W rosyjskich wojnach sukces jest na drugim planie. Liczy się przede wszystkim ofiara: to ona jest w centrum celebracji wojny, to ona jest osią, wokół której obraca się jak na karuzeli cały rosyjski martyrologiczny teatr. I nieważne, czy jest tą ofiarą pojedynczy poeta ginący w górach Kaukazu, czy wyrżnięte przez wroga dywizje. Nieważne nawet, czy za ofiarą szła klęska czy zwycięstwo. Liczy się sakralność ofiary wynikająca z poświęcenia dla ojczyzny. To poświęcenie wynosi na ołtarze. Staje się lekcją dla pokoleń. Wzorem do naśladowania.
Czujecie w tym paradoks? O ile bowiem w innych kulturach czci się zwycięzców, o tyle w Rosji (i nie jest nam w tym do wielkiego sąsiada daleko) nauczycielem sztuki życia jest martwy bohater. A martwi, jak wiadomo, mają jedną wielką zaletę: milczą, w ich imieniu wypowiadają się zaś kapłani wojny, czyli przywódcy narodowi. I w ten sposób koło się zamyka.
Liderom narodu potrzebne są wojny, by były ofiary. One dają moralną legitymację do sprawowania władzy i okazję do przemawiania w ich imieniu. Niekoniecznie na tematy jakoś blisko związane z wojną. Legitymacja moralna działa szeroko, jest po prostu niczym innym jak tytułem do władzy.
Proszę wybaczyć ten przydługi wywód, ale świat zazwyczaj się śmieje, a rzadko rozumie fenomen tych nieskończenie napuszonych militarnych defilad, które przewalają się ulicami Moskwy i innych rosyjskich miast, pełnych chrzęstu gąsienic, podniosłych pieśni, salutujących czołgistów i trzymanych na sztorc sztandarów. Pełnych wiwatujących ludzi i wystawianych jak małpki w zoo, obwieszonych orderami weteranów. Ci ostatni to żywy dowód faktyczności wojny. Wszak szli do boju z bohaterami, jedli z nimi gorzki żołnierski chleb, pili frontową herbatę, trzymali na kolanach ich głowy, gdy ci z przestrzelonymi płucami odchodzili do narodowego panteonu.
Ktoś powie: halabardnicy na scenie teatru rosyjskiej martyrologii, ale ja będę się upierał, że wiele, wiele więcej. Nie to jest jednak ważne. Ważne jest pytanie: jakie ten spektakl władzy ma szanse na przetrwanie w czasach nowoczesnych? W dobie wojen hybrydowych, globalizacji, internetu, portali, podcastów i wszystkiego, co rozrywa na strzępy tradycyjny model zarządzania ludzkimi sumieniami. Czy rosyjski martyrologiczny teatr przetrwa?