Odpowiedzi należy szukać przede wszystkim w jakości przywódczych elit. Turcją od Atatürka po Erdogana rządzą politycy, których celem jest potęga własnego kraju. Andrew Mango, brytyjski biograf Atatürka, twierdzi, że celem Kemala był powrót Turcji do pierwszej ligi mocarstw światowych, a nie imitowanie Zachodu. Turcy, nawet jeśli odczuwali kompleksy wobec Zachodu, to nie wstydzili się i nie odrzucali własnej tradycji. Zwraca na to uwagę Orhan Pamuk w swojej słynnej książce „Stambuł":
„Między szesnastym i osiemnastym rokiem życia niczym radykalny zwolennik Zachodu pragnąłem, aby moje miasto – i przy okazji ja sam – stało się całkowicie europejskie. Chciałem jednak również przynależeć do starego Stambułu, który kochałem instynktownie, z przyzwyczajenia i dzięki wspomnieniom. Jako dziecko umiałem pielęgnować w sobie obydwa te pragnienia...".
Polacy od dawna cierpią na syndrom papugi. Zdzisław Krasnodębski słabości transformacji postkomunistycznej tłumaczył jej imitacyjnym nastawieniem wobec Zachodu (w wydanej w 2003 r. „Demokracji peryferii"). Wskutek tego równanie do europejskiego wzorca było celem samym w sobie przekształceń, a nie służyło realizacji narodowego interesu.
Dzieje się tak dlatego, że w Polsce, w odróżnieniu od Turcji, w ciągu ostatnich stuleci nie mieliśmy elit uformowanych przez niepodległe państwo. Nie inaczej jest w III RP. Obecne elity rządzące ukształtowało zależne od Sowietów „państwo na niby". Powstał swoisty układ oligarchiczny, który w zamian za włączenie weń części opozycji gwarantował ciągłość władzy przedstawicielom ancien regime'u. Rządząca oligarchia dokonała tzw. transformacji ustrojowej, która w dużej mierze, jak zauważa profesor Witold Kieżun, miała charakter neokolonialnego podporządkowania Polski Zachodowi.
Cały tekst w najnowszym Plusie Minusie