Czas jest okrutny i Harrison Ford nie wróci już do roli słynnego archeologa. 82-letni aktor zadeklarował, że pożegnał się z nią na dobre występem w filmie „Artefakt przeznaczenia”. Widzom nikt go nie zastąpi, ale nie oznacza to jeszcze definitywnego rozstania z profesorem. Z pomocą przychodzą bowiem gry komputerowe.

W „Indiana Jones and the Great Circle” wirtualne alter ego Forda przeżywa przygody godne hollywoodzkiego blockbustera. W przededniu II wojny światowej gracze ruszają wraz z nim tropem złodzieja, który zwinął cenny artefakt z Marshall College. Już na wstępie odwiedzają Watykan i poznają tajemnicę Wielkiego Kręgu. Później docierają do Szanghaju i Gizy, zwiedzają Irak, a nawet zapuszczają się w Himalaje. Przez cały ten czas podążają tropem tajemnicy biblijnego Noego. W ten sposób historia zatacza koło – przecież to dzięki Arce Przymierza świat poznał Indy’ego.

Czytaj więcej

„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków

Gra obfituje w efektowne sceny akcji i przygody. Gracze przeczesują katakumby i odwiedzają zapierające dech w piersiach pałace, okładają biczem paskudnych Niemców, biją się na pięści z oprychami, strzelają, skradają się, rozwiązują zagadki. Największą zaletą gry jest właśnie to, że gracze ponownie mogą zobaczyć ulubionego archeologa. Doktor Jones jest taki, jaki był w latach 80. Młody, sprawny, czarujący i jednocześnie bezczelny, sypiący „onelinerami” jak z rękawa. No i do złudzenia przypomina Harrisona Forda.

Najwyraźniej współczesne gry mogą przedłużyć życie aktorom. Ba, mogą im zapewnić nieśmiertelność skuteczniej niż same filmy. W końcu nic nie stoi na przeszkodzie, by Indy kontynuował swoją karierę archeologa jeszcze przez wiele lat.