Jeśli szukać źródeł chrześcijańskiej postawy wobec uchodźców i migrantów, to znajdziemy je w samej Ewangelii. I nie chodzi nawet o często przywoływany fakt, że rodzice Jezusa i on sam musieli uciekać ze swojej ziemi do Egiptu (co przywoływał w swoim liście do wiernych kard. Grzegorz Ryś), ale o kamień węgielny ewangelicznego nauczania, jakim jest opowieść o Sądzie Ostatecznym. Jezus jasno przypomina w niej, jakie są kryteria zbawienia oraz chrześcijańskiej postawy wobec innych. „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie (…) Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili (…) odpowie: »Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili«. Wtedy odezwie się i do tych po lewej stronie: »Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić; byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie«” (Mt 25, 35, 40-44). I te słowa, szczególnie ten ich fragment, w którym mowa jest o „przybyszu”, czyli w biblijnej nomenklaturze właśnie migrancie, są w zasadzie rozstrzygające dla chrześcijańskiego nauczania.