Szczęśliwym zbiegiem okoliczności zarówno w tym roku, jak i poprzednim miałem okazję w ostatnich dniach września postać dłużej u brzegu morza. I chyba trudno będzie mi już teraz wyobrazić sobie lepsze, pełniejsze przygotowanie na październik. Wpatrywanie się w cierpliwy, jednostajny, ale nigdy nienużący rytm przypływów i odpływów. Jeśli cokolwiek poza człowiekiem na tym świecie potrafi się modlić, to jest to właśnie morze. Szelest przybijającej do brzegu fali ma się tak samo do tej tajemniczej, niewidzialnej, wprawiającej je w ruch energii jak bezgłośny ruch warg świętego i odgłos przesuwających się przez jego palce paciorków do tego, co rozgrywa się podczas modlitwy w jego duszy. Te największe siły zawsze pozostają niewidoczne: ukryte za murami elektrowni jądrowych albo zakryte ciałem.
Wierzę, że historia różańca nie sięga wcale średniowiecza, że na długo zanim otrzymał go święty Dominik, on już „się odmawiał”. Ten prosty, niepozorny przyrząd dopasowuje się tylko do kształtu naszych dłoni, pozwala uchwycić nimi na moment coś, co trwa i tak, bez przerwy ani końca. Przypływ łaski – „zdrowaś Maryjo, łaskiś pełna”, odpływ pychy – „módl się za nami grzesznymi”, to nic innego jak źródło energii, do którego możemy się podłączyć; bierzemy do ręki różaniec, jakbyśmy wkładali wtyczkę do gniazdka. Prąd stały, prąd zmienny.
Czytaj więcej
Czy gdyby Chrystus pojawił się dziś w Watykanie, w samym środku ula zapracowanych reformatorów i udoskonalaczy, nie usłyszałby od nich tego samego, co od Wielkiego Inkwizytora: Co ty tu robisz? Czemu przychodzisz nam przeszkadzać?
Henry Adams odwiedził w 1900 roku wystawę światową w Paryżu. W eseju „Dziewica i dynamo”, który napisał pod jej wrażeniem, zdaje relację z parareligijnego przeżycia, jakiego doświadczył na widok ogromnego, liczącego 40 stóp wysokości narzędzia do generowania energii: „wielkie koło kręcące się z zawrotną prędkością i niemal bezszelestnie, ledwie nucąc ciche ostrzeżenie, by z szacunku dla jego mocy stawać ociupinkę dalej, choć jego szum nie obudziłby nawet dziecięcia leżącego tuż przy jego ramie”. Nie zrozumiał, ale odczuł dynamo jak wielką siłę moralną, tak jak pierwsi chrześcijanie odczuwali siłę krzyża. Dokładnie tak, jak mniej więcej w tym samym czasie „modlił się” do elektrowni wodnej wybudowanej na Niagarze Nikola Tesla; wyznając wiarę w energię, która, gdy tylko zostanie ujarzmiona, rozwiąże wszystkie problemy i bolączki naszego świata – z głodem i wojnami na czele.