Mikroby silniejsze ?od medycyny
Z epidemiami ospy było inaczej. Natura sama z siebie nie poradziła sobie z tą plagą. Ospa, czyli Variola major, podobnie jak dżuma, także zmieniała losy świata. W odróżnieniu od dżumy nie przywędrowała do Europy, ale z niej wywędrowała. W 1506 roku, dziewięć lat po opłynięciu Przylądka Dobrej Nadziei przez Portugalczyka Vasco da Gamę, w Chinach wybuchła epidemia ospy. Zmarły miliony ludzi, runęła potęga Kraju Środka, choć żeglarz i jego załoga nie mieli o tym pojęcia. Równie mordercza – prawdziwy dopust boży – okazała się w kontaktach Europejczyków z Amerykanami. Historycy uznali już za pewnik, że jej epidemie odegrały kluczową rolę w hiszpańskiej konkwiście Meksyku i Peru, w portugalskiej kolonizacji Brazylii, we francuskim i brytyjskim osadnictwie w Ameryce Północnej, w unicestwieniu australijskich Aborygenów. Wszędzie, gdzie docierali Europejczycy oraz ich ospa, tubylcy byli – dosłownie – dziesiątkowani. Dogodne do kolonizacji tereny stawały otworem, puste, niebronione. Podczas konkwisty Meksyku ofiarą ospy padły trzy miliony spośród miejscowej ludności, jedna trzecia populacji kraju.
W ojczyźnie, czyli w Europie, ludzie też byli bezradni. Gdy w 1667 roku w Londynie wybuchła epidemia ospy, lekarz Thomas Sydenham zauważył, że częściej umierają zamożni niż biedni, stąd wniosek, że ci pierwsi „zanadto się leczyli, gdy tymczasem w ospie lepiej zostawić chorego naturze". Król Francji Ludwik XV też „zanadto się leczył", podobnie jak austriacka rodzina cesarska, w której na ospę zmarło 11 osób.
Ale i z tym dopustem bożym człowiek sobie poradził. 14 maja 1796 roku angielski lekarz Edward Jenner wszczepił materiał zakaźny ospy krowianki ośmioletniemu chłopcu. Malec przechorował krowiankę. Wtedy Jenner wszczepił mu materiał zakaźny prawdziwej ospy. Ale tym razem chłopiec nie zachorował, już był uodporniony. Jenner opisał doświadczenie dwa lata później. Wiadomość o tym rozchodziła się szybko, w ślad za nią szła praktyka. Na polskich ziemiach, w zaborze pruskim, szczepienia przeciw ospie zaczęto stosować już w pierwszej dekadzie XIX wieku.
Ludowe nazwy duru plamistego, tyfusu, trafnie charakteryzują tę chorobę: „gorączka okrętowa", „gorączka obozowa", „gorączka okopowa", „gorączka wojenna". Niemiecki epidemiolog August Hirsch uważał, że „dzieje duru plamistego są dziejami ludzkiego nieszczęścia", mają związek z wojnami, głodem, chłodem i brudem.
Tyfus uśmiercił miliony, rozstrzygał o wynikach bitew, upokarzał władców. Wywołuje go drobnoustrój Rickettsia prowazekii, z człowieka na człowieka przenosi go wesz. „Wesz odzieżowa znajduje u człowieka schronienie dla siebie i swoich jaj, ogrzewa się w cieple ludzkiego ciała i żywi ludzką krwią – wszystko to sprawia, że prawdziwym rajem dla tych stworzeń od zawsze byli żołnierze lub żeglarze, stłoczeni razem w otaczającym ich zimnie i noszący dostatecznie dużo odzieży, lecz mający rzadko okazję do jej zmiany" – pisze autor kilku kluczowych opracowań dziejów epidemii K.F. Kiple.
W latach 1916–1917 na terytoriach kontrolowanych przez Rosję na tyfus zachorowało około 20 milionów ludzi, z czego zmarły trzy miliony.
Kres temu nieszczęściu położył polski biolog Rudolf Weigl. W czasie I wojny światowej został powołany do wojska jako parazytolog. Rozpoczął badania nad nękającą wówczas świat epidemiczną chorobą – tyfusem plamistym i roznoszącymi go wszami. W wyniku gruntownych badań wynalazł pierwszą na świecie skuteczną szczepionkę przeciw tej chorobie. Jego wynalazkiem było wykorzystanie wszy jako zwierząt laboratoryjnych, co umożliwiło dalsze badania nad tyfusem.
Bakteria Vibrio cholerae pochodzi z Indii, wykształciła się tam przed tysiącami lat i „czekała przyczajona na Europejczyków". Od 1817 roku, od czasu systematycznie gromadzonych przez Brytyjczyków danych na ten temat, w ciągu 100 lat na cholerę zmarło w Indiach Brytyjskich prawie 40 milionów ludzi. Gdy dotarła do Europy i Ameryki w latach 30. XIX stulecia, wywołała panikę. W 1831 w Paryżu zmarło na nią kilkadziesiąt tysięcy osób. Cholera pustoszyła wiele regionów Europy, polskie ziemie także – do dziś ludowa tradycja przechowuje wspomnienie o cmentarzach choleryków, które zresztą, jak się później okazało, bywały mogiłami żołnierzy kościuszkowskich i powstańców listopadowych.
Ale od końca XIX wieku, gdy Robert Koch odkrył prątek gruźlicy i przecinkowca cholery, a Ludwik Pasteur zajął się wścieklizną, gdy wreszcie narodziła się bakteriologia, choroby uważane za nieuleczalne znalazły się na straconej pozycji. Jedna po drugiej zaczęły tracić status nieuleczalności.
Medycyna silniejsza ?od mikrobów
Od tego momentu choroby zakaźne skazane były na porażkę, prędzej czy później, choć początkowo było to „później". Ojca współczesnej bakteriologii Ludwika Pasteura zwalczała medycyna niemiecka. Bakteriologię wprowadził w Niemczech dopiero Robert Koch. Dlatego werdykt jury noblowskiego przyznający mu tę nagrodę w 1905 roku za pracę nad gruźlicą jest jednym z najtrafniejszych.
Koch zaczynał jako lekarz obwodowy w Wolsztynie w Poznańskiem, mówił nieźle po polsku. Z Wolsztyna ogłaszał swoje pierwsze prace. Gdy przeniósł się do Berlina, jego możliwości naukowe ujawniły się w całej pełni, gruźlica i cholera przegrały.
Obiektywne porównywanie osiągnięć poszczególnych dyscyplin nauki, nawet ograniczone tylko do zakresu medycyny, nie jest możliwe. A jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że żadnej z tych dyscyplin ludzkość nie zawdzięcza tak wiele jak wakcynologii. Naukowcy, lekarze pracujący nad nowymi szczepionkami, okazali się gigantami wyobraźni. W XXI wieku niewyobrażalne są metody, jakimi starano się zapobiegać skutkom chorób zakaźnych: miejsce na ciele pogryzione przez wściekłe zwierzę wypalano rozżarzonym żelazem, zakażonych pozostawiano bez jedzenia i picia, aby umierali, izolowano ich w odosobnionych miejscach, aby tam konali. Trzeba było wyobraźni, aby przyczyny tych chorób nie upatrywać w grzesznych uczynkach lub w zbrodniczych poczynaniach różnych mniejszości narodowych, na przykład Żydów czy Cyganów. Taką wyobraźnią wykazali się pracujący nad szczepionkami.
Jednym z pionierów rodzącej się dziedziny był polski bakteriolog Odon Bujwid. Po praktyce w paryskim Instytucie Pasteura założył pod koniec XIX wieku w Warszawie – drugą po paryskiej! – stację szczepień przeciw wściekliźnie. Ludzie ze wschodniej i środkowej Europy pogryzieni przez zwierzęta nie musieli już jeździć do Paryża, dokąd było im za daleko i za drogo. Kolejne stacje utworzył Bujwid w Krakowie, Petersburgu, Kijowie, Odessie.
I jeszcze jeden Polak wniósł ogromny wkład w dziedzinę wakcynologii: Hilary Koprowski, który od II wojny pracował w Stanach Zjednoczonych. Stworzył w 1950 roku pierwszą szczepionkę przeciwko chorobie Heinego-Medina. Dziś brzmi to nieprawdopodobnie, ale jeszcze w latach 60. XX wieku praktycznie każdy człowiek miał w kręgu swoich bliskich i znajomych kogoś, kogo ta choroba naznaczyła na całe życie kalectwem. Teraz nawet o niej nie myślimy. Zniknął strach przed tą chorobą, która w takim samym stopniu była udziałem biednych i bogatych.