Trudno się dziwić takiemu zatarciu granic, skoro ochrona zwierząt jest dziedzictwem wielowiekowych badań naukowych i wymaga pewnych kompetencji, a ochrona praw zwierząt to całkiem świeżej daty odłam... ruchu feministycznego, który – mówiąc w pewnym uproszczeniu – rozszerzył swoje badania nad upośledzeniem społecznym kobiet na świat zwierząt.
Jest w tym pewien paradoks, że kobiety w oczach części ruchu feministycznego zostały zaliczone do zwierząt. Paradoks pozorny, bo dla obrońców praw zwierząt człowiek, bez względu na płeć, nie jest niczym wyjątkowym. Równie dobrze mógłby być muchą, zatem nie ma powodu, aby buntował się przeciwko zaliczaniu go do dzikiej fauny. Taki bunt byłby zresztą świadectwem ciasnoty umysłowej. Feministki dobrze przecież wiedzą, że wywyższenie człowieka, przekonanie o jego wyjątkowej roli jest tylko chrześcijańską, religijną bujdą niemającą żadnego naukowego potwierdzenia.
Kinga Dunin wspomniała niedawno w „Krytyce Politycznej" o badaniach, które pokazują, „jak płynna jest granica między człowiekiem i zwierzęciem". I oburzyła się na wszystkich, którzy pozwalają sobie mieć odmienne zdanie na ten temat: „natychmiast podnoszą się głosy sprzeciwu ze strony tradycyjno-katolickich mediów. To jest gorsze niż gender! Zrównuje człowieka z bydlęciem... I tym podobne bzdury, których nawet nie chce mi się cytować. Smętny polski ciemnogród" – machnęła w końcu z rezygnacją ręką.
Rozum twardo zatem nakazuje wierzyć, że jesteśmy muchami. A kto nie wierzy, ten ciemnogród.
Prusakolep ?na ławie oskarżonych
A propos much. Jakieś dwa lata temu etyczka Magdalena Środa popełniła na łamach „Gazety Wyborczej" felieton pod prowokacyjnym i jakże proroczym tytułem „Mucha też człowiek". Przekonywała w nim między innymi, że much nie należy zabijać, bo są – jak żartobliwie to ujęła – „dziećmi bożymi". Zganiła też tradycyjnie Kościół, że nie naucza wiernych szacunku wobec much. Przesłanie z tego można było odczytać takie, że ten, kto tłucze muchy, jest zapewne gotów mordować także inne słabsze stworzenia (a kto wie, czy i nie ludzi). Pani profesor dopuściła jedynie tłuczenie much zbyt natrętnych, ewentualnie komarów, ale też tylko wtedy, gdy stają się dokuczliwe.
Założenie, że tłuczenie much może prowadzić do rzezi, wydaje się bardzo karkołomne. Wystarczy przypomnieć, że najsłynniejszy niemiecki obrońca praw zwierząt, Adolf Hitler, choć był pionierem ustawowej walki o prawa zwierząt i zapewne muchy nigdy nie skrzywdził, wobec ludzi nie miał już tyle empatii. A więc miłość do much i miłość do innych stworzeń, w tym zwłaszcza ludzi, nie zawsze idzie w parze.