Nauka jako kara
Tak jak wychowawca w klasie jednego z jej synów co wywiadówkę wylicza litanię żalów, Ewa mogłaby odmówić własną z pretensjami do systemu edukacyjnego. Jej zdaniem głównymi grzechami polskiej szkoły są złe relacje między uczniami i nauczycielami i jeszcze gorsze podręczniki, o czym sama się przekonała: w swojej pracy akademickiej używa matematyki i statystyki na poziomie dość zaawansowanym, pomóc synom przynajmniej w tym przedmiocie powinno jej być więc całkiem łatwo. Ale nie jest, Ewa zmierzyła się z kolejnymi podręcznikami, nic z nich nie zrozumiała, poprosiła koleżankę, która właśnie matematykę wykłada, ta najpierw złapała się za głowę: „co tu jest napisane?!”, później zrozumiała, dlaczego ze swoimi studentami musi zaczynać właściwie od zera.
– To samo jest z książkami do przedmiotów humanistycznych, historii czy WOS-u, nie ma w nich jakiegoś szkieletu wiedzy, wszystko po kawałku i w ogóle nieuporządkowane, nawet dla mnie jest to absolutnie nie do zapamiętania – wyjaśnia. Marek, słuchając matki, cały czas potakuje. – Problemem są nie tyle same prace domowe, co to, że oparte są na bardzo słabych podręcznikach. Bo wybierane są nie najlepsze, tylko najtańsze.
Ewa dodaje jeszcze problem z „korkami”. – Marek miał korepetycje, korepetytor mówił, że jest nawet zdolny do matematyki, ale i tak miał i wciąż ma bardzo słabe stopnie. A nauczyciel w szkole powiedział mu: „takie beznadziejne przypadki to ja regularnie widuję na korepetycjach”. Czyli połowa dzieci w klasie ma jedynkę na koniec roku i musi pisać poprawkę, a on udziela korepetycji? – zastanawia się.
Również w szkole Pawła stało się to niepisanym zwyczajem. – U mnie też jest sporo nauczycieli, którzy udzielają korepetycji, i widać, że nie przykładają zbyt wielkiej wagi do tego, co robią w szkole, skoro dzięki tym „beznadziejnym przypadkom” mogą sporo dorobić – zauważa, a Ewa stwierdza kategorycznie: – To się właśnie powinno w pierwszej kolejności zmienić, najpierw trzeba nauczycielom podnieść wynagrodzenia, a zaraz po tym prawnie zakazać udzielania korepetycji. Inaczej to jest przecież jawny konflikt interesów.
Markowi w szkole nie podoba się ponadto „skostniała hierarchiczność”, która przekłada się na nierówne traktowanie. – Jeżeli nauczyciel jest chory, to albo inni przejmują jego obowiązki, albo lekcje są odwołane i to my musimy się martwić, jak opóźnienie materiału nadrobić. To samo, gdy jest nieprzygotowany, zaspał, zapomniał albo gdzieś wyjechał. Jemu wszystko wolno, bo jest jeden i stoi od nas wyżej w hierarchii. My w takiej samej sytuacji jesteśmy karani – zauważa. Paweł również powołuje się na nierównowagę, ale z nieco innej strony. – Nauczyciel zgodnie ze statutem ma dwa tygodnie na ocenienie sprawdzianów, w praktyce nieraz czekamy miesiącami. Ma obowiązek umożliwić poprawkę, nieraz nie możemy się o nią doprosić, a i tak słyszymy w końcu: za mało mi płacą, mam kilkanaście klas, nie mam na to czasu. Nauczyciel może wszystko, my de facto nie mamy żadnych praw.
To również Ewie szczególnie doskwiera, ta ogromna dysproporcja między nagrodami i karami: na pierwsze bardzo trudno sobie zasłużyć, drugie są stosowane nawet z błahych powodów. – Szkoła jest po prostu nieżyczliwa, nauczyciel cały czas czyha, żeby przyłapać ucznia. Przez to nauka nie jest fajna, bo jest dla tego młodego człowieka karą.
Anna i Tymek Gliszczyńscy oraz Michał Zemełka zapewniają mnie, że żadnego z zarzutów Ewy i jej synów nie można by przykleić do edukacji domowej. Wydaje mi się, że raczej stwierdzam, niż pytam, gdy mówię: – Może ta ścieżka jest dobra tylko dla genialnych dzieciaków?
Michał Zemełka jednak wyjaśnia mi od razu: według badań wszystkie dzieciaki są genialne, dopóki nie zaczną edukacji szkolnej. – Potem następuje redukcja potencjału ze względu na system, który nie przystaje do tego, jak młody człowiek się rozwija – przekonuje.
– Edukacja domowa jest dla tych, którzy potrafią samodzielnie wziąć odpowiedzialność za swój własny rozwój, zostać menedżerami swojego wolnego czasu. To rzadka umiejętność, dlatego szkoły tradycyjne powinny być dostępne i dostosowane do większości – precyzuje Michał Cieśla ze Szkoły w Chmurze. – Ale nie możemy stracić w nich osób, które w indywidualnym toku nauczania mogą się bardziej rozwinąć i pociągnąć społeczeństwo do przodu – dodaje. Sam ma dwójkę dzieci, są jeszcze zbyt małe na edukację domową, ale już zaobserwował, jak w tym wieku ciekawy jest dla nich świat. – Pamiętam, jak w czasie adaptacji w żłobku podchodziły do mnie inne dzieci i same z siebie opowiadały szczegółowo o dinozaurach albo Układzie Słonecznym – wspomina z wyraźnym rozczuleniem. Jego starszą córkę (w przedszkolu) fascynują z kolei sowy, sama wyszukuje informacje o puszczykach, a tata dziwi się, ile wie o różnych ich gatunkach. – Chodzi o to, by tej dziecięcej ciekawości nie zatracić. Żeby szkoła w jej rozwijaniu pomagała, a nie przeszkadzała.
Jako ojciec dwójki dzieci w edukacji domowej Michał Zemełka z kolei podkreśla, że nie chodzi o to, by likwidować szkoły państwowe, ale wreszcie solidnie je zreformować. – Bo na razie jako Polska świetnie wypadamy w niektórych rankingach i badaniach od strony naukowej, ale pod względem zadowolenia uczniów, kompetencji społecznych szorujemy po dnie.
Michał nawiązuje do opublikowanych na początku grudnia 2023 roku wyników przeprowadzanego co trzy lata badania PISA, które sprawdza wiedzę i umiejętności 15-latków w kilkudziesięciu krajach. – Polscy 15-latkowie utrzymują wysoką pozycję na świecie pod względem umiejętności matematycznych, rozumienia czytanego tekstu oraz rozumowania w naukach przyrodniczych. We wszystkich trzech obszarach objętych badaniem wyniki naszych uczniów są powyżej średniej dla krajów OECD – chwalił ówczesny wiceminister edukacji Dariusz Piontkowski. Dla kontrastu dr Jędrzej Witkowski z Centrum Edukacji Obywatelskiej w mediach społecznościowych opublikował opartą również na wynikach PISA grafikę, z której wynika, że kompetencje społeczno-emocjonalne polskich uczniów są znacznie poniżej średniej. Kuleją więc: wytrwałość, ciekawość, współpraca, empatia, asertywność, kontrola emocjonalna i odporność na stres.
– To są młodzi ludzie, którzy są nafaszerowani jakąś wiedzą i jednocześnie nieprzystosowani do życia – komentuje Anna. Michał: – Co z tego, że nasze dzieci świetnie wypadną w zadaniach matematycznych, skoro nie będą szczęśliwe?
W edukacji domowej kładzie się nacisk na wyszukiwanie informacji, weryfikowanie źródeł. – W grupie znajomych ktoś zadał pytanie, na które żadne z nas nie znało odpowiedzi. Tymek podszedł, wziął ode mnie telefon, wyszukał odpowiedź, przeczytał i poszedł dalej – opowiada jego mama Anna
Foto: ARCHiwum PRYWatne