Kiedy 12 kwietnia 1961 roku Jurij Gagarin jako pierwszy człowiek znalazł się na orbicie Ziemi, jego lot trwał najkrócej w historii astronautyki: 108 minut. Tyle wystarczyło na jedno niepełne okrążenie Ziemi, gdyż statek Wostok lądował 1500 km na zachód od kosmodromu Bajkonur, skąd został wystrzelony. Tak więc pierwszym człowiekiem, który naprawdę okrążył Ziemię, był jego dubler i konkurent Herman Titow. Wyrokiem historii został skazany na rolę tego drugiego, o którym wprawdzie mówi się i pamięta, ale symbolem i bohaterem został Gagarin.
Wybór tego, kto jako pierwszy przedstawiciel ludzkości poleci w kosmos, został dokonany 8 kwietnia 1961 roku, cztery dni przed wystrzeleniem Wostoka. Siergiej Korolow, słynny główny konstruktor, którego osobę trzymano w ZSRR w najściślejszej tajemnicy, podjechał na spotkanie z kosmonautami czarnym ziłem 110. „Wyjął listę, kto kim jest: Bykowski, Gorbatko, Gagarin. (...) Gdy doszedł do Gagarina, przyjrzał mu się uważnie. Można było zauważyć, że od razu mu się spodobał – niebieskie oczy, miły, promienny uśmiech, swobodny w rozmowie. Patrzył na niego, jakby w pokoju znajdowali się tylko oni dwaj. (...) Gdy wyszedł, otoczyliśmy wszyscy Gagarina i powiedzieliśmy: »On wybrał ciebie«. Istotnie, Korolow mówił później, że wyboru dokonał już na tym pierwszym spotkaniu", wspominał kosmonauta Aleksiej Leonow.
Początkowo do grupy kosmonautów zakwalifikowano 20 osób zebranych po jednostkach lotniczych. Kryterium oprócz osiągnięć w zawodzie lotnika było przede wszystkim idealne zdrowie. Pół roku przed terminem lotu pozostawiono sześciu kandydatów: oprócz Gagarina i Titowa byli to Nikołajew, Popowicz, Bykowski i Nielubow. Kandydaci byli niewysocy – do 167 cm – i ważyli nie więcej niż 65 kg. Takie ograniczenia narzucały rozmiary Wostoka. Dla porównania średni wzrost pierwszych astronautów amerykańskich wynosił 177 cm, a waga 75 kg.
Z owej szóstki wszyscy zostali kosmonautami poza Nielubowem, który miał świetne referencje i może nawet poleciałby jako pierwszy, ale zgubiło go zbyt rozdęte ego: lubił być w centrum zainteresowania. Błyskotliwy, inteligentny, ostatecznie znalazł się na trzecim miejscu po Titowie, a wkrótce wypadł z grupy na skutek pijackiego incydentu z patrolem wojskowym na dworcu kolejowym. Zwolniono również dwóch innych kandydatów z szerokiego zespołu za to tylko, że byli świadkami wydarzenia. Nielubow mocno przeżył odtrącenie – usunięto go nawet ze zdjęć z programu Wostok – i w 1966 roku w stanie głębokiej depresji rzucił się pod pociąg.
Kiedy więc Nielubow został wycofany z konkurencji, na placu pozostali jedynie Titow z Gagarinem. Ze względów politycznych czynnikom bardziej przypadł do gustu syn cieśli i dojarki. Titow pochodził z rodziny nauczycieli; był dokładniejszy, miał silniejszy charakter, więc możliwe, że zostawiono go na trudniejszy, całodobowy lot, który już wówczas planowano. Wybór pierwszego kosmonauty sfingowano, zwołując posiedzenie komisji państwowej. Titow wziął udział w spektaklu, który filmowano, mimo że znał decyzję wcześniej i nie krył rozczarowania. Po latach jednak zmienił zdanie: „Oni dokonali właściwego wyboru. Nie ze względu na władze, ale dlatego, że Jura okazał się człowiekiem, którego wszyscy kochali. Mnie nie mogliby tak kochać".
W książce Jamiego Dorana i Piersa Bizony'ego „Gwiezdny bohater" znajdujemy jeszcze inny argument: Gagarin i Chruszczow byli do siebie podobni, obaj chłopscy synowie, po rosyjsku wylewni. „To, że Gagarin zdołał dojść tak wysoko, stanowiło dla Chruszczowa uprawomocnienie jego własnej drogi na szczyt". To oczywiste, że nie Titow, ale Gagarin był faworytem sowieckiego przywódcy i po szczęśliwym lądowaniu ta sympatia jeszcze się nasiliła. Być może – choć nic na ten temat nie wiadomo – poparcie I sekretarza KPZR było Jurijowi niezbędne: w czasie wojny jego brata i siostrę wywieziono do Niemiec. Taka plama w życiorysie oznaczała u Sowietów automatyczną dyskwalifikację, a trudno uwierzyć w przeoczenie odpowiednich służb.
Straszliwa nieważkość
Nielubow nie był jedyną ofiarą na początku sowieckiej drogi w kosmos. Trzy tygodnie przed startem Gagarina zginął w komorze izolacyjnej 24-letni Walentin Bondarienko. Po 15-dniowej sesji na pół godziny przed otwarciem włazu odgradzającego go od świata zerwał z ciała czujniki medyczne, a następnie oczyścił skórę tamponami waty nasączonej alkoholem. Odrzucił je zbyt niedbale, jeden z nich wylądował na gorącym palniku kuchenki i natychmiast się zapalił. W bogatej w tlen atmosferze komory ogień rozprzestrzenił się błyskawicznie. Osiem godzin walczono o życie młodego pilota, ale poparzenia okazały się zbyt głębokie.
Nie wiadomo natomiast, jakie straty ponieśli tzw. testerzy, młodzi żołnierze o wspaniałym zdrowiu, pobrani z wojsk lotniczych. Na tych ochotnikach dokonywano prób mało odbiegających od eksperymentów doktora Mengele, skoro ich celem było wyznaczenie granic wytrzymałości ludzkiego organizmu. Wmawiano im specjalny status, ale oficjalnie nie istnieli, płacono jak na poprzednim stanowisku, a gdy któryś doznał szwanku, zostawiano go samego sobie. W ciągu 30 lat w testach „na zniszczenie" w ramach sowieckiego programu kosmicznego wzięło udział około 1200 osób. Kto się skarżył albo przerywał test, wylatywał z zespołu.