Nie ma takiego numeru

Kaziu Deyna zmartwychwstał. Przeniesiony na anielskich skrzydłach do centrum Warszawy, pierwsze kroki skierował do swojego mieszkania na Świętokrzyskiej.

Aktualizacja: 25.12.2014 08:44 Publikacja: 25.12.2014 07:00

Stefan Szczepłek

Stefan Szczepłek

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Drzwi na klatkę schodową były zamknięte, więc wcisnął na klawiaturze domofonu numer swojego mieszkania: 26. Nim zdążył się przedstawić, już usłyszał: – Paszoł won. Niczego nie daję, sam mam za mało i nie chcę żadnych ulotek.

Chciał zadzwonić, ale budki telefonicznej na rogu Świętokrzyskiej i Emilii Plater nie było. Dobrze, że Emilia Plater została. Patrzy Kazio, a ludzie chodzą po ulicy i gadają do siebie. Przygląda się bliżej – każdy ma przy uchu słuchawkę. Złapał więc jakiegoś chłopaczka za klapy i mówi: – Dzwoń pod numer 210 06, a jak się zgłosi centrala MON, poproś wewnętrzny 33 572. Chłopaczek dzwoni, a tam cisza, a potem głos: – Nie ma takiego numeru.

Kazio uznał, że Ministerstwo Obrony Narodowej zostało zlikwidowane albo przeniesione do Moskwy. Pyta więc chłopaczka, czy trolejbusem nr 53 dojedzie na Legię jak zwykle z Jasnej. – A co to jest trolejbus? – pyta dzieciak. Postanowił pójść pieszo. Coś go tknęło na rogu aleji Jerozolimskich i Nowego Światu. Zobaczył palmę, jaka rosła w jego ogródku w San Diego, uznał więc, że klimat w Warszawie się ocieplił. Ale reklam znanych z USA na Domu Partii się nie spodziewał. Uspokoił się nieco koło sejmu, widząc płoty i szlabany. Pomyślał, że Edward Gierek jednak postawił na swoim.

Zamiast starego stadionu zobaczył na Łazienkowskiej budynek jak marzenie. Nie wiedział, którymi drzwiami wejść. Żołnierz na dyżurce przy bramie zniknął. Brama też. Miejsce starszego pana z opaską z napisem PORZĄDKOWY na rękawie zajął łysy kulturysta w czarnym mundurze. – Był pan umówiony? – spytał. – Nie, ja tu kiedyś pracowałem – odparł coraz mniej pewny siebie Kazio. – Panie, pan wie, ilu tu kiedyś pracowało? Nie ma pana na liście, do widzenia – powiedział łysy. – A może jest pan Bolek – nie dawał za wygraną Kazik. – Nie znam żadnego pana Bolka. – Ale ja chciałem tylko zobaczyć trening. – Panie, jakby tak każdy chciał oglądać trening, to nikt by nie przyszedł na mecz. Mecz jest jutro, zapraszamy – łysy zakończył rozmowę i zatrzasnął szklane drzwi wartowni.

Kazio uznał, że to dobry pomysł. Nazajutrz ustawił się w kolejce do kasy. Pani poprosiła o kartę kibica. Nie zrozumiał pytania. – To najpierw musi pan sobie wyrobić. Trzeba przyjść w tygodniu z dowodem osobistym. – To nie każdy może wejść na stadion? – zdziwił się Kazio. – Każdy, ale z kartą.

Korzystając z właściwego aniołom daru teleportacji, przeniósł się Kazik na trybuny, omijając kołowrotki, zasieki i łysych w czarnych mundurach. Usiadł skromnie wysoko za bramką. Ta trybuna żyła innym rytmem niż boisko. Tam grali, tu śpiewali pod wodzą dyrygenta ustawionego tyłem do meczu. Deynę zastanowiło, że śpiewają nie na temat. Grała Wisła, a oni śpiewali o Lechu i Widzewie. W dodatku śpiewali tak, że gdyby był kibicem Lecha lub Widzewa, to mógłby się obrazić. – Dziadek, śpiewaj – usłyszał od siedzącego kilka metrów dalej łysego kolesia wyglądającego jak klon ochroniarza z bramy. Zachęta do wzięcia udziału w chórze brzmiała jak nakaz. Kazio nigdy nie śpiewał w chórze, więc zaczął się nerwowo kręcić w foteliku. – Śpiewaj albo wyp... – ponowił zaproszenie kolega. Po chwili namysłu Deyna postanowił wyp...

Tym razem przeniósł się w rejony dawnej trybuny honorowej. Przynajmniej ona była na swoim miejscu. Ucieszył się, bo spotkał Stefana Białasa. – A gdzie reszta chłopaków? – spytał Kazio. – Jak to gdzie? – odpowiedział Stefan. – Piłat chyba w Stanach, Tosiek na pewno, Żmija w Kanadzie, Schnellinger na Powązkach, Korzeń i Lulek na Wólce, Benio na Wolskim, a Śruba pod sosną w Starej Miłośnie.

– To kto gra? – zastanowił się Kazio. – Następcy. Są mistrzami Polski. Wielu z zagranicy, a na twojej pozycji gra Jodłowiec. Bardzo dobra drużyna – odpowiedział Stefan. Kazio popatrzył i powiedział: – To ja chromolę. Wracam do nieba.

Drzwi na klatkę schodową były zamknięte, więc wcisnął na klawiaturze domofonu numer swojego mieszkania: 26. Nim zdążył się przedstawić, już usłyszał: – Paszoł won. Niczego nie daję, sam mam za mało i nie chcę żadnych ulotek.

Chciał zadzwonić, ale budki telefonicznej na rogu Świętokrzyskiej i Emilii Plater nie było. Dobrze, że Emilia Plater została. Patrzy Kazio, a ludzie chodzą po ulicy i gadają do siebie. Przygląda się bliżej – każdy ma przy uchu słuchawkę. Złapał więc jakiegoś chłopaczka za klapy i mówi: – Dzwoń pod numer 210 06, a jak się zgłosi centrala MON, poproś wewnętrzny 33 572. Chłopaczek dzwoni, a tam cisza, a potem głos: – Nie ma takiego numeru.

Pozostało 82% artykułu
Plus Minus
„Ostatnia przysługa”: Kobieta w desperacji
Plus Minus
„Wieczne państwo. Opowieść o Kazachstanie": Władza tłumaczyć się nie musi
Plus Minus
"Nobody Wants to Die”: Retrokryminał z przyszłości
Plus Minus
Krzysztof Janik: Państwo musi czasem o siebie zadbać
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Plus Minus
Z rodzinnych sag tylko Soprano