Pouczający udar mózgu
Czy rzeczywiście muzyka niczemu nie służy? Przecież, co oczywiste, wyraża uczucia, więc służy do porozumiewania się na poziomie emocjonalnym. Stąd, przynajmniej w części, podobna jest do języka. Ba! Jest od niego bardziej „kolorowa", jest w stanie wyrazić więcej uczuciowych niuansów, dlatego dopełnia język.
Pogląd ten, zapewne bliski wielu refleksyjnie nastawionym melomanom, zgadza się z ustaleniami nauki. W mózgu istnieją podobne struktury zawiadujące mową i muzyką. Dlatego wielu psychologów i neurologów wyraża przekonanie – za Jerrym Fodorem – że muzyka „wyrasta" z języka, pasożytuje na mózgowych strukturach językowych.
Rosyjski kompozytor Wissarion Szebalin przeszedł udar mózgu, który dotknął lewej półkuli, podobnie jak francuski kompozytor Maurice Ravel, autor „Bolera". Obaj stracili po udarze mowę, ale rozumieli, co się do nich mówi i zachowali wrażliwość na muzykę, rozpoznawali utwory. Przypadek tego rodzaju po raz pierwszy został opisany w Szwecji w 1745 roku, pewien mężczyzna po udarze był w stanie mówić jedynie „tak", ale nie stracił umiejętności śpiewania. W 1865 rok opisano casus muzyka, który po udarze stał się niemową, ale nie przestał być muzykiem. W 1871 roku brytyjskie prestiżowe pismo medyczne „The Lancet" opisało dwa przypadki niemych dzieci, z których jedno śpiewało, używając słów, a drugie bez słów. W miarę upływu lat, przybywało opisów podobnych przypadków. Okazało się, że upośledzenie mowy w wyniku udaru nie przeszkadza grać na instrumentach, dyrygować orkiestrą czy po prostu śpiewać. Przypadki takie rejestrowano skrupulatnie i ogłaszano w fachowych pismach aż do I wojny.
W XX wieku zajmowali się nimi psycholodzy i neurolodzy z renomowanych uniwersytetów, dochodząc do wniosku, że na poziomie neurologicznego funkcjonowania mózgu muzyka i mowa mają wspólny ośrodek dyspozycyjny, ale w niczym nie przybliżyło to badaczy do rozwikłania zagadki: mowa służy do komunikowania się, dzięki niej gatunek Homo sapiens zajmuje najwyższe miejsce w przyrodzie ożywionej, ale czemu służy muzyka? Z perspektywy psychologii, neurologii, fizjologii nadal nie wiadomo.
Może pomoże małpa
Być może, aby zrozumieć muzykalność człowieka, trzeba badać zwierzęta (oczywiście bez popadania w antropocentryzm widzący muzykę w królestwie zwierząt). Czy zwierzęta bywają wrażliwe na muzykę? Czy ją zauważają, czy podobają im się dźwięki emitowane przez instrumenty albo przez chóry?
Jeśli mamy wspólnych zwierzęcych przodków, a mamy ich, teoretycznie nie można wykluczyć, że muzyka powstała, powiedzmy, dziesięć milionów lat temu, gdy ci wspólni przodkowie skakali jeszcze z gałęzi na gałąź. Chcąc to ustalić, amerykańscy psycholodzy, częstując w laboratoriach szympansy bananami, raczą je muzyką operową, rockową i country. Wychodzą z założenia, że jeśli małpy są zdolne do rozpoznawania pojedynczych dźwięków i ich kombinacji tak jak ludzie, ta cecha pochodzi z okresu przed oddzieleniem się ze wspólnego pnia drzewa genealogicznego linii małp i linii hominidów, co wedle współczesnej wiedzy miało miejsce około siedmiu milionów lat temu.