Czas sprzyja nie tylko zabieraniu głosu na temat kondycji Kościoła. Dla osób, które mają głębokie poczucie więzi z kulturą i Kościołem jako jednością, powstaje wiele innych pytań. Bardzo skomplikowane zdanie napisałam przed chwilą, wyraźnie unikając prostego określenia „dla wierzących". Bo też i słowo „wierzący" brzmi dla mnie ostatnio bardzo niejednoznacznie. Nie chodzi tu o wiarę powierzchowną bądź głęboką. Chodzi o to, jak w tym szybkim i katastrofalnym świecie zachować to, co w stanie ducha zwanym wiarą daje siłę i ufność.
Siła ducha może wynikać tylko z prawdy. W jakiej więc prawdzie umieścić wiarę, jeśli chce się ją zatrzymać, jeśli poczucie istnienia świętości jest z kimś tożsame? Lewica chętnie posługuje się określeniem „tożsamość", jeśli idzie o płeć, ale jest przecież wiele innych stron tożsamości, choć nieakceptowanych przez stronę lewą.
Nie idzie o tożsamość religijną. Niestety, przyjmujemy ją razem z obszarem, na jakim się urodziliśmy, i nie jest ona efektem świadomego wyboru, ale kulturowej gleby, na jakiej wzrastamy. Dziecko, które wchodzi do gotyckiego kościoła, gdzie pełno wielkich obrazów, czuje pewnie to samo, co dziecko muzułmańskie na modlitewnym dywanie. Całe otoczenie modlitwy przytłacza, słowa są niezrozumiale, a czas się dłuży, jednak jest zawsze jakiś moment, kiedy znajdujemy w dziecięcym świecie swoją świętą istotę, na miarę dziecięcej duszy. Istota ta wie wszystko, widzi wszystko, a jednocześnie jest tylko dla tej jednej małej osoby.
Od chwili, kiedy dziecko poczuje tę istotę, Kościół, księża, dzwony i słowa są dużo bliższe, choć niedostępne. To jest dom dla tego, co dziecko odczuwa jako święte, czyli czyste od grzechu. Ksiądz ma jedyny głos na świętym terenie, a więc jego głos jest też święty. Dorastając, umacniamy albo gubimy wiarę, ale w niejednym z nas mimo wszystko zostaje poczucie istnienia świętości. Nawet przy załamaniu wiary zdarza się wejść do Kościoła jako na teren świętości. Mamy wtedy zakorzeniane w dzieciństwie poczucie obcowania z czymś wyjątkowym, bo czystym. Czas cichej modlitwy jest też czasem czystym, bo nie ma tu miejsca i potrzeby fałszu.
Czy duchowni, tak czy inaczej uplątani w przestępstwo pedofilii, zdają sobie sprawę, że poza czynieniem zła niszczą wiarę w świętość, czyli w to, co buduje tożsamość wielu z nas? Kościół ma dla dziecka – ofiary, twarz zdziczałego księdza. Kwarantanna zwalnia z obowiązku chodzenia na msze. To może być czas poważnej refleksji. Czy można zbiorowo i bez wątpliwości powiedzieć dziś głośno: „Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół"? Oczywiście nie chodzi o miejsce, tylko o Kościół w wyższym wymiarze. Jeśli jednak jest on apostolski, a biskupi wyświęcani, to jednak wierząc w Kościół, muszę też wierzyć biskupom.