Profesor Władysław Konopczyński tak mówił swoim studentom o końcówce II RP tuż po wojnie, gdy wznowiono zajęcia na Uniwersytecie Jagiellońskim: „Sławoj Składkowski czuł się w tych krytycznych miesiącach u szczytu powodzeń. Urządzał wybory samorządowe »jak chciał rząd«, karał za bojkot wyborów lub darowywał kary, gromił do krwi studentów lwowskiej politechniki, ponawiał tu i ówdzie pacyfikacje na Rusi, konfiskował gazety, zamykał jedne po drugich organy Stronnictwa Pracy. Nawet piłsudczyka Mackiewicza, redaktora konserwatywnego „Słowa" wileńskiego, wpakował do Berezy. Jeszcze kłopotali się premier i jemu podobni, co będzie z prezydenturą w 1940 r., skoro Mościcki był jeszcze zdrów, a Beck i Rydz nie mniej ambitni. Na cóż się zda takiemu kanclerzowi koalicja stronnictw, rząd czy choćby Komitet Obrony Narodowej?".
To oczywiście dość karykaturalny obraz Felicjana Sławoja Składkowskiego, skądinąd dobrego premiera, niemniej z pewnością nie był on ultrasem demokracji i nie chciałby za takiego uchodzić... Wspomnienia świadczące o tym, że wybory mają wypaść tak, jak chce „sam rząd", oczywiście znaleźć można nie tylko w tekstach pisanych przez działaczy opozycji politycznej. Nauczycielka Franciszka Dudzińska-Reizer w wydanych niedawno przez IPN pamiętnikach pisała o wyborach „brzeskich": „Z czasów pobytu w Iłży w latach 1930–1931 mam też wspomnienia dotyczące akcji przedwyborczej do sejmu i senatu. Do akcji tej zachęcał wszystkich nauczycieli kierownik szkoły. Był bardzo czynny. Głośno werbował na listę numer 1, czyli na rzecz Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem (BBWR), a po cichu był socjalistą".
Jednocześnie wyraźna była kontynuacja przedwojennej Polski w oświacie, w której początkowo nic się nie zmieniło do tego stopnia, że licealiści uczyli się z „Dziejów Polski nowożytnej" wcześniej cytowanego Konopczyńskiego (dziś ta książka jest zwykle zbyt trudna dla studentów...). Później, w miarę rozwoju stalinizmu i zmian w programach szkolnych, dydaktycy również pełnymi garściami korzystali z dorobku sanacji. Autorka znakomitej pracy „Co Alicja odkrywa po własnej stronie lustra" Anna Landau-Czajka zestawia treści prezentujące wiedzę obywatelską w podręcznikach z lat 30. oraz przełomu lat 40. i 50. I cóż się okazuje? Oto kult Stalina zastąpił wcześniejszy kult Piłsudskiego: „Tak jak mały Ziuk nie mógł znieść niewoli Polski, tak Soso od najwcześniejszych lat był wyczulony na krzywdę ubogich i marzył o dokonaniu rewolucji".
Mało tego: „elementarzowym" następcą prezydenta Mościckiego został prezydent Bierut. Przedstawiano ich podobnie – jako wybitnych, kochających polskie dzieci polityków i dobrotliwych gospodarzy kraju. Podręcznikowe zbieżności na personaliach się nie kończą. Oto np. w latach 30. pojawiła się pomagająca dzieciom pozytywna postać, czyli policjant. PRL-owski kult milicjanta był bardzo podobny, także wtedy dzieci dowiadywały się w szkole, że do „pana władzy" można się zwrócić w każdej potrzebie. Bardzo to wszystko jest interesujące, zwłaszcza że rzadko zestawia się w ten sposób rządy piłsudczyków ze stalinizmem czy w ogóle z PRL.
Cały tekst w Plusie Minusie