Na szczęście debiutanckie dzieło Norweżki Kjersti Annesdatter Skomsvold chałą nie jest, ale powieścią też nie. To raczej dłuższe opowiadanie, rodzaj opowieści, jak na debiutantkę bardzo obiecującej.
Pozostając zaś przy literackich debiutach, drobna refleksja. Kiedy w wieku 18 lat debiutowała u nas Masłowska, chór krytyków i pismaków prześcigał się, goniąc za sensacją: „Dorota Masłowska jest genialna", „w polszczyźnie może sobie pozwolić absolutnie na wszystko". Mało kto by to wytrzymał, na pewno nie 18-letnia dziewczyna z Wejherowa. Dzisiaj, kiedy pisarka przeobraziła się w coś podrygującego na scenie i wyrzucającego z siebie głupawe teksty przy wtórze beznadziejnej muzyki, chciałbym zapytać, jak czujecie się, pajace, wychwalający ją onegdaj pod niebiosa. Dobrze wam z tym, co jej zrobiliście? Teraz pewnie w waszym „krytycznoliterackim" bełkocie będziecie ją glanować, już to zresztą robicie.
Skomsvold w chwili debiutu miała lat 30, to lepiej wróży. Jej książka opowiada o staruszce zamkniętej w swoim blokowym mieszkaniu, bojącej się wyściubić zeń nos. Zakupy trzeba jednak robić, ale już słoik z dżemem otworzyć trudno. I jaki lęk ogarnia, kiedy trzeba o to poprosić sprzedawcę, bo nikogo innego nie ma! Jest w tej prozie spora dawka empatii, autorka z dużą dbałością o szczegóły opisuje codzienne życie Mathei Martinsen, członkini spółdzielni mieszkaniowej w Groruddalen. Zna ona tylko sąsiadów za ścianą i wie, że ma nowego dozorcę Leifa. Dużo to mówi o współczesnej Norwegii, kraju, w którym – jak twierdzi pisarz Karl Ove Knausgård – nikt już w Boga nie wierzy. I Mathea też nie wierzy, zjada chleb z dżemem (z tuby, którą ukradła w spożywczaku), dzierga opaski na uszy, spotyka wariata w lesie i podaje mu aktualną godzinę, bez końca ogląda telewizję: jej idolem jest prezenter Einar Lunde. Czyta nekrologi w gazetach.
Drugim dnem beznadziejnego bytowania są dialogi z Epsilonem, mężem, którego już nie ma. Ale przecież jest, bo to była wielka miłość. Małżonkowie wymieniają uwagi na temat statystyki (pasja męża), jesteśmy z nimi w najważniejszych momentach życia, świętujemy, rozpaczamy. Aluzja do tego, że brak potomstwa jest problemem ich związku, jest poprowadzona delikatnie i po mistrzowsku. Brawo, Kjersti! Rozczarowuje za to zakończenie: jałowe bytowanie prowadzi do samobója, czy jest to jedyne rozwiązanie? Dość banalne.
Kjersti Annesdatter Skomsvold napisała już drugą książkę. Może rzeczywiście będzie to powieść, tak jest oczywiście reklamowana, ale wydawcom nie należy wierzyć. Ja w każdym razie niecierpliwie czekam na polski przekład i trzymam kciuki, żeby tak było.
Kjersti Annesdatter Skomsvold, „Im szybciej idę, tym jestem mniejsza", Media Rodzina, Poznań 2014