Czy stać nas na monarchę?

Mało było ostatnio w „Plusie Minusie" o polityce, za co zresztą oberwałem od internautów. Dziś więc inaczej; będzie wyłącznie o polityce, bo czymże innym jest poważna (!!!) dyskusja o restytucji polskiej korony.

Publikacja: 28.06.2013 18:50

Bogusław Chrabota

Bogusław Chrabota

Foto: Rzeczpospolita

Utarło się nad Wisłą, że ludzie postulujący przywrócenie monarchii są uważani za błaznów albo wariatów, ale już pytanie, ile koronowanych głów zasiada na europejskich tronach, najczęściej trafia w absolutną intelektualną pustkę. Coś nam wiadomo o królowej Elżbiecie, słyszeliśmy, że belgijskie tabloidy ścigają się w kwestii ustalania rzekomego ojcostwa króla Alberta, gdzieś tam w odległych krańcach mózgu tłucze się informacja, że w Monako rządzą książęta, ale pomysł, że Polska jeszcze niecałe sto lat temu była formalnie królestwem, przychodzi do głowy z rzadka i z kłopotami.

Tylko studenci historii (i ich profesorowie) wiedzą powszechnie, że 7 października 1918 roku niepodległość Polski ogłosiła Rada Regencyjna, a więc organ, który zastępował króla. Co prawda powołali ją zaborcy, a i działała niedługo, bo już 14 listopada uległa samorozwiązaniu, przekazując pełnię władzy w ręce Naczelnego Wodza, ale jakoś wtedy nikomu nie przyszło do głowy, że była kompletną efemerydą. Jej decyzje szanowali Niemcy i gdyby nie legenda, mit i sam fakt istnienia Józefa Piłsudskiego, który niósł z sobą idee „postępowe", historia mogła się potoczyć inaczej i zamiast naczelnika mogliśmy mieć na tronie porządnego króla.

Co znaczy ów przymiotnik? Kimże miałby być ów „porządny" monarcha? Tu problem się zaczyna, bo ile dla monarchistów przywrócenie monarchii to oczywista oczywistość, to kwestia obsadzenia tronu bardziej dzieli, niż łączy. A dzieli do tego stopnia, że sprawę przywrócenia polskiej korony – rzec można – kompletnie paraliżuje.

Narodowym nieszczęściem jest to, że monarchia w Polsce została przez historię brutalnie zgwałcona. Rozbiory przerwały ciągłość na polskim tronie, i nawet jeśli carowie wpisywali sobie do katalogu tytułów również polską koronę, nikt nie traktował tego całkiem na serio.  Poważniej traktowano już Wettynów, bo to im Konstytucja 3 maja oddawała dziedziczne prawa do polskiego tronu. Tyle że po 120 latach nawet w kręgach monarchistów nie było na Wettynów pełnej zgody.

Co więcej, kwestie personaliów były tak drażliwe, że w maju 1925 roku Zjazd Rady Naczelnej Organizacji Monarchistycznej zabronił swoim członkom jakichkolwiek dyskusji na temat osoby przyszłego króla polskiego. W 1926 kolejny zjazd uznał tego rodzaju dyskusje za „przedwczesne i szkodliwe". Mogły prowadzić do burd i awantur, a takiej kompromitacji ruch monarchistyczny z pewnością by nie przeżył.

Nie uciekano jednak do końca przed tą trudną kwestią królewskiej „obsady". Konkurowały dwie koncepcje: narodowa i „zagraniczna". W tej pierwszej polski tron miał trafić do rodzimej dynastii. Wśród pretendenckich rodów najczęściej wymieniano Czartoryskich, choć były i pomysły, by na „piastowskim" tronie zasiadł ktoś z ludu. Konkurencja na polskim tronie widziała kogoś z reprezentantów katolickich dynastii europejskich.

Wettyni z głównej linii? Niekoniecznie. Wszak Niemcy. Trudno o masowe poparcie narodu dla Niemców. Prędzej już Burboni, belgijscy Koburgowie (choć nadaktywność erotyczna Alberta trochę ostatnio tę dynastię kompromituje) czy Sabaudczycy. Włocha na polskim tronie jakoś łatwiej tolerować i jeden już (choć półkrwi) na Wawelu zasiadał.

Do mnie osobiście najbardziej przemawia kandydatura Karola Stefana Habsburg-Lotaryńskiego, księcia  von Altenburg. Choć Niemiec, to z linii żywieckiej, czyli prawie patriota. Traktując sprawę odrobinę szerzej, można sformułować jakieś warunki progowe.

Po pierwsze katolik. Po drugie z dobrego rodu. Po trzecie z wyraźną obietnicą, że szybko się naturalizuje, także w mowie i piśmie. Po czwarte w pełni suwerenny, czyli nieuzależniony od żadnych cudzych narodowych interesów. No i na koniec delikatna sugestia; lepiej zza zachodniej niż wschodniej granicy!!! Całkiem poważnie.

Co by nam dała monarchia? Uwolniłaby od sezonowych i może nie całkiem przygotowanych do roli głowy państwa prezydentów. Król przygotowuje się do swojej roli całe życie. Prezydent do bycia głową państwa – rzadko kiedy. Dotychczasowe doświadczenie Niepodległej jest w tej kwestii dość marne. Zbyt często za pierwszych obywateli trzeba było się po prostu wstydzić. Za króla, mniemam, wstydziłbym się dużo rzadziej.

No i estetyka. Estetyka. Warta każdych pieniędzy. Owe pałace, karoce, szaty koronne, przejazdy, dwór, biżuteria. Przy mądrym królu i pięknej królowej miałaby szanse odrodzić się arystokracja. Gwiazdy, jak Krzysztof Krawczyk czy Grzegorz Markowski miałyby szanse na otrzymanie tytułu szlacheckiego, a Doda Elektroda  na status damy dworu. Świat nasz zaroiłby się nuworyszami z tytułami hrabiów i baronów, więc już nie tylko wykwintne zegarki i torebki od Louis Vuittona stanowiłyby o awansie towarzyskim. Byłoby pięknie i barwnie. Drabina stratyfikacyjna wydłużyłaby się osobliwie i zapanował porządek.

Tylko czy nas, Polaków, na to stać? Czy zapanujemy nad duchem republikańskim, którego – często mam takie wrażenie  – tak naprawdę w Polsce brak? Zabawne; żeby przed restytucją monarchii powstrzymywało zjawisko kompletnie deficytowe... Oto jeden z polskich paradoksów. A Państwo, Czytelnicy „Rzeczpospolitej", jakie macie w tej kwestii zdanie?

Utarło się nad Wisłą, że ludzie postulujący przywrócenie monarchii są uważani za błaznów albo wariatów, ale już pytanie, ile koronowanych głów zasiada na europejskich tronach, najczęściej trafia w absolutną intelektualną pustkę. Coś nam wiadomo o królowej Elżbiecie, słyszeliśmy, że belgijskie tabloidy ścigają się w kwestii ustalania rzekomego ojcostwa króla Alberta, gdzieś tam w odległych krańcach mózgu tłucze się informacja, że w Monako rządzą książęta, ale pomysł, że Polska jeszcze niecałe sto lat temu była formalnie królestwem, przychodzi do głowy z rzadka i z kłopotami.

Pozostało 88% artykułu
Plus Minus
„Heretic”: Wykłady teologa Hugh Granta
Plus Minus
„Farming Simulator 25”: Symulator kombajnu
Plus Minus
„Rozmowy z Brechtem i inne wiersze”: W środku niczego
Plus Minus
„Joy”: Banalny dramat o dobrym sercu
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Karolina Stanisławczyk: Czarne komedie mają klimat
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska