Są takie pogrzeby, po których wiemy, że bliscy zmarłego głęboko przeżywają chrześcijaństwo. To uroczystości pełne skupienia – ale nie poddania się jakiejś zewnętrznej dyscyplinie, pełne respektu dla śmierci – ale nie strachu przed nią, pełne żalu po stracie bliskiej osoby – ale nie rozpaczy, że wszystko się skończyło. Bo ci żałobnicy wiedzą, że choć zmarły odszedł od nich, przecież „nie wszystek umarł". Przeczuwamy wtedy zwykle, że i zmarły traktował chrześcijaństwo nie jak dodatek do życia, ale jak jego sedno – nie tylko wierzył w Boga, ale i wierzył Bogu, i ufał jego miłosierdziu. Taki właśnie był pogrzeb Tadeusza Mazowieckiego w Laskach 3 listopada 2013 roku.
W obronie „Pasji" Gibsona
Historia jego życia to historia zmagania się z pokusą instrumentalizacji wiary dla celów politycznych – tak widzę jego czasy PAX-owskie, potem czasy Frondy i wczesnej „Więzi", aż do odnalezienia pod koniec lat 70. tej formy katolickiej obecności w życiu publicznym, której Mazowiecki będzie wierny już do końca. A więc ruch, zmiana, nawet walka – często z samym sobą. A przecież historia jego życia to zarazem konsekwentna stałość przekonań.