„Mickey 17”: Kolonizowana planeta jak łagier o zaostrzonym rygorze

Bong Joon-ho nie mógł się zdecydować, w jakiej konwencji utrzymać film „Mickey 17”. W efekcie jest za długi, wyszedłem z niego znużony i trochę obojętny. Jednak nie sposób go zignorować, bo zbyt przypomina nasz świat.

Publikacja: 21.03.2025 16:30

„Mickey 17”: Kolonizowana planeta jak łagier o zaostrzonym rygorze

Robert Pattinson jako tytułowy Mickey. W pierwszej scenie filmu jest klonowany (drukowany) po raz siedemnasty

Foto: mat.pras. Warner Bros Entertainment

Zarówno powieść Edwarda Ashtona, jak i film koreańskiego reżysera Bonga Joon-ho opowiadają o wyprawie kolonizacyjnej na planetę Nilfheim. W powieści mówi się wyraźnie, że start następuje z planety Midgard krążącej wokół czerwonego olbrzyma, na której ludzkość założyła kolonię trzeciej generacji. W filmie mamy sugestie, że start nastąpił z Ziemi, ale po czterech i pół roku podróży nie sposób dolecieć do jakiejkolwiek pojedynczej gwiazdy, bo oprócz gwiazd Centaura wszystkie są położone dalej. Różnica w numeracji Mickeyów w tytule filmu i powieści („Mickey 7”) wynika bodaj stąd, że reżyser (zarazem autor scenariusza) uznał, że siedmiokrotne umieranie bohatera to za mało, by poruszyć widzów. Kazał mu więc umierać 17-krotnie.

Pozostało jeszcze 80% artykułu

Dostęp na ROK tylko za 79zł z Płatnościami powtarzalnymi BLIK

Jak zmienia się Polska, Europa i Świat? Wydarzenia, społeczeństwo, ekonomia i historia w jednym miejscu i na wyciągnięcie ręki.
Subskrybuj i bądź na bieżąco!
Plus Minus
Chińskie marzenie
Plus Minus
Jarosław Flis: Byłoby dobrze, żeby błędy wyborcze nie napędzały paranoi
Plus Minus
„Aniela” na Netlfiksie. Libki kontra dziewczyny z Pragi
Plus Minus
„Jak wytresować smoka” to wierna kopia animacji sprzed 15 lat
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
gra
„Byczy Baron” to nowa, bycza wersja bardzo dobrej gry – „6. bierze!”