Kto kiedykolwiek miał do czynienia z książkami lub filmami, musiał słyszeć o wampirach. A i miłośnicy historii co nieco słyszeli o Władzie Palowniku albo Elżbiecie Batory – w końcu to o nich krążyły ploteczki, że dopuszczają się niecnych, unurzanych we krwi czynów. Bram Stoker ze swoim „Draculą” rozsławił wampiry na cały świat i na dobre wprowadził je do świata popkultury.
Jednak nie on to wszystko wymyślił (albo odkrył i przekazał, jak mówią niektórzy…). Wcześniej był poemat „Der Vampir” Heinricha Augusta Ossenfeldera albo ballada „Narzeczona z Koryntu”, której autorem był Johann Wolfgang von Goethe. Ale one wielkiej popularności jeszcze nie zdobyły, do wypromowania postaci wampira potrzebowano czegoś więcej. O to „coś” zadbał John William Polidori, tworząc Lorda Ruthvena – tajemniczego, przerażającego, ale i atrakcyjnego, który poruszał się w świecie wyższych sfer. Nie był już ohydnym, powstającym z grobu nieumarłym, lecz budzącym niezdrową fascynację osobnikiem. Takiego wampira pokochał świat. I po dziś dzień serwuje nam go w coraz to nowych formach. Cóż, obietnica wiecznego życia jest przecież niezwykle kusząca…