Film Wojciecha Wawszczyka wyróżnia się na tle sztampowych animacji zalewających kina. Zachwyca świeżym, absurdalnym humorem i niesamowitymi światami, które odwiedzają bohaterowie. Pojawia się tu bowiem morze pełne syren okrętowych, góra groszku z marchewką, wnętrze naprawdę długiego węża, a nawet kraina, z której dinozaury znikają za sprawą zwykłej gumki myszki. Ich latorośl, tytułowy Diplodok, będzie musiał spotkać się z autorem komiksów o sobie, by odzyskać ukochanych rodziców.
Dawno nie było w polskich kinach produkcji, która tak uruchamiałaby wyobraźnię dzieci, umiejętnie łącząc slapstick z surrealizmem. Spora w tym zasługa Tadeusza Baranowskiego, autora komiksów „Podróż smokiem Diplodokiem” czy „Antresolka profesorka Nerwosolka”. To on wymyślił tak niezwykłych bohaterów i tchnął w nich życie. Wawszczyk wraz z zespołem umiejętnie przerobił ramki z chmurkami na język kina. Dodał humor, masę metazabaw (osioł filozof!), przebudował historię i zaopatrzył w morał.
Czytaj więcej
„Substancja” jest najlepszym horrorem tego roku. To obraz, który może powalczyć o Oscary!
Film nie tylko przypomina o znaczeniu przyjaźni i radzi otworzyć się na innych ludzi, ale również podpowiada ważną dla współczesnego pokolenia myśl, że wolność jest równie istotna co fantazja. W dobie korporacji narzucających swoim pracownikom, jak myśleć, to przecież bardzo ważna rzecz. „Nie słuchajcie ich. Róbcie to, co czujecie. Podążajcie za swoją pasją”, wołają twórcy. Na uświadomienie młodych widzów, że nie zawsze jest to możliwe i że istnienie mnóstwo zajęć, które trudno wykonywać z pasją, choć trzeba to robić, przyjdzie jeszcze pora.