A przecież lekki duchem, żwawy jak motylek. W ostatni czwartek zadzwonił do mnie znienacka z prośbą, abym się przygotował, bo musimy stworzyć na Jamnej kabaret. Kabaret? Tak, kabaret, bo zbliża się świąteczny wyjazd młodzieży na Jamną, a te poznaniaki to strasznie poważne chłopaki. Więc my, staruszkowie, musimy ich rozruszać i mam przygotować swoją część do wspólnego występu. Piosenki i skecze mają być polityczne, bo ma już dość tego jeżdżenia po prezydencie i pani premier. I ma dość tego Komitetu Obrony własnej D.
Sprawdzam datę połączenia: czwartek, 17 grudnia, godz. 19.46. To – oczywiście – niczego nie zmienia, ale przecież czuję niejasną potrzebę, aby wiedzieć dokładnie. Śmierć przyjaciół przekreśla zaufanie do stałości świata, więc czegoś trzeba się chwycić.
* * *
Jasia poznałem w latach 70. w Beczce. Byliśmy studentami. Ja studiowałem na UJ, a Jaś był klerykiem w krakowskim Studium Teologicznym dominikanów. Między uniwersytetem a klasztorem stoi pałac biskupi, gdzie mieszkał Karol. Nazywaliśmy Go tak nie z poufałości, ale z szacunku. Przecież podczas bezkrólewia ktoś musi reprezentować Naród i Państwo, a królowie nie noszą nazwisk. Daleko, w Warszawie, mieszkał Prymas, ale Wawel jest tu, na miejscu, w samym sercu miasta. A do Beczki, czyli duszpasterstwa akademickiego, przychodził On, kardynał. Trochę dziwny, bo chociaż tak bliski i serdeczny, to zawsze jakoś osobny. Potrafił Jasia wytargać za kędzierzawą czuprynę, przytulić do serca, wycałować. Nie było wątpliwości, że go kochał. Jaś potem przez całe życie żył Jego nauczaniem i pontyfikatem. Jeździł do Rzymu, pisał listy. Zapraszał papieża do Hermanic, na Jamną i pod Lednicką Rybę, co denerwowało hierarchów. Tłumaczył młodym encykliki i sens nauczania Jana Pawła. Ewangelizował, pisał kolejne książki i piosenki. Nawet „Program rozwoju osobowości integralnej" dla Lednicy stworzył według listów-instrukcji, jakie otrzymał od Świętego. Przygotowywał się do Światowych Dni Młodzieży w Krakowie. W drugi dzień świąt planował wyjechać na Jamną.
* * *
Był rok 1974. Któregoś popołudnia spotkaliśmy Jasia na dziedzińcu przed katedrą. Stał z księdzem Czartoryskim. Ksiądz prałat dłubał wykałaczką w zębach, bo był po obiedzie, i opowiadał o czasach, kiedy na Wawelu urzędował Hans Frank. Generalny gubernator zakazał odprawiania mszy św. w katedrze.
– I coście zrobili? – spytał Jaś.