Cywilizacja sowiecka

Zwrot „Allah Akbar" powoduje u niektórych atak paniki. Oczywiście gdyby na mnie rzucał się ktoś z bombą czy nożem, krzycząc „Allah Akbar", miałabym prawo nawet zemdleć ze strachu.

Publikacja: 12.04.2014 15:00

Irena Lasota

Irena Lasota

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski

Ale tak samo bym zareagowała, gdyby tenże osobnik biegł do mnie, krzycząc „najlepsze kasztany są na placu Pigalle". Bo nie o sens tego okrzyku chodzi, ale o odruchy warunkowe, do których się nas od kilku dziesięcioleci przyucza.

Oduczono nas (nie wszystkich na szczęście) uczucia obrzydzenia czy strachu na widok pięcioramiennej czerwonej gwiazdy czy sierpa i młota. W efekcie pomnik Lenina w Doniecku wydaje się być milszy niż kilkunastu modlących się muzułmanów.

„Allah Akbar" znaczy po arabsku po prostu „Bóg jest wielki", ale nie będę zanudzać czytelnika pseudonaukowymi dywagacjami o tym, czy Bóg jest ten sam w trzech najważniejszych religiach monoteistycznych, i nie będę robić pospiesznego wykładu z historii islamu i wojen staczanych w imię religii. Za dużo osób się już tym zajmuje.

W 1992 roku Samuel Huntington napisał artykuł, z którego powstała potem bardzo znana książka „Zderzenie cywilizacji". Twierdził w niej, że zamiast zapowiedzianego przez Francisa Fukuyamę „końca historii" jako końca starć ideologii wkroczymy w starą historię, gdzie będą się ścierać różne cywilizacje. A cywilizację określał tradycyjnie jako tożsamość kulturową i religijną.

Jak to zwykle bywa ze skomplikowanymi tekstami, które stają się bestsellerami, zaczynają one często żyć własnym, uproszczonym życiem i przestają przypominać oryginał. Choć w tym przypadku Huntington nawet za bardzo niczego nie komplikował: wyliczył kilka cywilizacji, dodał kilka przypadków granicznych (na przykład Ukrainę), ale po 20 latach każdy już wie, że „bój ostatni" stoczą ze sobą właściwie tylko dwie cywilizacje: zachodnia i muzułmańska. Innych cywilizacji nie ma, cywilizacja jest równoznaczna z religią, a chrześcijaństwo ma jedną tylko kulturę.

Ponieważ w latach 90. każdy szanujący się człowiek musiał napisać jakąś polemikę z Huntingtonem i ja to zrobiłam, twierdząc, że nie zauważył on innej jeszcze cywilizacji: sowieckiej, komunistycznej czy bolszewickiej, jakkolwiek by ją zwać. Duża część byłego Związku Sowieckiego i różne terytoria przezeń zarażone nie należą ani do cywilizacji zachodniej, ani do prawosławnej czy muzułmańskiej – ale właśnie do pominiętej przez Huntingtona cywilizacji pogańskiej czy po prostu sowieckiej. Cywilizacji bez wartości, bez prawdziwej (w sensie niezakłamanej) historii, bez tego, co szeroko rozumiemy jako kultura. Putinowi (cywilizacja rzekomo prawosławna) bliżej jest do Kim Dzong Una (rzekomo cywilizacja wschodu), Fidela Castro (rzekomo cywilizacja łacińsko-amerykańska), Wojciecha Jaruzelskiego (rzekomo cywilizacja zachodnia) czy Islama Karimowa (rzekomo cywilizacja muzułmańska) niż do ojca Gleba Jakunina czy Anny Politkowskiej.

A mnie na przykład bardzo blisko do Mustafy Dżemilewa, chociaż jest on muzułmaninem, a ja nie. Mustafa, który właśnie skończył 70 lat, jest legendarnym przywódcą Tatarów Krymskich, który nie tylko przesiedział w gułagu prawie 20 lat, co właściwie mógł każdy, ale zrobił to z własnej woli, gdyż był skazywany sześć razy, za każdym razem za to samo: za organizowanie Tatarów Krymskich w społeczeństwo obywatelskie domagające się w pokojowy sposób swoich praw, a zwłaszcza prawa powrotu na Krym, z którego zostali wywiezieni w 1944 roku. Od czasu ogłoszenia niepodległości Ukrainy Tatarzy Krymscy byli najbardziej lojalnymi obywatelami Ukrainy (czy naprawdę ktoś jeszcze twierdzi, że chcieli tam zbudować Tatarstan!?), a Mustafa jest posłem do Rady Najwyższej, wybranym tam już czterokrotnie. Gdy na Majdanie wysuwano jego kandydaturę na prezydenta Ukrainy, powiedział, że nawet gdyby Sąd Konstytucyjny orzekł, że musi być prezydentem, nie przyjąłby tej funkcji.

Oczywiście, jeśli ktoś dostaje histerii na dźwięk słowa „islam", nie będzie wnikał w takie subtelności, jak to, że Mustafa skutecznie wyganiał z Krymu „brodatych" ani że w zeszłym tygodniu Tatarzy Krymscy zlekceważyli Wielkiego Muftiego Rosji, który przyjechał przekonywać ich, że pod Rosją będzie im jak w raju. Krymscy Tatarzy są europejscy i nie chcą do Rosji. Zmarły przed stu laty Krymski Tatar Ismaił Gasprynskij, pisarz, wychowawca i reformator znany w całym turkojęzycznym świecie, wprowadził ich już raz do Europy, zmieniając między innymi alfabet z arabskiego na dzisiejszy turecki. Sowieci zmienili go potem na cyrylicę, ale od powrotu na Krym w początku lat 90. Krymscy Tatarzy znowu posługują się alfabetem łacińskim.

A teraz są na swoje i Ukrainy nieszczęście na nowo w Rosji.

Ale tak samo bym zareagowała, gdyby tenże osobnik biegł do mnie, krzycząc „najlepsze kasztany są na placu Pigalle". Bo nie o sens tego okrzyku chodzi, ale o odruchy warunkowe, do których się nas od kilku dziesięcioleci przyucza.

Oduczono nas (nie wszystkich na szczęście) uczucia obrzydzenia czy strachu na widok pięcioramiennej czerwonej gwiazdy czy sierpa i młota. W efekcie pomnik Lenina w Doniecku wydaje się być milszy niż kilkunastu modlących się muzułmanów.

Pozostało 89% artykułu
Plus Minus
Jan A.P. Kaczmarek: Dobry film może zmienić życie twórcy
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Taka debata o aborcji nie jest ok
Plus Minus
Europejskie wybory kota w worku
Plus Minus
Waleczny skorpion
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa”, Jacek Kopciński, opowiada o „Diunie”, „Odysei” i Coetzeem
Materiał Promocyjny
Technologia na etacie. Jak zbudować efektywny HR i skutecznie zarządzać kapitałem ludzkim?