W 2005 r. z okazji 80. urodzin artysty wypuszczono model „80th Birthday Lucille", na którym B.B. King grał przez cztery lata, aż mu go skradziono. Po kilku miesiącach gitara trafiła do lombardu w Las Vegas w opłakanym stanie. Zauważył ją znawca gitar Eric Dahl i po dokładnych oględzinach zauważył nalepkę w środku z napisem: „Prototype 1", o czym poinformował producenta. B.B. King był tak szczęśliwy z powodu odzyskanego instrumentu, że podarował Dahlowi nową gitarę, oczywiście ten sam model, z nadzieją, że będzie mu się na niej grać tak dobrze, jak jemu na tej odzyskanej.
B.B. King mawiał zawsze: „Kiedy ja przestaję śpiewać, zaczyna śpiewać moja Lucille". Skomponował też bluesowy pean na jej cześć.
Brzmienie, które słyszycie, pochodzi z gitary imieniem Lucille
Jestem zakręcony na jej punkcie
Lucille zabrała mnie z plantacji, a nawet uczyniła mnie sławnym
Czasem gram na niej, kiedy nie mam nic do powiedzenia
Czasem wydaje mi się, że Lucille płacze
Nie sądzę, bym mógł śpiewać popularne piosenki jak Frank Sinatra i Sammy Davis Jr.
Ponieważ Lucille nie chce grać nic innego poza bluesem
I jest mi z tym całkiem dobrze, bo nikt tak mi nie śpiewa jak Lucille, moja Lucille
Lubię, jak śpiewa Sammy, jak śpiewa Frank, ale dzięki Lucille mogę mieć trochę Franka, Sammy'ego i Raya Charlesa, a nawet Mahalię Jackson, wszystkich, którzy czują ducha.
To słowa tytułowej piosenki z albumu „Lucille" wydanego w 1968 r. B.B. King był wielkim fanem Sinatry. W autobiografii zwierzył się, że przez wiele lat co noc, przed zaśnięciem słuchał jego albumu „In the Wee Small Hours" z 1955 r. Sinatra zarekomendował go w kasynach Las Vegas, gdzie bluesman występował już w połowie lat 60. Był drugim po Sammym Davisie Jr. czarnoskórym artystą, który regularnie koncertował w miejscach zarezerwowanych dotąd dla białych.
Bluesman numer jeden
W lutym 1952 r. singiel „3 O'Clock Blues" doszedł do pierwszego miejsca listy bestsellerów r'n'b magazynu „Billboard" i utrzymywał się na tej pozycji przez pięć tygodni. Pierwszy hit zapoczątkował serię popularnych piosenek B.B. Kinga: „Woke Up This Morning", „Everyday I Have the Blues", „Sweet Little Angel" i „Please Accept My Love". Z artysty zarabiającego 10–15 dolarów za występ w połowie lat 50. stał się bluesmanem numer jeden w Ameryce, a jego tygodniowe honorarium opiewało na 2500 dolarów. Występował w Teatrze Apollo w Nowym Jorku i Howard Theatre w Waszyngtonie. W 1956 r. zagrał 342 koncerty i nagrał trzy albumy. Podpisany w 1962 r. kontrakt z ABC-Paramount Records był wielokrotnie przedłużany przez kolejne firmy: MCA i Geffen.
Artystyczny sukces potwierdzony entuzjastycznymi recenzjami osiągnął albumem „Live at The Regal" nagranym w listopadzie 1964 r. w Teatrze Regal w Chicago. Przyznał później, że to najlepszy koncert, jaki do tamtej pory zagrał, i jeden z najlepszych w jego karierze. W 1970 r. otrzymał pierwszą z piętnastu nagród Grammy za utwór „The Thrill Is Gone", który trafił na listy przebojów pop. Magazyn „Rolling Stone" umieścił go na liście „500 największych piosenek wszech czasów" na miejscu 183.
B.B. King zdawał sobie sprawę, że do popularności bluesa przyczynili się muzycy brytyjscy, jak Eric Clapton. Ale przecież sam był najbardziej zapracowanym bluesmanem w historii. Grał 300 koncertów rocznie, następnie 200 i dopiero po osiemdziesiątce zmniejszył tę liczbę do kilkudziesięciu. Nieustannie doskonalił swą grę na gitarze.
– Nawet teraz, mając 82 lata, kiedy nie nauczę się czegoś każdego dnia, uważam ten dzień za stracony – powiedział w wywiadzie dla magazynu „Rolling Stone". Mam uszy otwarte na wszystko.
W 1988 r. przyjął zaproszenie od irlandzkiej grupy U2 i w Studio Sun w Memphis nagrał z nimi utwór „When Love Comes to Town", który stał się wielkim przebojem, a album „Rattle and Hum" bestsellerem, sprzedając się w nakładzie 14 mln egzemplarzy. Głos B.B. Kinga i brzmienie jego gitary dotarły do milionów nowych fanów.
Gitara dla Jana Pawła II
Kiedy się spotkaliśmy, pokazaliśmy mu akordy – opowiadał Bono w jednym z wywiadów. – Panowie, ja nie gram akordów, robię to po swojemu – powiedział nam. Dałem z siebie wszystko, śpiewając pierwszą zwrotkę tej piosenki. A potem B.B. King otworzył usta i poczułem się jak dziewczyna. Uczyliśmy się i wchłanialiśmy jego charyzmę, ale im więcej staraliśmy się być jak on, tym bardziej sami byliśmy mniej przekonujący. On jest, jak określił go Keith Richards, specjalistą.
W grudniu 1997 r. B.B. King wystąpił w Watykanie przed papieżem Janem Pawłem II i podarował mu jedną ze swoich „Lucille". W następnym roku zagrał w filmie „Blues Brothers 2000" w roli członka Louisiana Gator Boys razem z Erikiem Claptonem, Koko Taylor, Dr. Johnem i Bo Diddleyem. W 2000 r. ukazał się album „Riding with the King" nagrany z Claptonem i nagrodzony Grammy. Razem zaśpiewali i zagrali „3 O'Clock Blues", pierwszy hit Kinga. Album osiągnął status podwójnej platyny w USA. Legendarny Amerykanin zawsze podkreślał w wywiadach, że Eric jest według niego numerem jeden wśród bluesmanów.
W 2006 r. rozpoczął długie, pożegnalne tournée. Wystąpił na największych festiwalach jazzowych, bluesowych i rockowych: Glastonbury, Bonnaroo, Crossroads, New Orleans. Szef Montreux Jazz Festiwal Claude Nobs zorganizował mu wielki koncert z udziałem wielu gwiazd jazzu: Johna McLaughlina, Stanleya Clarke'a, George'a Duke'a, Joe Sample'a, a także wokalistek: Randy Crawford, Gladys Knight i Barbary Hendricks.
Otworzył sieć: B.B. King's Blues Club w Nowym Jorku, Memphis, Nashville, Los Angeles, Las Vegas i Orlando. Wbił łopatę pod budowę B.B. King Museum and Delta Interpretive Center, które zostało otwarte w miejscowości Indianola, nieopodal miejsca jego narodzin. Muzeum zostało otwarte we wrześniu 2008 r. W części zaadaptowano budynek przetwarzania bawełny, w którym B.B. King pracował w latach 40. XX wieku.
– B.B. King jest bez wątpienia najważniejszym artystą wyrosłym z bluesa – napisał w autobiografii Eric Clapton. Najbardziej pokornym i prawym człowiekiem, jakiego można spotkać. Pod względem wielkości, jeśli wierzyć w reinkarnację, to Robert Johnson wcieliłby się w B.B. Kinga.
– Bardzo rzadko opowiadał o swojej muzyce, o tym, jak gra, wspomina go inny wielki bluesman Buddy Guy. Zawsze chciał rozmawiać o młodych kobietach. Złościło mnie to, bo chciałem dowiedzieć się od niego, jak zagrał to czy tamto.
Jak policzyli jego biografowie, B.B. King zagrał ponad 15 000 koncertów, przez 65 lat był w trasie.
– Robię się coraz wolniejszy – przyznał się w 2013 r. Na starość palce czasem puchną. Mówią mi, żebym zrezygnował. Nigdy tego nie zrobię. Kiedy przyjmuję zaproszenie na koncert, idę i gram. Tłumy publiczności traktują mnie tak, jakie nazwisko noszę. Wstają, kiedy wchodzę na scenę. Nikt ich o to nie prosi, ale robią to. Stoją i nie wiedzą, jak bardzo to doceniam.
B.B. King był entuzjastą internetu. Kiedy tylko miał czas, na swojej stronie informował swoich fanów o tym, co robi. 7 kwietnia 2015 r. napisał: „Chcę wszystkim podziękować za zainteresowanie i dobre życzenia. Czuję się o wiele lepiej i wychodzę dziś ze szpitala".
Ostatni wpis pochodzi z 1 maja: „Jestem w hospicjum w Las Vegas. Dziękuję wszystkim za życzenia i modlitwy".
– Kiedyś, w czasach The Beatles, oglądałem telewizję i usłyszałem, jak John Lennon mówi, że chciałby grać jak B.B. King. O mało nie spadłem z krzesła – wspominał bluesman. Zacząłem myśleć: Boże, co ja takiego robię, że facet z największego zespołu na Ziemi mówi coś takiego? Starałem się, żeby to nie uderzyło mi do głowy, ale oczywiście myślałem o tym. Poczułem się, jakby Chrystus zszedł na Ziemię i powiedział mi: Tak B., jesteś bardzo dobry.