W 2008 roku jako szczęśliwy posiadacz nowo wybudowanego segmentu przeprowadziłem się na obrzeża Warszawy i zamieszkałem wśród ludzi w podobnej sytuacji. Jedni, tak jak ja, mieli już dzieci. Inni dopiero planowali. Przez lata małżeństwa w podobnym wieku z potomstwem w podobnym wieku regularnie się odwiedzały, grillowały, a kiedy była potrzeba podrzucały sobie dzieci. Te zaś bawiły się razem w ogródkach i na wspólnych podwórkach, bo deweloper nie pomyślał o placu zabaw.
15 lat później, kiedy już sam dochowałem się dorosłego potomstwa, zamieszkałem w nowym mieszkaniu bliżej centrum. Nieustanne dojazdy naprawdę potrafią zmęczyć. Większość sąsiadów to ludzie młodsi ode mnie. Są z grubsza w tym wieku, w jakim byłem, kupując wspomniany wyżej segment. Plac zabaw jest i to całkiem ładny. Tylko dzieci nie ma. To znaczy, mówiąc precyzyjniej, jakieś dzieci są. Ale jakoby ich nie było. Na wspomnianym placu bawi się troje czy czworo – przy mniej więcej stu mieszkaniach. Nie widać młodych matek z wózkami ani rodzin, które by miały więcej niż jedno dziecko. To chyba największa różnica między dwoma miejscami zamieszkania, o których tu mówię. Druga jest taka, że kilkanaście lat temu wszystkie domy w sąsiedztwie należały do Polaków, dziś mam sporą grupę sąsiadów-obcokrajowców. Kilka rodzin z Ukrainy, Hindusi, Wietnamczycy. Widuję ich na spacerach, w sklepie, w garażu podziemnym.
Czytaj więcej
Hejt, jaki wylał się na kard. Grzegorza Rysia po jego liście na temat migrantów, dowodzi, że częś...
Z demografią nie radzi sobie żaden rząd na świecie. Oskarżanie Tuska czy Morawieckiego to zawracanie głowy
Nie dokonuję tu żadnych wielkich odkryć. Ale dobrze odwołać się do swoich własnych doświadczeń, zwłaszcza jeśli są w jakimś stopniu reprezentatywne. W roku 2008 Polska notowała dodatni przyrost naturalny, dziś notuje ujemny. Ale już wtedy współczynnik zastępowalności pokoleń mieliśmy znacząco poniżej 2. Wtedy było to 1,39, dziś jest niewiele ponad 1. Czyli przeciętna Polka rodzi przez całe życie tylko jedno dziecko. To zaś oznacza, że najpierw staniemy się krajem ludzi starych, później czeka nas zupełna katastrofa demograficzna. Pomstowanie na rząd (poprzedni, że nic nie zdziałał czy obecny, że nic w tej sprawie nie robi) to zawracanie głowy. Na to nie ma mądrych. Z demografią nie radzi sobie żaden rząd na świecie. Nie sposób zmusić do posiadania potomstwa ludzi, którzy z tego rezygnują. Nie potrafią tego zrobić nawet w komunistycznych Chinach, a oni tam potrafią nawet skutecznie cenzurować internet i zabijać ludziom drzwi w czasie pandemii. Społeczeństwa konsumpcyjne wybrały komfort kosztem rozwoju i dynamiki. Przemiany cywilizacyjne doprowadziły nas mniej więcej do tego miejsca, w którym jakieś półtora tysiąca lat temu znajdował się starożytny Rzym. A potem przyszli barbarzyńcy.