To raczej nie jest książka dla każdego. Już tytuł budzi respekt – „Nic bez Boga, nic bez Tradycji. Kosmowizja polityczna tradycjonalizmu karlistowskiego w Hiszpanii". Jeśli do tego dodamy nazwisko autora Jacka Bartyzela – profesora nauk społecznych, teatrologa, historyka idei, filozofa polityki, a w PRL jednego z założycieli opozycyjnego Ruchu Młodej Polski – do głowy przychodzi myśl: „To na pewno nie dla mnie". Ale gdy już przełamiemy opory, poznamy zadziwiającą historię hiszpańskiej kontrrewolucji, o której – idę o zakład – 99 proc. Polaków nie ma pojęcia.
Zaczyna się jak u Szekspira. Jest rok 1829. Król Hiszpanii Ferdynand VII pozostaje bezdzietny, choć pochował już trzy żony. Zgodnie z prawem następcą tronu jest jego młodszy brat, książę Karol Maria Izydor. I pewnie wszystko toczyłoby się ustalonym rytmem, gdyby w sprawę nie wmieszała się ambitna kobieta. Księżniczka Maria Krystyna, kuzynka i jednocześnie siostrzenica Ferdynanda, zostaje jego czwartą żoną, a dziesięć miesięcy później, w październiku 1830 roku, wydaje na świat córkę, infantkę Marię Izabelę. Jeszcze w stanie błogosławionym Maria Krystyna przekonuje króla do zmiany prawa sukcesyjnego dającego dotąd pierwszeństwo w kolejce do tronu potomkom płci męskiej. Królowa ma bowiem wielką ochotę na to, by w razie śmierci chorowitego małżonka zostać regentką, nawet jeśli dziecko okaże się dziewczynką.