Gdy przez dwa lata nie mógł znaleźć rywala, zaczął poważnie myśleć o karierze kierowcy wyścigowego. Rzucił wyzwanie jednemu z pionierów amerykańskich rajdów Barneyowi Oldfieldowi, który właśnie ustanowił rekord prędkości (131 mil na godzinę – 210 km/h) swoim blitzen benzem, a prywatnie był przyjacielem Jeffriesa. Jak przystało na dżentelmenów, doszło do zakładu na zawrotną wówczas sumę 5 tysięcy dolarów (dziś – 125 tysięcy) – ten, który wygra dwa z trzech pięciomilowych wyścigów, miał zgarnąć całą sumę.
By wyścig został uznany za oficjalny, Johnson musiał mieć jednak zawodową licencję, której amerykański związek automobilistów (AAA) mu nie wydał ze względu na kolor skóry. Co więcej, AAA zagroziło Oldfieldowi, że jeśli będzie się ścigał z Murzynem, straci swoją. Zakład wśród dżentelmenów to jednak rzecz święta, nie zważając więc na konsekwencje, ścigali się. Oldfield zdeklasował Johnsona, wygrywając w dwóch pierwszych próbach, więc trzecia już się nie odbyła. Licencja faktycznie została mu jednak zabrana na 18 miesięcy.
Jack Johnson wrócił zatem na ring. 4 lipca 1912 roku (równo dwa lata po „walce stulecia") obronił tytuł, pokonując przez techniczny nokaut w dziewiątej rundzie Jima Flynna. W październiku, zaledwie miesiąc po samobójstwie Etty, prasa doniosła, że Jack spotyka się z Lucille Cameron, białą dziewczyną. Kilka dni później matka kobiety poszła na policję i zgłosiła porwanie. Mówiła: „Jack Johnson ma hipnotyczne moce. Wolałabym widzieć moją dziewczynkę zamkniętą do końca swych dni w szpitalu dla obłąkanych niż jako zabawkę czarnucha".
18 października Johnson został aresztowany pod zarzutem pogwałcenia ustawy Manna. Mann Act to uchwalona przez Kongres w 1910 roku ustawa mówiąca, że zakazane jest transportowanie kobiet między stanami w celach niemoralnych, między innymi prostytucji. Cameron, która swoją drogą faktycznie była prostytutką, odmówiła zeznań i po wpłaceniu kaucji Johnson został zwolniony z aresztu.
Miesiąc później ponownie trafił za kratki i znów szybko wyszedł. Tym razem zeznawała inna biała prostytutka, z którą wielokrotnie widziano wcześniej mistrza – Belle Schreiber. Poznali się w 1909 roku, a więc przed wejściem w życie ustawy Manna. By jak najszybciej skończyć zabawę z wymiarem sprawiedliwości, Johnson i Cameron 4 grudnia 1912 roku wzięli ślub, co wywołało kolejny skandal. Na wieść o ceremonii dwóch kongresmenów z Południa namawiało publicznie do linczu na Johnsonie.
W czerwcu 1913 roku Johnson został skazany na rok więzienia i odebrano mu amerykańską licencję bokserską. Nie chciał iść za kratki, za bardzo kochał życie. 25 czerwca przedostał się w przebraniu członka czarnoskórej drużyny baseballowej do Montrealu, gdzie czekała na niego Lucille. W 2009 roku prezydent USA Barack Obama oficjalnie oczyścił imię Jacka Johnsona na wniosek grupy aktywistów, których wspierał m.in. Mike Tyson. Wyrok został wymazany.
Po 96 latach sprawiedliwość zatriumfowała, ale póki co mistrz musiał uciekać z żoną do Europy – najpierw do Paryża, ale gdy dzień po jego pierwszej walce wybuchła I wojna światowa, wyjechał do neutralnej Hiszpanii. Próbował tam boksować, jednak pochłoniętej wojną Europy nie interesował bokser uciekinier, nawet jeśli miał pas mistrzowski. W kwietniu 1915 roku w Hawanie Jack Johnson przegrał w 26. rundzie walkę z białym Amerykaninem Jessem Willardem i stracił tytuł. Musiały minąć 22 lata, by Joe Louis jako drugi w historii Murzyn dostał szansę walki o pas i zdobył tytuł mistrza świata wagi ciężkiej.
Pod koniec tułaczki Jack Johnson zamieszkał z Lucille w Meksyku, ale gdy stracił środki do życia, w lipcu 1920 roku przekroczył granicę w Tijuanie i oddał się w ręce amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości. Został przetransportowany do więzienia w Kansas, gdzie spędził rok. 9 lipca 1921 Lucille czekała na niego, gdy wychodził. Miał już 43 lata, ale nic innego poza zadawaniem ciosów nie potrafił. Występował więc dalej – przed coraz mniejszą widownią, w coraz bardziej obskurnych salach. I coraz częściej przegrywał. Po raz ostatni wyszedł na ring w 1945 roku, walcząc przeciwko dawnemu rywalowi Joe Jeanette'owi podczas charytatywnej gali w Madison Square Garden. Miał 67 lat.
Johnson wychował się w Galveston, gdzie – jak twierdził – segregacja rasowa nie była problemem, gdyż wszyscy byli biedni i mieli takie same zmartwienia bez względu na kolor skóry. – Gdy dorastałem, wszyscy moi kumple byli biali. Jadłem wspólnie z nimi, bawiłem się, nocowałem u nich w domach. Ich mamy dawały mi ciastka, jadłem z nimi przy jednym stole. Nikt mnie nie uczył, że biali są lepsi ode mnie – mówił wiele lat później. Johnson nigdy nie zaakceptował segregacji i wielokrotnie ją krytykował. 10 czerwca 1946 roku odmówiono mu podania posiłku w restauracji tylko dla białych w Karolinie Północnej. Wściekły wsiadł do samochodu, nacisnął gaz do dechy i kilka kilometrów dalej miał wypadek. Został przetransportowany do najbliższego szpitala dla kolorowych w Raleigh, gdzie zmarł.
Pochowano go w Chicago obok pierwszej żony. Trzecia (z Lucille Cameron rozwiódł się w 1924 roku), także biała, Irene Pineau, zapytana przez dziennikarza po pogrzebie, co tak w nim kochała, odpowiedziała: – Kochałam go najbardziej ze względu na odwagę. Szedł przez świat bez strachu. Nikogo i niczego się nie bał.
Zamienić kobiety na religię
Jack Johnson zainspirował nie tylko Milesa Davisa. Raper i aktywista polityczny walczący o prawa czarnej mniejszości Yasiin Bey (znany wcześniej jako Mos Def) na płycie „The New Danger" dwie piosenki poświęcił mistrzowi. Na kanwie walki z Jeffriesem powstała w 1967 roku sztuka teatralna (Pulitzer za dramat), a trzy lata później film „Wielka nadzieja białych", w którym czarnoskórego boksera zagrał James Earl Jones.
Sztukę na Broadwayu obejrzał Muhammad Ali, któremu zawieszono licencję bokserską z powodu odmowy wzięcia udziału w wojnie w Wietnamie i przynależności do Narodu Islamu. Był wstrząśnięty przedstawieniem. Poszedł za kulisy i mówił: – To historia o mnie! Wystarczy zamienić kwestię białej kobiety na religię!
Jeden z sekundantów Alego Drew Brown wykorzystywał fakt, że tak mocno zaczął się on utożsamiać z pierwszym czarnoskórym mistrzem. Podczas ważnych walk w kryzysowych momentach krzyczał do Alego: „Duch jest w sali, w sali jest duch! Jack Johnson tu jest!".
Najpiękniejszym hołdem pozostaje jednak fantastyczna płyta Milesa Davisa, która zresztą częściej niż pod oryginalnym tytułem znana jest jako „Tribute to Jack Johnson", czyli właśnie hołd.
Korzystałem z biografii Milesa Davisa „Miles" oraz słuchałem „Jacka Johnsona"