Po drugiej wojnie w obu dworach gospodarzył pegeer; potem długo stały puste, niszczały; ludzie uciekali, za to bocianów przybywało.
– U nas na pałacu kilka wielkich gniazd stoi, a w całej wiosce jakieś pół setki. Brzeźnica to dziś bociania wioska jak Lejdy, Duje, Lwowiec czy Żywkowo. Ludzi w nich jak na lekarstwo, za to ptaków coraz więcej – opowiada Piotr Bukowski.
Mijamy dwór w Kałkach. Remont dobiega końca. Gospodarzy tu warszawski biznesmen Andrzej Bilip. Obsiewa tysiące hektarów, stawia biogazownię na kukurydzę, zatrudnia miejscowych, a dwór przywraca do życia pod okiem konserwatora. Już widać, jaka to piękna budowla.
Po drugiej stronie drogi, naprzeciwko dworu stoją dobrze zachowane, imponujące ceglane zabudowania folwarczne zgrupowane w czworobok. Stajnie z hipodromem mogły pomieścić ponad setkę koni; do stajni przylegał wielki spichrz. Za wsią ciągnie się rezerwat Kałckie Błota. Tereny bajkowe, wąskie bite drogi w sam raz dla rowerzystów i piechurów.
– Mamy tu łosie, wilki, rodziny bobrowe, wydry, bieliki, czarne łabędzie i bociany, derkacze, bąki – wylicza skarby nadgranicznej przyrody podporucznik Rafał Tucholski, szef grupy Straży Granicznej w tym rejonie.
– To mogłaby być mekka dla turystów szukających nowych, nieznanych terenów i gospodarcza szansa przygranicznych gmin. Trzeba po nią sięgnąć, póki jeszcze ktoś nad granicą mieszka – przekonana jest holenderska dziennikarka Irene van den Linde.
Wie, co mówi. Dziesięć lat temu wraz z fotografką Nicole Seger przez dziewięć miesięcy objeżdżały wschodnie rubieże nowej większej Unii. W dniu przyjęcia 10 nowych państw – 1 maja 2004 r. – Irene i Nicole zaprezentowały w Rotterdamie plon wyprawy – książkę-reportaż „Koniec Europy. Spotkania na nowej wschodniej granicy". Książka zdobyła wiele nagród.
Na rubieży
Pierwszym opisanym tam krajem była Polska, a pierwszą granicą – polsko-rosyjska. Pomogłam wtedy Irene dotrzeć do Szczurkowa – wsi przedzielonej granicą na pół.
– Proces wyludniania trwał wszędzie, gdzie byłyśmy – nad polską, fińską czy słowacką granicą. Można go zatrzymać, tworząc nowe miejsca pracy, np. w turystyce. Unia ma specjalne pieniądze na wsparcie terenów nadgranicznych, ale wiele z nich zostaje w Brukseli, bo mało kto po nie sięga. To znak, że rządy tych krajów, w tym Polski, nie dostrzegają zjawiska, a samorządy są zbyt słabe czy nieudolne, by ich głos dotarł do góry – mówi Holenderka.
I coś jest na rzeczy. Kto zna Park Krajobrazowy Puszczy Rominckiej, Kałeckie Błota czy Jezioro Siedmiu Wysp? Zarasta i niszczeje Kanał Mazurski – przedwojenna, niedokończona droga wodna łącząca Wielkie Jeziora Mazurskie z Bałtykiem.
A przecież najlepiej zachowane śluzy i konstrukcje znajdują się w przygranicznej gminie Srokowo w pobliżu Marszałków i Wyskoku. Kanał, przy wsparciu samorządów i Brukseli, mógłby być atrakcją na skalę europejską i konkurować z Kanałem Elbląskim. Był nawet projekt sprowadzenia z Holandii maszyny do czyszczenia kanałów, ale na projekcie się skończyło.
W mazurskich nadgranicznych gminach, może poza Gołdapią, baza noclegowa jest uboga, agroturystyka to rzadkość, a inwestycji w ścieżki rowerowe, edukacyjne, szlaki piesze itp. – jak na lekarstwo. Program Polski Wschodniej, który miał być szansą dla najbiedniejszych wschodnich województw, pod rosyjską granicę nie sięgnął. Także dlatego, że samorządy nadgraniczne po nie nie sięgają.
Z końcem sierpnia warmińsko-mazurski urząd marszałkowski ogłosił listę 15 gmin, które dostaną dofinansowanie do zgłoszonych inwestycji z programu odnowy wsi województwa „Wieś Warmii, Mazur i Powiśla miejscem, w którym warto żyć...". Na liście nie ma ani jednej nadgranicznej gminy.
Na razie z turystów, strażnicy graniczni najczęściej spotykają cudzoziemców, którzy zapatrzeni w mapy Google, zapędzają się niemal do Rosji. Najczęściej są to Niemcy, których gna historia i sentyment. Ale ostatnio w Rutce, gdzie mieszka dziewięć osób, a leżąca 100 metrów dalej Rosja zagląda do okien, strażnicy zatrzymali dwoje Brytyjczyków, którzy robili sobie zdjęcia z rosyjskim słupem granicznym.
– Tłumaczyli, że na ich mapie jest tutaj droga do Rosji. Żyjąc i podróżując w zjednoczonej Europie, zapomnieli, jak naprawdę może wyglądać granica. To było dla nich prawdziwe przeżycie... taki koniec Unii z drutami, wieżyczkami. Jak mur czy bariera odgradzająca dwa światy. Słowem, atrakcja – opowiada Rafał Tucholski.
Coś się zmieniło także w Warszkajtach. Wśród wieloletnich chwastów i ruin pojawili się ludzie i ciężarówki. Ktoś stawia tam dom letniskowy.