Komunijne buty od Chińczyka

Na początku w Caritas Chińczycy z darami wzbudzili niemałe zdziwienie. Potem jednak wieść o ich działalności się rozniosła i z prośbą ?o wsparcie zwróciła się do nich kolejna katolicka organizacja charytatywna.

Publikacja: 10.01.2014 18:23

Dobroczynność Chińczyków rozgrzeje Polskę, Chińczycy i Polacy tworzą jedną rodzinę". Pod takim hasłem Chińczycy mieszkający w naszym kraju od dwóch lat przed Bożym Narodzeniem prowadzą wśród chińskich przedsiębiorców zbiórkę dobroczynną. Największą część darów przekazują Caritas diecezji warszawskiej. Ale wspierają też inne katolickie organizacje dobroczynne. Czym się kierują przybysze z Państwa Środka? Czy to tylko szlachetny odruch serca czy już polityka? A może chęć poprawienia wizerunku Chińczyków w oczach Polaków?

Polskie ChinaTown

W Polsce mieszka około 10 tysięcy Chińczyków. Na ogół parają się handlem i gastronomią. Ich polską „stolicą" jest Wólka Kosowska, podwarszawska wioska przy krajowej siódemce, w której powstało największe chińskie centrum handlowe i hurtowe w naszej części Europy. Składa się z sześciu dużych hal. W towary z Państwa Środka zaopatrują się w nich kupcy z Polski, ale i z Białorusi oraz Ukrainy.

W Wólce Kosowskiej pracują 4 tysiące Chińczyków, z czego większość to przedsiębiorcy – głównie handlowcy, hurtownicy i restauratorzy. Bardzo wielu z nich mieszka w samej Wólce Kosowskiej (w tej miejscowości Polacy są już dziś mniejszością narodową) i w jej okolicach. To największa i na razie jedyna tego rodzaju chińska enklawa w naszym kraju, z własnym nadającym po chińsku radiem. Takie pierwsze polskie China Town, gdzie nawet powietrze, przez wszechobecne azjatyckie knajpki, pachnie Chinami, a jednym z najpopularniejszych środków lokomocji jest tu hulajnoga, służąca nie tyle do przemieszczania się, ile do przewożenia mniejszych partii towaru.

Właścicielem sieci sklepów z chińskimi produktami oraz biura turystycznego obsługującego chińskie delegacje, które przyjeżdżają do Polski, jest Yang Hui. Wśród przedsiębiorców z Wólki cieszy się wielkim poważaniem. Kiedy w 2012 roku Yang Hui postanowił założyć Stowarzyszenie Młodzieży Chińskiej w Polsce, szybko znalazł chętnych. Dziś organizacja liczy już około 80 członków, choć jej nazwa jest nieco myląca – zrzesza bowiem głównie ludzi całkiem już dorosłych, którzy mają nie więcej niż 45 lat. W swojej działalności ma się kierować zasadą „trzech posług": „służbą na rzecz członków stowarzyszenia, służbą na rzecz rodaków z Chin zamieszkujących w Polsce i służbą na rzecz zacieśniania przyjaźni pomiędzy Polakami i Chińczykami".

W myśl tych założeń dla Chińczyków mieszkających w Polsce  zaczęto organizować imprezy kulturalne i sportowe. Zajęto się też działalnością dobroczynną. Najpierw na rzecz ziomków, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji. Potem Yang Hui, który w stowarzyszeniu pełni funkcję sekretarza, wpadł na pomysł, żeby ich organizacja robiła zbiórki dobroczynne także dla Polaków. – Mieszkamy w Polsce i chcemy stać się Polakami, zintegrować się z polskim społeczeństwem – tłumaczy Yang Hui. I dodaje z patosem: – Ale reprezentujemy tu też naród chiński i jeśli zacieśnimy nasze więzi z Polakami, to przyczyniamy się  do zacieśnienia przyjaźni obu naszych narodów. Polska nas przygarnęła, żyje się nam tu dobrze, mamy dobrą pracę, więc teraz chcielibyśmy dać coś Polsce od siebie – podkreśla.

Można odnieść wrażenie, że nie jest to tylko uprzejma retoryka. Ci, którzy znają Chińczyków, potwierdzają, że na ogół rzeczywiście dobrze się oni u nas czują, lubią Polaków, uważają nas za serdecznych, życzliwych i otwartych ludzi. Nie znoszą jedynie polskiej biurokracji, naszych urzędów, które utrudniają im życie.

Dlaczego ich wybór padł w pierwszej kolejności na zbiórki dobroczynne?  Pewnie dlatego, że to część chińskiej tradycji. – To wynika między innymi z warunków klimatycznych i geologicznych naszego kraju, z powodu których często występują tam powodzie, trzęsienia ziemi czy huragany – tłumaczy Yang Hui. – Co roku dotykają one w Chinach wielu ludzi, którym trzeba pomóc. To sprawia, że solidarność z ludźmi potrzebującymi pomocy jest częścią chińskiej mentalności.

Zwyczaj pomagania tak wszedł Chińczykom w krew, że nawet ci, którzy mieszkają w Polsce, organizują kwesty charytatywne na rzecz swych rodaków. I to od lat. Zarówno dla tych, którzy mieszkają w Chinach (wtedy, gdy dochodzi tam do klęsk żywiołowych, a w ich wyniku jest wielu poszkodowanych), jak i tych w Polsce. Gdy powstało Stowarzyszenie Młodzieży Chińskiej w Polsce, mające zająć się m.in. „działaniami na rzecz zacieśniania przyjaźni pomiędzy narodami Polski i Chin", jego członkom wydawało się naturalne, że będzie to także działalność dobroczynna na rzecz Polaków.

Yang Hui, który był mózgiem i motorem całego przedsięwzięcia, zaproponował, by zacząć od społeczności lokalnej, od sąsiadów, Polaków, wśród których mieszkają – z Wólki Kosowskiej i okolicznych wiosek. Działacze stowarzyszenia zgłosili się do władz gminy Lesznowola, na której terenie owe miejscowości leżą, i oznajmili, że chcą zrobić zbiórkę dobroczynną na rzecz najbardziej potrzebujących. Gminny ośrodek pomocy społecznej wytypował 10 rodzin. Uważali pewnie, że to, co zbiorą Chińczycy, i tak nie starczy dla większej liczby osób.

Tymczasem członkowie stowarzyszenia potraktowali to zadanie bardzo poważnie i solidnie się do niego przygotowali. Poinformowali o nim przez swoje radio z Wólki Kosowskiej, wydrukowali ulotki, roznieśli je wśród chińskich przedsiębiorców.

Jak dla braci

Warto przytoczyć obszerny fragment tej ulotki, która jest wprawdzie bardzo patetyczna, a językiem i stylistyką nieco przypomina propagandę komunistyczną, ale dość dobrze oddaje sposób myślenia organizatorów akcji:

„Szanowni Chińczycy i Obywatele chińskiego pochodzenia!

Jak jest nam wiadome, my wszyscy rodacy z Chin, chociaż pokonaliśmy wiele trudności i przebyliśmy tysiące mil, żeby w końcu zamieszkać w Polsce, to jednak w większości prowadzimy życie takie samo jak w Chinach. Wspólnie prowadzimy interesy, rozmawiamy w większości po chińsku, jemy też chińską kuchnię. Nasze myślenie i sposób prowadzenia biur czy spraw zewnętrznych pozostały chińskie, nasze życie skupia się i obraca wokół chińskich dzielnic, oddzielając nas od polskiego społeczeństwa jakby niewidzialną ścianą.

Drodzy Rodacy, od czasu, kiedy przybyliśmy do Polski, nasze życie, nasza praca związane są z tym krajem, każdy z nas powinien aktywnie działać na rzecz integracji z Polską. A wszystko po to, żeby stworzyć stabilne warunki życia w Polsce oraz łagodny i zdrowy rozwój naszych interesów gospodarczych. Nadchodzi zima, wszyscy wiemy, że para butów może ochronić nogi od przemrożenia, a para skarpet ogrzeje przemarznięte stopy. Ciepła kurtka zaś rozgrzeje krew w organizmie, a okazane miłosierdzie rozgrzeje życie na tym świecie.

Dlatego drodzy rodacy, połączmy nasze wysiłki do praktycznego działania na rzecz integracji z ludnością polską, gorąco pokochajmy Polskę, zatroszczmy się z miłością o mieszkających wokół nas Polaków.  W ten sposób pokażemy polskim władzom oraz polskiej ludności, że my, chińscy przedsiębiorcy, przyjechaliśmy do Polski nie tylko po to, żeby pobudzać do rozwoju gospodarki Polski i Chin,  ale też żeby wraz z zarabianiem pieniędzy móc prowadzić działalność dobroczynną na rzecz społeczeństwa polskiego, zostawić wkład w tym społeczeństwie (...). Dobroczynność rodzi ciepło i miłość, podarujmy miłosierdzie społeczeństwu. Tam, gdzie jest bieda, tam też powinna być dobroczynność! (...)"

Odzew był zaskakująco duży. Większość przedsiębiorców coś podarowała: albo pieniądze, albo dary rzeczowe – nowe ubrania, buty, ręczniki czy pościel. Czyli to, co sprzedają. Biznesmeni nie tylko coś ofiarowali, ale i sami kwestowali. Tak jak handlujący obuwiem Fu Li Min. Nie dość, że pomagał organizować zbiórkę, to jeszcze przekazał na jej rzecz tyle par nowych butów, że przebił wszystkich pozostałych darczyńców. – To była pierwsza nasza akcja, więc jeszcze uczyliśmy się, jak ją robić, popełnialiśmy błędy, napotykaliśmy trudności – mówi skromnie pan Fu.

– W sumie zebraliśmy dary rzeczowe o wartości 80 tys. zł oraz 13 tys. złotych w gotówce – chwali się Yang Hui.

Było tego tyle, że działacze stowarzyszenia postanowili obdarować zebranymi pieniędzmi i rzeczami nie tylko podopiecznych gminnego ośrodka pomocy społecznej z Lesznowoli, ale też znaleźć jakieś polskie organizacje dobroczynne.

Yang Hui od lat przyjaźni się z Elżbietą Poznańską, tłumaczką języka chińskiego, która w Państwie Środka spędziła osiem lat, a dziś pracuje w chińskiej firmie. Zapytał ją o radę, jakim polskim organizacjom warto przekazać część darów. Elżbieta Poznańska, która jest praktykującą katoliczką i współpracuje z katolickimi organizacjami dobroczynnymi, mieszka niedaleko Ośrodka Socjoterapeutycznego Sióstr Felicjanek w warszawskim Marysinie. Ośrodek ten prowadzi jadłodajnię dla najuboższych i bezdomnych oraz rozdaje im odzież. Poznańska wskazała więc Caritas diecezji warszawskiej oraz właśnie ośrodek sióstr felicjanek. W rezultacie trafiło tam 8 tys. zł w gotówce i dary rzeczowe.

– Nie przeszkadzało im to, że to instytucje katolickie? – pytam.

– Nie – odpowiada Poznańska. – Oni są otwarci. Pomogło i to, że Caritas działa również w Hongkongu, ma tam swoją chińskojęzyczną stronę internetową, więc działacze stowarzyszenia mogli sobie o tej organizacji poczytać, dowiedzieć się, czym się zajmuje.

W Caritas Chińczycy z darami wzbudzili jednak niemałe zdziwienie. Tym większe, że rzadko się zdarza, by darczyńcy sami zgłaszali się do tej organizacji. Zwykle to Caritas szuka potencjalnych ofiarodawców i zwraca się do nich o pomoc. – Bardzo pozytywnie to odebraliśmy, jako przejaw takiej oto postawy: chcemy zrobić coś dla społeczności, w której żyjemy, bez względu na rasę, przekonania i wyznanie. Taki rodzaj pomocy bez granic, bez uprzedzeń – mówią przedstawiciele Caritas diecezji warszawskiej.

W całej tej historii najbardziej chyba budujące jest to, że Chińczycy zachęceni powodzeniem pierwszej zbiórki, postanowili organizować kolejne kwesty i wpisać je na stałe do swego kalendarza. Zwłaszcza że wieść o ich działalności zdążyła się już roznieść i z prośbą o wsparcie zwróciła się do nich kolejna katolicka organizacja charytatywna – Dzieło Księdza Orione, działająca przy parafii św. Alojzego Orione na warszawskiej Ochocie. – piekujemy się kilkudziesięcioma najuboższymi osobami z okolicy – tłumaczy Michał Terlecki, koordynator organizacji. – Przygotowujemy dla nich między innymi paczki na Boże Narodzenie i Wielkanoc.

Żeby tak już zostało

Chińczycy chętnie przystali na zbiórkę. Zebrali dary rzeczowe (nowe ubrania, obuwie itd.) o wartości 20 tys. zł. – Najbardziej zapamiętałem parę nowiutkich, białych dziewczęcych bucików, bo wśród naszych podopiecznych była pani, której córeczka właśnie szła do pierwszej komunii świętej, a ona nie miała pieniędzy na strój dla niej – opowiada Terlecki. – Okazało się, że te buciki akurat na dziewczynkę pasują. Spadły nam jak z nieba.

Przed Bożym Narodzeniem stowarzyszenie zaczęło kolejną zbiórkę. Tym razem ponownie dla Caritasu i Dzieła ks. Orione. Podczas rozmowy z Yang Hui pytam, czy sądzi, że uda im się zebrać więcej niż w zeszłym roku. – Nie wiem, czy zbierzemy więcej – odpowiada. – To nie jest najważniejsze. Najważniejsze, żebyśmy przeprowadzili tę zbiórkę z sercem, żebyśmy te kwesty kontynuowali w kolejnych latach i żeby tak już zostało.

Podkreśla, że wszystko, co robią, starają się robić jak najrzetelniej, bo to część chińskiej mentalności. Gdyby rzeczywiście było tak, jak mówi Yang Hui, pewnie mielibyśmy jedną z odpowiedzi na pytanie o przyczynę sukcesu współczesnych Chin.

Dobroczynność Chińczyków rozgrzeje Polskę, Chińczycy i Polacy tworzą jedną rodzinę". Pod takim hasłem Chińczycy mieszkający w naszym kraju od dwóch lat przed Bożym Narodzeniem prowadzą wśród chińskich przedsiębiorców zbiórkę dobroczynną. Największą część darów przekazują Caritas diecezji warszawskiej. Ale wspierają też inne katolickie organizacje dobroczynne. Czym się kierują przybysze z Państwa Środka? Czy to tylko szlachetny odruch serca czy już polityka? A może chęć poprawienia wizerunku Chińczyków w oczach Polaków?

Polskie ChinaTown

W Polsce mieszka około 10 tysięcy Chińczyków. Na ogół parają się handlem i gastronomią. Ich polską „stolicą" jest Wólka Kosowska, podwarszawska wioska przy krajowej siódemce, w której powstało największe chińskie centrum handlowe i hurtowe w naszej części Europy. Składa się z sześciu dużych hal. W towary z Państwa Środka zaopatrują się w nich kupcy z Polski, ale i z Białorusi oraz Ukrainy.

W Wólce Kosowskiej pracują 4 tysiące Chińczyków, z czego większość to przedsiębiorcy – głównie handlowcy, hurtownicy i restauratorzy. Bardzo wielu z nich mieszka w samej Wólce Kosowskiej (w tej miejscowości Polacy są już dziś mniejszością narodową) i w jej okolicach. To największa i na razie jedyna tego rodzaju chińska enklawa w naszym kraju, z własnym nadającym po chińsku radiem. Takie pierwsze polskie China Town, gdzie nawet powietrze, przez wszechobecne azjatyckie knajpki, pachnie Chinami, a jednym z najpopularniejszych środków lokomocji jest tu hulajnoga, służąca nie tyle do przemieszczania się, ile do przewożenia mniejszych partii towaru.

Pozostało 86% artykułu
Plus Minus
Wielki Gościńcu Litewski – zjem cię!
Plus Minus
Aleksander Hall: Ja bym im tę wódkę w Magdalence darował
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Racja stanu dla PiS leży bardziej po stronie rozbicia UE niż po stronie jej jedności
Plus Minus
Przeciw wykastrowanym powieścidłom
Plus Minus
Pegeerowska norma
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił