Jan Maciejewski: Wielki błękit

Pokora Dziewicy miała większy rozmach niż tysiąc projektów „Manhattan”. I tyleż razy większą energią dysponuje; energią, która przyciąga i tworzy – wznosi budynki i dusze, zamiast jedne i drugie zrównywać z ziemią.

Publikacja: 29.09.2023 17:00

Jan Maciejewski: Wielki błękit

Foto: Fotorzepa/Robert Gardziński

Szczęśliwym zbiegiem okoliczności zarówno w tym roku, jak i poprzednim miałem okazję w ostatnich dniach września postać dłużej u brzegu morza. I chyba trudno będzie mi już teraz wyobrazić sobie lepsze, pełniejsze przygotowanie na październik. Wpatrywanie się w cierpliwy, jednostajny, ale nigdy nienużący rytm przypływów i odpływów. Jeśli cokolwiek poza człowiekiem na tym świecie potrafi się modlić, to jest to właśnie morze. Szelest przybijającej do brzegu fali ma się tak samo do tej tajemniczej, niewidzialnej, wprawiającej je w ruch energii jak bezgłośny ruch warg świętego i odgłos przesuwających się przez jego palce paciorków do tego, co rozgrywa się podczas modlitwy w jego duszy. Te największe siły zawsze pozostają niewidoczne: ukryte za murami elektrowni jądrowych albo zakryte ciałem.

Wierzę, że historia różańca nie sięga wcale średniowiecza, że na długo zanim otrzymał go święty Dominik, on już „się odmawiał”. Ten prosty, niepozorny przyrząd dopasowuje się tylko do kształtu naszych dłoni, pozwala uchwycić nimi na moment coś, co trwa i tak, bez przerwy ani końca. Przypływ łaski – „zdrowaś Maryjo, łaskiś pełna”, odpływ pychy – „módl się za nami grzesznymi”, to nic innego jak źródło energii, do którego możemy się podłączyć; bierzemy do ręki różaniec, jakbyśmy wkładali wtyczkę do gniazdka. Prąd stały, prąd zmienny.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Dziś w Watykanie Chrystus nie byłby mile widziany

Henry Adams odwiedził w 1900 roku wystawę światową w Paryżu. W eseju „Dziewica i dynamo”, który napisał pod jej wrażeniem, zdaje relację z parareligijnego przeżycia, jakiego doświadczył na widok ogromnego, liczącego 40 stóp wysokości narzędzia do generowania energii: „wielkie koło kręcące się z zawrotną prędkością i niemal bezszelestnie, ledwie nucąc ciche ostrzeżenie, by z szacunku dla jego mocy stawać ociupinkę dalej, choć jego szum nie obudziłby nawet dziecięcia leżącego tuż przy jego ramie”. Nie zrozumiał, ale odczuł dynamo jak wielką siłę moralną, tak jak pierwsi chrześcijanie odczuwali siłę krzyża. Dokładnie tak, jak mniej więcej w tym samym czasie „modlił się” do elektrowni wodnej wybudowanej na Niagarze Nikola Tesla; wyznając wiarę w energię, która, gdy tylko zostanie ujarzmiona, rozwiąże wszystkie problemy i bolączki naszego świata – z głodem i wojnami na czele.

Jednym z najsilniejszych instynktów wbudowanych w nasze umysły, ale jeszcze bardziej ciała, jest szacunek, więcej – cześć, dla cichej, nieskończonej siły.

Jednym z najsilniejszych instynktów wbudowanych w nasze umysły, ale jeszcze bardziej ciała, jest szacunek, więcej – cześć, dla cichej, nieskończonej siły. Pragnienie, by schronić się pod płaszczem jej opieki. Gdyby było inaczej, autorzy projektu „Manhattan” nie „ochrzciliby” pierwszej próby jądrowej imieniem „Trinity” – Trójca: Ojciec – Syn – Duch Święty. Jest w człowieku niewygaszalne pragnienie siły, mocy, nie jako czegoś, co możemy wykorzystać do naszych potrzeb, ale przed czym możemy skłonić głowę, ugiąć kolana. Musimy adorować, modlić się do czegoś lub kogoś „Wszchmogącego” – i naprawdę cały czas to robimy. Zmieniają się tylko obiekty, adresaci tej modlitwy.

A wraz z nimi „wektory” kierującej nami energii. Ta wyzwolona przez Dynamo, rozszczepienie jądra atomu czy przechwycona od wodospadów jest energią popychającą. Z kolei ta reprezentowana przez Maryję – przyciągającą. „Cała para wodna świata – pisze w swym eseju Adams – nie byłaby w stanie zbudować Chartres, co uczyniła Dziewica. Niezależnie od tego, czy była symbolem czy energią. Dziewica działała jak najpotężniejsza siła znana w całym zachodnim świecie i przyciągała ludzką twórczość mocniej niż jakakolwiek inna potęga, naturalna czy nadnaturalna”.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Po śmierci Boga rodzi się tyran

Po zrzuceniu bomby atomowej na Hiroshimę prezydent Truman powiedział do swego narodu: „ujarzmiliśmy boskie siły tkwiące w naturze”. Tak jakby ładunek atomowy ukryty w bombie był faktycznie Trójcą Świętą, nosił ją w sobie, ochraniał i okrywał w swoim łonie, aż przyniesie ogień na ziemię – bo tak bardzo pragnęli, żeby wreszcie zapłonął.

Było tylko jedno łono, które naprawdę nosiło w sobie Trójcę – nie tylko Syna, ale też współistotnych z Nim Ojca i Ducha. Pokora Dziewicy miała większy rozmach niż tysiąc projektów „Manhattan”. I tyleż razy większą energią dysponuje; energią, która przyciąga i tworzy – wznosi budynki i dusze, zamiast jedne i drugie zrównywać z ziemią.

Szczęśliwym zbiegiem okoliczności zarówno w tym roku, jak i poprzednim miałem okazję w ostatnich dniach września postać dłużej u brzegu morza. I chyba trudno będzie mi już teraz wyobrazić sobie lepsze, pełniejsze przygotowanie na październik. Wpatrywanie się w cierpliwy, jednostajny, ale nigdy nienużący rytm przypływów i odpływów. Jeśli cokolwiek poza człowiekiem na tym świecie potrafi się modlić, to jest to właśnie morze. Szelest przybijającej do brzegu fali ma się tak samo do tej tajemniczej, niewidzialnej, wprawiającej je w ruch energii jak bezgłośny ruch warg świętego i odgłos przesuwających się przez jego palce paciorków do tego, co rozgrywa się podczas modlitwy w jego duszy. Te największe siły zawsze pozostają niewidoczne: ukryte za murami elektrowni jądrowych albo zakryte ciałem.

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Wielki Gościńcu Litewski – zjem cię!
Plus Minus
Aleksander Hall: Ja bym im tę wódkę w Magdalence darował
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Racja stanu dla PiS leży bardziej po stronie rozbicia UE niż po stronie jej jedności
Plus Minus
Przeciw wykastrowanym powieścidłom
Plus Minus
Pegeerowska norma
Materiał Promocyjny
20 lat Polski Wschodniej w Unii Europejskiej