundurze pomarańczowa chustka zamiast krawata, dlaczego ten piękny, choć jaskrawy kolor zdobi wszystkie oznaki 23-ciej. Aby to wytłumaczyć, należy się cofnąć myślą do lipca 1929 roku, gdy przygotowywaliśmy się z zapałem do ważnego wystąpienia, jakiem był II Zlot Narodowy. Obozowaliśmy nieopodal Dwójki żeńskiej, która za kolor swój obrała już dawno barwę dojrzałej pomarańczy. Kiedyś, a było to niemal przed samym Zlotem, postanowiliśmy wziąć od druhen coś, co zadokumentowałoby, że dwójka zawarła z 23-cią pakt przyjaźni – i że ten pakt nie zginie, mimo że skończy się obóz i że drużyny wrócą do swych zwykłych zajęć. Ktoś dał myśl, żeby zamiast wypłowiałych krawatów nosić chustki. Pomysł podobał się wszystkim, spróbowano – okazało się, że mundur wygląda rewelacyjnie. Ubłagano druhny, które zakupiły i obrębiły 45 chustek oraz uszyły pomarańczowo-czarny proporczyk. W Poznaniu nasz mundur zrobił dodatnie wrażenie. Ktoś nazwał nas Pomarańczarnią, staliśmy się popularni. Od tej pory kolory pomarańczowy i czarny są barwami drużyny. Wszystkim członkom 23-ciej, a także wielu naszym przyjaciołom mundur nasz bardzo się podoba. Wypada pamiętać, że piękną jego ozdobę zawdzięczamy Dwójce i na tem miejscu pozwalamy sobie złożyć tej drużynie serdeczne Bóg zapłać!".

W początkowym okresie pomarańczowe chusty noszono także na głowie. Nie tylko z powyższej relacji, także z wielu innych wynika, że właśnie w czasie defilady zlotowej w Poznaniu ktoś z tłumu, widząc harcerzy w chustach o nietypowym kolorze, rzucił nazwę „Pomarańczarnia!".

We wczesnych latach 30. do drużyny należało ponad 100 harcerzy. Działalność w czasie roku szkolnego stała się bardzo intensywna, co roku organizowano także obozy letnie i zimowiska. W 1930 roku, w Kolanie nad jeziorem Ostrzyckim na Kaszubach, z obozem Pomarańczarni sąsiadowała nie Dwójka, lecz żeńska 6 WDH. Tak jak wcześniej z Dwójką, także z Szóstką harcerze nawiązali przyjazne relacje.

Na obozie drużynowy Leszek Górski umocnił jeszcze swój wielki autorytet – uratował tonącego harcerza. Słynne stało się jedno jedyne zdanie wypowiedziane przez „Szupkę" po wyjściu z wody: „Uważajcie, tu gdzieś powinien leżeć mój notes i zegarek". Starsi harcerze, którzy nieskutecznie dozorowali kąpiel z pokładu kajaka, spodziewać się mogli nieco innej reakcji.

W maju 1931 roku odbyła się uroczystość poświęcenia sztandaru, ufundowanego staraniem harcerzy oraz nowo utworzonego Koła Przyjaciół Harcerstwa.

Wysoki budżet

Na przełomie lat 20. i 30. doszło i w Batorym, i w harcerstwie do przesilenia. Władze utracili zwolennicy ruchu narodowego, w ZHP kojarzeni z konserwatywno-chrześcijańskim środowiskiem „kresowców", czyli instruktorów wywodzących się ze wschodnich terenów Rzeczypospolitej. Dyrektora Rudzkiego zastąpił zaś entuzjastycznie nastawiony do harcerstwa Wiktor Ambroziewicz.

Równocześnie Leszek Górski, młody „kresowiec" zaczynający swą służbę harcerską w Czerniachowsku, działający (wraz z Andrzejem Starzyńskim) w zbliżonym do endecji Towarzystwie Nauczycieli Szkół Średnich i Wyższych, w 1931 roku został powołany do wojska, co doprowadziło do wakatu na stanowisku drużynowego Pomarańczarni.

Władza i w Polsce, i w drużynie przeszła w ręce zwolenników obozu legionowego. Drużynę objął Władysław Olędzki, zwany „Papą", także nauczyciel WF, ogromnie utalentowany instruktor, wodniak i ratownik, który w swoim życiu uratował 11 tonących, wcześniej peowiak i działacz Junactwa, czyli urządzonej metodami skautowymi organizacji dla młodzieży wiejskiej i robotniczej.

„Papa", będący jednocześnie komendantem Chorągwi Mazowieckiej ZHP, nie mógł większości swego czasu poświęcać Pomarańczarni. Jego prawą ręką był podharcmistrz Leszek Dąbrowski. Do gruntu uczciwy i postępowy, o złożonym harcerskim przyrzeczeniu pamiętał i po ponad 30 latach, kiedy to wsławił się otwartym protestem przeciwko prześladowaniom studentów w marcu 1968 roku.  Jako dziekan wydziału architektury wystąpił na zwołanym przez władze wiecu na Politechnice Wrocławskiej, kiedy to rektor wezwał kolejno wszystkich dziekanów do publicznego potępienia zajść i zagonienia „studentów do nauki". Leszek Dąbrowski wygłosił przemówienie idące w inną zupełnie stronę, co doprowadziło do natychmiastowego usunięcia profesora z uczelni.

Jak wyglądało harcerskie życie 23 WDH w owym okresie? Pomarańczarnia przeżywała okres swojej świetności. Elita to elita, choć np. święty Franciszek pewnie wolałby patronować wtedy jakiejś uboższej drużynie. Silnie wykształcona wspólnota, znaczna liczebność – ponad 100 harcerzy, doskonałe warunki – akceptacja władz szkoły, wsparcie Koła Przyjaciół Harcerstwa, Koła Matek. Budżety obozowe i śródroczne wyższe od przeciętnych, świetne obozy, wyjazdy i wizyty zagraniczne, odwiedziny skautów z innych krajów.

W tej atmosferze dość swobodna była i wymiana poglądów, możność współistnienia różnych postaw ideowych. Co trzeba jednak przyznać, młodzi instruktorzy o ściślej narodowych poglądach szybko dość odchodzili wtedy do innych drużyn harcerskich, do Kręgu św. Jerzego. Patronujący drużynie od samego początku Bolesław Chrobry, władca będący jednocześnie symbolem przedwojennego ruchu narodowego, nie potrafił jakoś zapewnić narodowej prawicy przewagi w Pomarańczarni.

W drugiej połowie lat 30. Pomarańczarnia regularnie wydawała czasopismo „Gniazdo", którego redaktorami byli Ryszard Pomirowski, w czasie okupacji w Szarych Szeregach, rozstrzelany w Warszawie w lutym 1944 roku, Juliusz Demel, późniejszy profesor historii i Ryszard Bychowski, który jako nawigator w 300. Dywizjonie RAF zginął w maju 1944 roku.

Rugowanie endecji

Co z antysemityzmem? Powoływany przez dr Janicką opis bójki w klasie Krzysztofa Kamila Baczyńskiego dotyczy właśnie Ryszarda Bychowskiego, wspomnianego redaktora „Gniazda". Opisywany przez Konstantego „Kota" Jeleńskiego i mający miejsce prawdopodobnie w 1935 roku incydent nie dostarcza jednak dowodów na „czyszczenie drużyny z Żydów". Zdarzenie to, przypomnijmy, zaczęło się od antysemickich wyzwisk pod adresem ucznia Bychowskiego. Zatrzymajmy się nad bohaterami tego zdarzenia.

Jeleński pisze: „Rysiek doskoczył – i zaczęła się dosłownie krwawa bójka, w której na trzydziestu kilku tylko pięciu kolegów biło się po naszej stronie: Baczyński, Wojtek Karaś, Jurek Karcz (syn sanacyjnego pułkownika), Jurek Dziewulski (syn bardzo zamożnych rodziców, wzór elegancji w klasie, typ w rodzaju Kopyrdy z »Ferdydurke«)".

Łatwo obliczyć, że po stronie obrażanego Bychowskiego biło się pięciu harcerzy 23 WDH i jeden klasowy elegant. Z całą pewnością w drużynie byli w owym czasie Bychowski, Karaś, Karcz i Jeleński, a niewykluczone też, że harcerzem był wtedy jeszcze także Krzysztof Kamil Baczyński.

Ryszard Bychowski był w Pomarańczarni aż do 1939 roku. Nikt go z drużyny nie „wyczyścił". Po wrześniu 1939 roku okrążył kulę ziemską, przez Litwę, Szwecję, Związek Sowiecki, Japonię, Stany Zjednoczone i Kanadę dotarł do polskiego lotnictwa w Wielkiej Brytanii. W czasie służby z dumą nosił na piersi znaczek identyfikacyjny z gwiazdą Dawida. Poległ 23 maja 1944 roku w rozbitym przy lądowaniu postrzelanym nad Niemcami bombowcu polskiego dywizjonu RAF.

Krzysztof Kamil Baczyński, późniejszy, od lat 70., patron 23. WDH, w drużynie był krótko. Znając jego życiorys, nie można zakładać, że odejście nastąpiło akurat za przyczyną „czyszczenia z Żydów", na co zdaje się wskazywać dr Janicka. Takiego „czyszczenia" czy „rugowania" bowiem w Pomarańczarni nigdy nie było.

Przeciwnie, dostrzec można – o czym już wspomniałem – zjawisko odchodzenia z drużyny w latach 30. niektórych starszych harcerzy, których widać potem w kręgu instruktorskim św. Jerzego, grupującym osoby i środowiska zbliżone do Narodowej Demokracji. Funkcje instruktorskie w „23" przejmowali raczej harcerze o poglądach centrowych, liberalnych, także i lewicowych, za których sprawą Pomarańczarnia trafiła na jesieni 1939 roku do lewicującego PLANU.

Ponad stu harcerzy Pomarańczarni zginęło w czasie II wojny światowej. Oprócz bohaterów „Kamieni na szaniec", których losy są powszechnie znane, oraz ich kolegów z Szarych Szeregów, poległych w akcjach konspiracyjnych i w Powstaniu, wspomnieć trzeba o licznym udziale starszych harcerzy i instruktorów w wojnie obronnej 1939 roku, o zaginionych na wschodzie, tak jak Leszek Górski czy podharcmistrze Jan Lukas i Marian Łobzowski, o biorących udział w walkach na Zachodzie, we Francji w 1940 roku, gdzie walczył uczestnik opisanej wyżej bójki Jerzy Karcz, w Dywizji gen. Maczka, gdzie znalazł się „Kot" Jeleński, w polskich dywizjonach RAF, gdzie, jak napisałem wyżej, zginął Ryszard Bychowski.

Na dzień przed śmiercią „Zośki" w czasie akcji w Sieczychach, 19 sierpnia 1943 roku w walce powietrznej nad francuską Pikardią poległ też za sterami Spitfire'a były drużynowy chłopców z „Kamieni na szaniec", podharcmistrz Andrzej Próchnicki. Harcerz Pomarańczarni Zbigniew Flisowski, późniejszy dziennikarz i pisarz marynista, jak wielu innych z 23 WDH, więzień w czasach stalinowskich – tę krwawą wojnę dla swojej drużyny symbolicznie zakończył w maju 1945 roku na gruzach Berlina, w mundurze 1. Armii Wojska Polskiego.

Reakcyjne wychowanie

Jak wynika z opisów życia przedwojennej Pomarańczarni, była to drużyna o cechach otwartości na idee, postęp i poglądy w szerokim spektrum życia politycznego. Można powiedzieć, społeczeństwo obywatelskie w miniaturze, którego liderzy zarówno w godzinie wojennej próby, jak i potem, w trudnych czasach odbudowy i życia w zniewolonym kraju, dawali świadectwo dochowania prawu harcerskiemu, które każe „w każdym widzieć bliźniego, a za brata uważać każdego innego harcerza".

Skąd zatem sugestie dr Janickiej? W historii harcerstwa takie insynuacje już padały: „wychowanie chłopców i dziewcząt w duchu skautowskim przez skautowską metodę nie może mieć miejsca w kraju, który zerwał pęta kapitalizmu, wyzwolił się od imperialistycznej eksploatacji i wielkim wysiłkiem mas pracujących z klasą robotniczą na czele, buduje fundamenty socjalizmu. (...) Ludzie, którzy są odpowiedzialni za nacjonalistyczne, reakcyjne wychowanie harcerstwa w okresie międzywojennym, za masakrę młodzieży harcerskiej w Powstaniu – nie mogą nigdy więcej mieć nic wspólnego z wychowaniem młodzieży" – głosił  referat przewodniczącego Zarządu Głównego ZMP, odczytany na III Plenum ZG ZMP, 10 stycznia 1949 roku – trzy dni po śmierci zamordowanego przez UB pochodzącego z Pomarańczarni Jana Rodowicza „Anody". ?

—współpraca Marek Podwysocki

Autor jest szefem Komisji Historycznej Harcerskiej Fundacji Pomarańczarni, a także byłym instruktorem 23. WDH

„Kamienie na szaniec" Aleksandra Kamińskiego, bohaterowie tej książki i ich środowisko: drużyna harcerska, szkoła i rodziny – wszystko to powróciło w burzliwej dyskusji medialnej. Nie zamierzam wdawać się w tym miejscu w bezpośrednią polemikę z poglądami sprawczyni zamieszania, dr Elżbiety Janickiej, slawistki z instytutu PAN, nie chcę też wnikać w jej intencje – proponuję za to, abyśmy przyjrzeli się dziejom środowiska harcerskiego, w jakim wyrośli Rudy, Zośka i Alek.

Czy zarzucanie Pomarańczarni antysemickich poglądów znajduje potwierdzenie w faktach? Czy mit „Kamieni" zbudowany jest na fałszywych podstawach, a jego bohaterowie powinni zostać strąceni z piedestału? Czy było to środowisko nieprzyjazne mniejszościom? Aby na te pytania odpowiedzieć, zróbmy to, czego – jak się wydaje – nie uczyniła dr Janicka: zajrzyjmy do źródeł.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy