Pisałem na tych łamach o brytyjskiej urban fantasy „Rzeki Londynu”, gdzie detektyw prowadził sprawy o magicznym podtekście. Przypadek zrządził, że otrzymaliśmy jej ukraiński odpowiednik, powieść Switłany Taratoriny „Lazarus”. Tu również bohaterem jest śledczy rozwiązujący zagadki z udziałem czynników magicznych. Detektyw Tiuryn za pomocnika ma swojego Watsona, którym jest dzielnicowy Topczij, z natury wilkołak, choć na co dzień wyglądający jak człowiek.
Książka napisana jest potoczyście i została dobrze przetłumaczona, akcje zaś osadzono w Kijowie 1913 r. Do książki dołączono plan Kijowa z tego okresu oraz zdjęcia najważniejszych obiektów, tak jak wtedy wyglądały.
Czytaj więcej
W dążeniu do uprzystępnienia tematyki kosmologicznej popularyzatorzy sięgają do rozmaitych metafor, ale metafora gastronomiczna nie zdarza się często.
O charakterze powieści przesądza zaludnienie tego historycznego miasta magicznymi stworami: gnomami, upiorami, wężogłowami, bagiennikami i innymi (załączony słownik tych stworów obejmuje 25 haseł). Noszą one zbiorową nazwę „infernalnych”, a ich koegzystencję z ludźmi regulują przepisy. W tak pomyślanej społeczności ludzie odgrywają pierwsze skrzypce, ale byle czynnik, jak morderstwo, może wywołać wojnę z siłami nieczystymi. Zatem praca Tiuryna obciążona jest ogromną odpowiedzialnością.
W czytaniu jest to zajmujące, gdyż ukraińskie stwory dodają powieści kolorytu. „Lazarus” ma zakończenie otwarte, jak to bywa, gdy autor zamyśla ciągi dalsze. Na razie dzieło Taratoriny spokojnie wytrzymuje konfrontację z „Rzekami Londynu” i całym odłamem urban fantasy w zachodnim wykonaniu.