"Układ zamknięty" bije rekordy oglądalności. Jak się czujesz jako pierwowzór jednego z bohaterów filmu?
Lech Jeziorny:
Aktualizacja: 20.04.2013 01:00 Publikacja: 20.04.2013 01:01
Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik
"Układ zamknięty" bije rekordy oglądalności. Jak się czujesz jako pierwowzór jednego z bohaterów filmu?
Lech Jeziorny:
Tak się złożyło, że filmu jeszcze nie oglądałem. Nie znam też scenariusza, który został skierowany do produkcji. Z relacji przyjaciół i moich córek mogę wywnioskować, że to historia uniwersalna, gdzie zdarzenia będące udziałem moim i moich kolegów były jedynie inspiracją dla twórców filmu. Dochodzą do mnie głosy, że bardzo wielu przedsiębiorców odnajduje w tym filmie wątki własnych historii, głównie szykan, jakich doświadczyli ze strony organów państwa. Jak deklarują twórcy filmu, to im jest dedykowany ten film. Odbieram go jako bardzo ważny i potrzebny głos, ukazujący mechanizmy niszczenia tysięcy przedsiębiorców w majestacie prawa i w poczuciu całkowitej bezkarności urzędników za skutki swoich destrukcyjnych działań. Nie ukrywam jednak, że wolałbym, aby ten film nie musiał powstać.
Zostawmy film. Jaki był sens twojej historii?
Cofnijmy się do roku 2003, do Polski Leszka Millera. To czas, kiedy SLD czuje się panem „życia i śmierci" Polaków i jest przekonany, że ma niepodzielny mandat do rządzenia. Wielu ludzi dawnego systemu odzyskuje wigor i spore wpływy. Rychło wracają fatalne praktyki rodem z PRL.
Na przykład jakie?
Na styku wymiaru sprawiedliwości i biznesu dochodzi do swego rodzaju destrukcji dokonywanej przez ludzi, którzy są nieprzygotowani do analizy tego, co się dzieje na wolnym rynku. Mówię o prokuratorach, urzędnikach skarbowych i często sędziach. Niestety, system szkoleń z ekonomii i nowych zagrożeń gospodarczych wchodził w naszym wymiarze sprawiedliwości bardzo powoli. Stawiający nam w 2003 roku zarzuty prokurator okazał się bardzo niekompetentny. Nie potrafił np. odróżnić struktury korporacyjnej spółki od zorganizowanej grupy przestępczej, a transakcji kapitałowej od prania brudnych pieniędzy. Według mec. Andrzeja Zwary, prezesa Naczelnej Rady Adwokackiej, w naszym przypadku złamano wszystkie 12 zasad stosowania tymczasowego aresztowania Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Opinia publiczna nie była w tamtym czasie uwrażliwiona na tego rodzaju przypadki ze strony urzędników państwowych, w związku z tym media bezkrytycznie cytowały wynurzenia prokuratorów na temat wykrycia gigantycznej afery gospodarczej w Polsce, której głównymi winowajcami byli dawni działacze opozycji Lech J. i Paweł R.
Sięgnijmy wstecz. Byłeś bardzo aktywny w opozycji. Działałeś w Ruchu Młodej Polski i w „Solidarności". Byłeś internowany. Wydawało się, że polityka to twój żywioł. A jednak po 1989 roku wybrałeś biznes, nie politykę. Dlaczego?
W połowie lat 80. zacząłem bardzo aktywną współpracę z Mirkiem Dzielskim i wraz z jego środowiskiem założyliśmy Krakowskie Towarzystwo Przemysłowe. Uważaliśmy wtedy, że oprócz zakładania opozycyjnych ośrodków politycznych, jak np. NZS, należy także upowszechniać wartości gospodarki wolnorynkowej, prywatnej własności i etyki w biznesie, czyli „odwojowywać" dla obywateli sferę gospodarczą, która w PRL była praktycznie zastrzeżona dla państwa. Proponowaliśmy reformy, które mogły zostać wprowadzone nawet w warunkach gnijącego systemu komunistycznego pod koniec lat 80. Uważałem, że taki pozytywistyczny program jest najlepszy dla polskich przemian.
Kończy się komunizm, przychodzi rok 1990. Duża część twojego krakowskiego środowiska wchodzi do rządu, m.in. Henryk Woźniakowski, Tadeusz Syryjczyk i Marian Kania. Ty dystansujesz się od polityki.
Kiedy na scenie politycznej pojawiły się bardzo poważne podziały m.in. w wyborach prezydenckich Mazowiecki – Wałęsa czy podczas późniejszej wojny na górze, stwierdziłem, że polityka nie jest dla mnie. Jestem człowiekiem prostolinijnym. Uznałem, że więcej potrafię zrobić na niwie gospodarczej niż politycznej. W tamtych warunkach nie odnalazłem miejsca, gdzie mógłbym realizować swoje idee polityczne i działać dla dobra publicznego.
Doszedłem do wniosku, że to biblijne wezwanie „czyńcie sobie ziemię poddaną" jest tak samo ważne w gospodarce jak i polityce. Może trochę naiwnie sądziłem, że niezależnie od tego, kto rządzi, to komuniści ze swoją mentalnością i praktykami nie mają już powrotu do wolnego, demokratycznego państwa. Okazało się to nieprawdą. Wraz z powrotem w 1993 roku komunistów do władzy nastąpił radykalny zwrot, wróciły praktyki rodem z PRL. Wiele projektów zostało zepsutych przez ludzi dawnej nomenklatury, którzy nie mieli żadnych skrupułów w eliminowaniu swoich dawnych przeciwników z kręgów opozycji i wykorzystywaniu struktur państwa do realizacji własnych celów – prywatnych czy grupowych.
Od początku lat 90. przez dziesięć lat zajmujesz się biznesem, ale jednocześnie pozostajesz w kontakcie ze znajomymi, którzy są w polityce. Jak to się stało, że człowiek o tak rozległych koneksjach politycznych tak łatwo stał się ofiarą – pozornie nic nieznaczących – lokalnych urzędników?
Nigdy nie używałem moich znajomości politycznych do prowadzenia przedsiębiorstw. Uważałem, że to są dwie sfery, które nie powinny się zazębiać. W mojej obronie i mojego wspólnika Pawła Reya stanęły osoby publiczne, m.in. Wiesław Chrzanowski, Aleksander Hall, Tadeusz Syryjczyk, Jacek Woźniakowski, ojcowie dominikanie, komisja zakładowa „Solidarności", środowisko Ruchu Młodej Polski, śp. Aram Rybicki, Wiesław Walendziak. Było to dla mnie bardzo ważne, że przyjaciele mnie nie zawiedli.
Czy te poręczenia były skuteczne?
Absolutnie nie. W przypadku np. Wiesława Chrzanowskiego prokurator pozwolił sobie nawet na komentarz, że cóż tam leciwy Wiesław Chrzanowski, były marszałek Sejmu, może zaradzić z Warszawy, aby Lech Jeziorny nie mataczył w Krakowie. Jakby chciał zasugerować, że Chrzanowski nie wie, co robi.
Czy miałeś poczucie, że to mógł być rewanż polityczny?
Staram się twardo stąpać po ziemi, nigdy nie lubiłem teorii spiskowych. Faktem jest, że byłem zaangażowany w opozycji, faktem jest, że podczas rewizji znaleziono potwierdzenie wpłaty na fundusz wyborczy Jana Rokity, ale było to wszystko zgodne z prawem. Kulisów tej naszej historii nie poznałem, mogę za to komentować „dziwne" zachowania prokuratora i urzędników skarbowych, a także innych funkcjonariuszy państwa.
W filmie Ryszarda Bugajskiego urzędnicy tworzą spisek mający na celu wrogie przejęcie majątku firmy. Czy w twoim przypadku też tak było?
Fakty na to wskazują. Spółka Polmozbyt została zawłaszczona przy pełnej współpracy organów państwa i są na to dokumenty. Została przejęta przez wrogiego uzurpatora, który dzisiaj – co jest najbardziej skandaliczne – poprzez swojego pełnomocnika występuje jako oskarżyciel posiłkowy w naszym procesie, jaki nadal trwa. Spółka, która miała bardzo atrakcyjne nieruchomości warte nawet 100 milionów zł, została nielegalnie, ale skutecznie przejęta za równowartość kilkuset tysięcy złotych.
Wiemy z filmu, że ludzie uczestniczący w tym nielegalnym przejęciu nie ponieśli żadnych konsekwencji, a nawet awansowali. Czy oni są dla ciebie esencją III RP, czy jej wypaczeniem?
Mimo wszystko nie tracę z pola widzenia tego, co Polska osiągnęła jako wolne i demokratyczne państwo. Nasz kraj mimo wszystko się rozwija, zastanawiam się tylko, gdzie byśmy dzisiaj byli, gdyby nie było tych wszystkich potwornych pęt nałożonych przez państwo na polską przedsiębiorczość. Skłaniam się zatem ku twierdzeniu, że to jednak wypaczenie na styku gospodarki i państwa. W każdym systemie mogą się zdarzyć błędy i nadużycia. Problem jednak zaczyna się wtedy, kiedy przez 10 czy więcej lat system nie jest w stanie naprawić tych błędów. Czy spóźniona sprawiedliwość nie oznacza przypadkiem braku sprawiedliwości?!
Dlaczego takie wypaczenie było możliwe?
Jestem przekonany, że kasta urzędnicza zawładnęła klasą polityczną. Politycy, którzy wygrywają wybory, chcą sprawnego i bezkolizyjnego zarządzania państwem, a to, jak im się wydaje, gwarantuje armia urzędników. Dla świętego spokoju politycy zgadzają się na wprowadzanie wszystkich przepisów, które podsuwają im urzędnicy. Ustawa Wilczka miała bodaj sześć stron i generalnie zakładała, że wszystko, co nie zabronione, jest w gospodarce dozwolone. Dziś regulacje dotyczące gospodarki tłamszą wolność gospodarczą i liczone są na kilogramy tomów. Dozwolone jest tylko to, co jest potwierdzone w przepisach, a przepisy często są ze sobą sprzeczne. To już, mówiąc obrazowo, sytuacja, w której ogon kręci psem.
A może należało tę Polskę inaczej urządzić? Jeśli tak, to jakie popełniono błędy i kiedy?
Z mojej perspektywy błąd niestety został popełniony przez społeczeństwo podczas wyborów w 1993 roku, kiedy do władzy doszedł SLD. Mentalnie znów znaleźliśmy się w PRL i straty, które wtedy spowodowały rządy koalicji SLD–PSL, były często nieodwracalne. Fatalne praktyki dotyczące zawłaszczania państwa przez partie polityczne czy grupy interesów oraz obsadzanie stanowisk przez „miernych, biernych, ale wiernych" właśnie wtedy się zaczęły na ogromną skalę. Wystarczy zajrzeć do starych roczników gazet i przypomnieć sobie atmosferę tamtych lat.
Czy czasami nie przychodzi ci do głowy, że może kiedyś błędem była gruba kreska?
Myślę, że demonizowane jest hasło grubej kreski, które zostało rzucone przez Tadeusza Mazowieckiego w trochę innym kontekście, niż się później je interpretowało. A od 1991 roku Tadeusz Mazowiecki nie był już premierem, więc można było to świeże jeszcze dziedzictwo grubej kreski zmienić.
Jak wygląda twoje życie po tej traumie?
Nauczyłem się z tym żyć. Mimo tej traumy mam przecież rodzinę, o którą trzeba dbać. Nie zawiesiłem swojej działalności na kołku. Jestem nadal mężem i ojcem i nikt z tych obowiązków mnie nie zwolnił.
A prowadziłeś jakieś przedsięwzięcia gospodarcze?
Po dziewięciu miesiącach przebywania w areszcie prokurator zabronił mi pełnienia funkcji w spółkach prawa handlowego. Nie mogłem pełnić żadnej funkcji menedżera, więc wróciłem do działalności doradczej. Dopiero w 2009 roku sąd przywrócił mi pełnię praw i mogłem znów zacząć pełnić funkcje kierownicze w spółkach. Oczywiście nie są to już moje spółki, ale działalność ta daje mi dużo satysfakcji.
A co z motywacją do aktywności w życiu publicznym? Czy ją straciłeś?
Nie straciłem, jestem współzałożycielem stowarzyszenia Niepokonani 2012, które ma na celu pomoc przedsiębiorcom, którzy znaleźli się w takiej sytuacji jak my. Chcę się dzielić doświadczeniem wyniesionym z potyczek z machiną państwa. To są naprawdę ogromne dramaty, rozpadają się rodziny, ludzie nie mają pieniędzy na życie, na prawników, wpadają w depresję. Dla kogoś, kto tego nie przeżył, to rzeczy niewyobrażalne.
Ale na pewno zadajecie sobie pytanie, jak naprawić ten system?
Trzeba pokazywać konstruktywne rozwiązania, przede wszystkim upraszczające prawo, i budować sojusze z różnymi organizacjami, m.in. pracodawców i pracobiorców.
Jakich macie sojuszników?
Mamy ich wielu. Przedstawiciele Niepokonanych 2012 są zapraszani do Kancelarii Prezydenta, uczestniczymy w panelach organizowanych przez Krajową Izbę Gospodarczą, Centrum im. Adama Smitha, BCC i bardzo dynamicznie rozwijający się Związek Przedsiębiorców i Pracodawców.
Czy macie wsparcie którejś z partii?
Nie szukamy wsparcia jednej partii. Problemy, na których się skupiamy, są ponadpolityczne, ponadpartyjne.
A czy zapukali do was przedstawiciele parlamentu albo jakiejś agendy rządowej?
Są zaproszenia na konkretne przedsięwzięcia, natomiast na kongresie, który organizowaliśmy w maju zeszłego roku, praktycznie nikt z władzy się nie pojawił.
Jeśli politycy są zakładnikami urzędników, to czy aktualny układ władzy daje szansę na realne zmiany?
Pomysły na jakieś zmiany i reformy co jakiś czas się pojawiają, niestety, nie widzę woli politycznej rozwalenia tego „układu zamkniętego", który tak skutecznie przeszkadza w rozwoju kraju.
Na premierze filmu „Układ zamknięty" tuż za moimi plecami siedzieli prezydent Bronisław Komorowski, minister sprawiedliwości Jarosław Gowin oraz parlamentarzyści. Zastanawiam się, co oni mogli czuć?
Nie wiem, to ich trzeba zapytać. W każdym razie prezydent trafił w sedno, polecając zobaczenie tego filmu wszystkim urzędnikom, którzy decydują o ludzkich losach. Oczekuję od każdego czynnie zaangażowanego w politykę człowieka skończenia z praktyką bierności i przyzwolenia na łamanie praw obywatelskich.
Miałeś okazję spojrzeć w oczy prokuratorom, którzy byli odpowiedzialni za bezprawne aresztowanie i zniszczenie twojej firmy?
Tak, udało mi się doprowadzić do wszczęcia postępowania w sprawie nieprawidłowości w śledztwie oraz kontroli skarbowej w naszej sprawie. Miałem w tym postępowaniu status osoby pokrzywdzonej i możliwość przesłuchiwania przez pięć godzin prokuratora Kwaśniewskiego i przez cztery godziny prokuratora Miłoszewskiego. Byłem zdruzgotany po wysłuchaniu relacji panów prokuratorów, ponieważ nie było u nich cienia refleksji, że mogli zrobić cokolwiek źle. Mogłem po tej sesji odnieść wrażenie, że według tych prokuratorów nie ma uczciwych przedsiębiorców, są tylko źle skontrolowani. A teraz czytam, że pan prokurator publicznie kłamie, imputując, że to ja wraz z Pawłem Reyem załatwiliśmy sobie ten film, aby wpłynąć na decyzje sądu w sprawie Polmozbytu.
Na koniec osobiste pytanie. Jesteś ofiarą urzędniczych błędów, a może nawet złej woli. Jakiej rekompensaty oczekujesz od Rzeczypospolitej?
Nie lubię używać słowa „ofiara". Ofiarę poniósł mój dziadek, który został rozstrzelany przez hitlerowców w 1939 r., bo był polskim patriotą. Ja oczekuję od państwa przyznania się do winy, kiedy zajdzie taka potrzeba. Pragnę, by państwo, o które walczyłem, nie było amoralne, by potrafiło przeprosić i zadośćuczynić pokrzywdzonemu obywatelowi.
—not. Jakub Pacan
© Licencja na publikację
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Źródło: Plus Minus
"Układ zamknięty" bije rekordy oglądalności. Jak się czujesz jako pierwowzór jednego z bohaterów filmu?
Lech Jeziorny:
Czy Europa uczestniczy w rewolucji AI? W jaki sposób Stary Kontynent może skorzystać na rozwiązaniach opartych o sztuczną inteligencję? Czy unijne prawodawstwo sprzyja wdrażaniu innowacji?
„Psy gończe” Joanny Ufnalskiej miały wszystko, aby stać się hitem. Dlaczego tak się nie stało?
W „Miastach marzeń” gracze rozbudowują metropolię… trudem robotniczych rąk.
Spektakl „Kochany, najukochańszy” powstał z miłości do twórczości Wiesława Myśliwskiego.
Bank wspiera rozwój pasji, dlatego miał już w swojej ofercie konto gamingowe, atrakcyjne wizerunki kart płatniczych oraz skórek w aplikacji nawiązujących do gier. Teraz, chcąc dotrzeć do młodych, stworzył w ramach trybu kreatywnego swoją mapę symulacyjną w Fortnite, łącząc innowacyjną rozgrywkę z edukacją finansową i udostępniając graczom możliwość stworzenia w wirtualnym świecie własnego banku.
Choć nie znamy jego prawdziwej skali, występuje wszędzie i dotyka wszystkich.
Złoty w czwartek notował nieznaczne zmiany wobec euro i dolara. Większy ruch było widać w przypadku franka szwajcarskiego.
Czwartek na rynku walutowym będzie upływał pod znakiem decyzji banków centralnych. Jak zareaguje na nie złoty?
Olefiny Daniela Obajtka, dwie wieże w Ostrołęce, przekop Mierzei Wiślanej, lotnisko w Radomiu. Wszyscy już wiedzą, że miliardy wydane na te inwestycje to pieniądze wyrzucone w błoto. A kiedy dowiemy się, kto poniesie za to odpowiedzialność?
Czy prawo do wypowiedzi jest współcześnie nadużywane, czy skuteczniej tłumione?
Z naszą demokracją jest trochę jak z reprezentacją w piłkę nożną – ciągle w defensywie, a my powtarzamy: „nic się nie stało”.
Trudno uniknąć wrażenia, że kwalifikacja prawna zdarzeń z udziałem funkcjonariuszy policji może zależeć od tego, czy występują oni po stronie potencjalnych sprawców, czy też pokrzywdzonych feralnym postrzeleniem.
Niektóre pomysły na usprawnienie sądownictwa mogą prowadzić do kuriozalnych wręcz skutków.
Hasło „Ja-ro-sław! Polskę zbaw!” dobrze ilustruje kłopot części wyborców z rozróżnieniem wyborów politycznych i religijnych.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas