Na naszych oczach toczą się cztery wojny. Pierwsza to walka obrońców naukowej dominacji ze zwolennikami teorii spiskowych. Druga to pojedynek zwolenników demokracji liberalnej z populistami karmionymi głosami zbuntowanych wyborców. Trzecia to kulturowe starcie niepewnej siebie większości z mniejszościami rasowymi (Black Lives Matters) oraz w wersji nadwiślańskiej – z seksualnymi (LGBT). I w końcu czwarta, w której wąska grupa oświeconych producentów nowych technologii ściera się w nierównym pojedynku z całą resztą – manipulowanymi i śledzonymi użytkownikami. A że żyjemy w manichejskich czasach, w których nie ma miejsca na niuanse, to wszelka niejednoznaczność spotyka się z zarzutem śliskiego moralnie symetryzmu.