Rock and roll dla wielu jest tylko chaosem. Jednak historia zmarłego niedawno Eddiego Van Halena (1955–2020) udowadnia, że nawet w erupcji emocji i szaleństwa daje znać o sobie żelazna logika, a panuje też hierarchia: mistrzów nurtów i gatunków.
Oczywiście na szczycie będą zawsze „ojcowie-założyciele" — Elvis Presley, The Beatles czy The Rolling Stones, ale tym większej uwagi wymagają ci, którzy nadali impet drugiej, a przede wszystkim trzeciej fali rocka. Druga bowiem, na przełomie lat 60. i 70., gdy przyszedł czas Led Zeppelin, Black Sabbath i Deep Purple, była naturalnym przedłużeniem pierwszej. Twórcy trzeciej zaś musieli przełamać prymat disco oraz czarnych brzmień. Wtedy właśnie szczególną rolę odegrał Eddie Van Halen, zmiatając z list przebojów Abbę czy Boney M.
O tym, że nie ma w tym cienia przesady, przekonują słowa Mike'a McCready'ego, gitarzysty Pearl Jam, gwiazdy nurtu grunge, który z kolei przywrócił muzykę gitarową na szczyty listy przebojów dekadę po Van Halen: „Pamiętam, jak uciekłem ze szkoły, by zobaczyć Eddiego przed koncertem. Czekaliśmy w kolejce przez cały dzień. Eddie był jak Mozart w świecie gitary. Zmienił wszystko. Jego muzyka brzmiała tak, jakby pochodził z innej planety. Stworzył niesamowite piosenki: »Romeo Delight«, »On Fire«, »Unchained«, »Mean Street«, »DOA«, »Light Up the Sky«, »Ain' Talkin 'Bout Love«, »Eruption«, »Atomic Punk«".
Inspiracja, mocno nadużywane dziś słowo, ma naprawdę ogromne znaczenie. Gdyby nie Van Halen – Pearl Jam może by nie powstało. Kolejny głos: „Sposób, w jaki Eddie Van Halen korzystał z gitary, był świadectwem boskiej inspiracji" – to Tom Morello, gitarzysta Rage Against the Machine. Również tego zespołu, który odmienił rocka dekadę po debiucie Van Halen – mogłoby nie być, gdyby nie Eddie.
Konstruktorzy instrumentów
Wśród fanów i recenzentów popularne są określenia wynoszące artystów w kosmiczny wymiar. Słyszymy o gwiazdach i galacticos. A jeśli tak – to pojawienie się Eddiego Van Halena na rockowej scenie przypominało wejście w przestrzeń okołoziemską przepięknej komety. Zauważyły to również megagwiazdy, na ich oczach rosła bowiem także niebezpieczna konkurencja.