Reklama

Ha Joon-Chang. Ekonomia na talerzu

Kraje potężne miały dużo większy wpływ na program wstępnych negocjacji zasad Światowej Organizacji Handlu i dopilnowały, żeby zasady te działały na ich korzyść.

Publikacja: 19.05.2023 17:00

Dzięki połączeniu rzekomo niezaspokojonego ludzkiego apetytu na mięso z rozwojem technik konserwacji

Dzięki połączeniu rzekomo niezaspokojonego ludzkiego apetytu na mięso z rozwojem technik konserwacji (ekstrakcji, puszkowania i chłodzenia) w ciągu ostatniego półtora stulecia wołowina zawojowała świat. Ziemia zamieniła się w „planetę krów”. Urugwaj jako pierwszy (w 2004 roku) doprowadził do tego, że można prześledzić pochodzenie każdej sztuki bydła

Foto: Marquicio Pagola/Shutterstock

Urugwaj ma na swoim koncie nie tylko wybitne osiągnięcia w futbolu. Imponująco radzi sobie również w kwestii praw politycz­nych i obywatelskich. W 1912 roku stał się pierwszym krajem Ameryki Łacińskiej, w którym kobiety zdobyły prawo do wniesienia o rozwód bez wskazania powodu. Należy do pierwszych krajów świata, w których kobiety otrzymały prawo głosu (w 1917 roku). W 2013 roku Urugwaj jako pierwszy zalegalizował marihuanę.

Inną międzynarodową ligą, w której Urugwaj prowadzi – być może mniej prestiżową niż piłka, polityka i prawa obywatelskie – jest branża mięsna. Obecnie w kraju tym żyje zdecydowanie największa liczba krów na osobę. Nie chodzi tylko o ilość, ale też o jakość. Urugwaj jako pierwszy (w 2004 roku) doprowadził do tego, że można prześledzić pochodzenie każdej sztuki bydła. Również jako pierwszy w historii zaczął masowo produkować ekstrakt wołowy, który przeszedł drogę od bulionu odparo­wanego dla uzyskania gęstego płynu (znanego również jako „wołowina w płynie”) aż do kultowej kostki rosołowej Oxo.

W 1847 roku Justus von Liebig, niemiecki naukowiec znany ze swej pracy nad nawożeniem roślin i uważany za jednego z ojców chemii organicznej, wynalazł ekstrakt wołowy. Liebig uważał, że da on bied­nym dostęp do składników odżywczych wołowiny, na którą nie było ich stać. Niestety surowiec do produkcji ekstraktu był zbyt drogi, by mogła sobie na niego pozwolić większość ludzi, więc przez kolejne piętnaście lat wyrób pozostał gastronomiczną ciekawostką, wytwarzaną w nie­wielkich partiach.

W 1862 roku o wynalazku Liebiga dowiedział się pracujący w Uru­gwaju młody inżynier kolejowy z Niemiec Georg Christian Giebert. Zaproponował, że będzie produkował ekstrakt Liebiga w Urugwaju, gdzie wołowina (zresztą tak jak w Argentynie i Brazylii) była bardzo tania. Stanowiła bowiem w zasadzie produkt uboczny przemysłu skó­rzanego, ponieważ wówczas nie można było eksportować mięsa na po­tencjalne rynki w Europie czy Ameryce Północnej, skoro nie istniały statki chłodnie.

W 1865 roku w Londynie założono Liebig Extract of Meat Company (LEMCO). Zakłady produkcyjne powstały w urugwajskiej miejscowości Fray Bentos [po polsku: Brat Benedykt], nazwanej od imienia pustelnika, który ponoć mieszkał w pobliskiej jaskini w XVII wieku. W fabryce we Fray Bentos urządzono laboratorium badań i rozwoju (stosujące wiedzę naukową do opracowywania produktów zdatnych do komercjalizacji oraz technik produkcji). Wówczas tego typu obiektami szczyciły się je­dynie najbardziej technicznie zaawansowane firmy, takie jak niemiecki gigant chemiczny BASF. Ponieważ LEMCO zaczęło na­stępnie działać w różnych krajach na całym świecie (w Europie, Ameryce Południowej i Afryce), wielu historyków uważa je za pierwszy międzyna­rodowy koncern spożywczy (korporacje międzynarodowe).

Reklama
Reklama

Ekstrakt wołowy LEMCO na początku nazywał się – bardzo twór­czo – „Lemco”. Mimo najsłabszej nazwy w historii handlu produkt stał się światowym hitem. Dzięki niemu można było szybko i tanio zro­bić sycący bulion wołowy – choć niekoniecznie dostarczał on skład­ników odżywczych, których pierwotnie poszukiwał Liebig (okazało się, że w procesie ekstrakcji wytraca się większość pożywnych białka i tłuszczu). Ekstrakt stał się jeszcze poręczniejszy, gdy w 1908 roku zamieniono go w suchą kostkę i nazwano Oxo.

Wkrótce po sukcesie esencji mięsnej LEMCO opracowało kolejny wyrób, który zawojował świat: corned beef, czyli peklowaną wołowinę w puszce. Produkcja rozpoczęła się w 1873 roku. Wołowina peklowana – czyli zakonserwowana w soli – w Europie istniała od kilku stuleci, a może i dłużej. Dzięki LEMCO stała się łatwiej dostępna dla znacznie większej liczby konsumentów za sprawą tańszych składników i dodatkowej techniki konserwacji. Cenę taniej urugwajskiej wołowiny jeszcze zbito dzięki wykorzystaniu tańszych części niż mostek, występujący we „właściwym” przepisie, oraz siekaniu ich (zapewne aby nie można było rozpoznać gorszego mięsa). Puszkując wołowinę, LEMCO konserwowało ją na znacznie dłużej niż w tradycyjnej technice solenia, a więc umożliwiało jej transport na długie dystanse.

Czytaj więcej

Od masakry muzułmanów do szafranowej rewolucji. Kim pan jest, panie Modi?

Nieścisłości i mity

Kostki Oxo i solona wołowina w puszce „stały się składnikami co­dziennej diety przedstawicieli klasy robotniczej w całej Europie, dla któ­rych mięso było wcześniej towarem luksusowym. Stanowiły one również niedrogie, trwałe i łatwe w transporcie racje dla brytyjskich żołnierzy podczas wojen burskich, oddziałów brytyjskich i niemieckich w pierw­szej wojnie światowej oraz polarników takich jak Robert Falcon Scott czy Ernest Shackleton”, pisze dla BBC Shafik Meghji, nagradzany autor przewodników, z obiektu światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO we Fray Bentos. Podczas drugiej wojny światowej peklowana wołowina dostarczała białka brytyjskim żołnierzom i cywilom. Między kwietniem a wrześniem 1942 roku w decydujących momentach tak zwanej bitwy o Atlantyk, podczas której znaczną część transportów żywności z USA do Wielkiej Brytanii (i do Związku Radzieckiego) zatapiały niemieckie U-Booty (dopóki Brytyjczykom [dzięki wieloletniej pracy polskich mate­matyków – przyp. tłum.] nie udało się złamać rzekomo niedających się rozpracować aktualnych szyfrów maszyny Enigma), puszkowana solona wołowina stanowiła na Wyspach jedną siódmą przydziału mięsa.

Wbrew swej angielskiej nazwie – corned beef – solona wołowina bynajmniej nie zawiera kukurydzy (corn). W dawnej brytyjskiej angiel­szczyźnie słowo corn oznaczało wszelkie ziarna, nie tylko kukurydzy. Wołowinę zaś peklowano przy użyciu grubych ziaren soli. Dziś raczej moczy się ją w solance.

Większość Brytyjczyków i Brytyjek po zastanowieniu zorientuje się, że pierwotne znaczenie słowa corn napotyka dość często. W wielu miejscowościach stoi budynek pod nazwą Corn Exchange, giełda zbożo­wa, zabytek po dawnym handlu ziarnem. Wielu musiało też uczyć się na historii w liceum o „Corn Laws”, czyli ustawach zbożowych.

Reklama
Reklama

Ustawy zbożowe wprowadzono w 1815 roku, by objąć brytyjskich producentów zbóż ochroną handlową, na przykład wprowadzić cło na import czy zakaz wwozu tańszych zbóż zagranicznych. Mimo że w Wiel­kiej Brytanii liczne ustawy zbożowe uchwalano już od XV wieku, prawo z 1815 roku wywołało szczególne kontrowersje, ponieważ powstało u po­czątków rewolucji przemysłowej, w okresie szybkiego rozwoju produkcji przemysłowej i wynikającego z niego przyrostu ludności miejskiej. Dla nowych mieszkańców miast (robotników i robotnic, urzędników, skle­pikarzy i fabrykantów), którzy musieli ziarno kupować, a nie mogli go uprawiać, ustawy zbożowe stanowiły niemal anatemę.

Krytycy dowodzili, że gdyby nie one, Wielka Brytania mogłaby importować tańsze zboża zagraniczne, co pozwalałoby ludności miej­skiej (a nawet wielu mieszkańcom wsi, którzy również musieli kupo­wać żywność, na przykład robotnikom rolnym) taniej jeść. Zwracano uwagę, że dzięki tańszej żywności kapitaliści osiągaliby większe zyski, ponieważ mogliby mniej płacić swoim pracownikom i więcej inwesto­wać w produkcję przemysłową, która wówczas napędzała dobrobyt kraju. W tej sytuacji powodziłoby się lepiej całemu narodowi – twier­dzili przeciwnicy ustaw zbożowych – nawet gdyby oznaczało to obniż­kę dochodu z czynszów u właścicieli ziemskich czy redukcję zysków kapitalistów folwarcznych.

Dlatego w 1838 roku dwóch posłów, Richard Cobden i John Bright, utworzyło Ligę przeciwko Ustawom Zbożowym. Margaret Thatcher, brytyjska premierka znana z zapału do liberalizacji gospodarki, miała ich potem wymieniać jako autorytety w dziedzinie polityki. Popar­ta przez grupy niezwiązane z rolnictwem, które za sprawą rewolucji przemysłowej rosły w liczebność i siłę, Liga przeprowadziła bardzo skuteczną kampanię i udało jej się doprowadzić do zniesienia ustaw w 1846 roku.

Milton Friedman, najbardziej znany dwudziestowieczny eko­nomista wolnorynkowy, w napisanej wraz z żoną Rose wpływowej książce „Wolny wybór”, twierdzi, że likwidacja ustaw zbożowych była „ostatecznym zwycięstwem” w „walce o zniesienie państwowych re­strykcji w przemyśle i handlu”, które „[zapoczątkowało] siedemdzie­sięciopięcioletni, trwający do wybuchu pierwszej wojny światowej okres całkowicie wolnego handlu. [Zakończyło] też rozpoczętą kilka dekad wcześniej ewolucję w kierunku ściśle ograniczonego w swych kompetencjach rządu”. Zgodnie z dominującym poglądem na historię kapitalizmu ten „liberalny” międzynarodowy porządek gospodarczy, oparty na wolnym handlu i swobodnym przepływie kapitału pod prze­wodnictwem Wielkiej Brytanii, doprowadził do okresu niespotykanego wcześniej globalnego dobrobytu – dopóki niestety nie zakłóciła go nie­stabilność gospodarcza i polityczna, spowodowana dwiema wojnami i wielkim kryzysem.

Podobnie jak we wszystkich tego typu historiach w tej „kosmo­logii” wolnego handlu nie brakuje nieścisłości i mitów. Odłóżmy na chwilę na bok fakt, że właśnie dzięki wielu spośród tych „państwowych restrykcji w przemyśle i handlu”, które Friedmanowie piętnują jako kontrproduktywne, przemysłowi Wielkiej Brytanii udało się uzyskać globalną dominację, zanim zaangażował się on w wolny handel. Przeoczmy również ten „szczegół”, że Wielka Brytania wcale nie w pełni przeszła na wolny handel po likwidacji ustaw zbożowych. W 1848 roku obowiązywały jeszcze cła na ponad 1100 towarów. Dopiero po 1860 roku Wielką Brytanię można było opisać jako ostoję wolnego handlu, skoro wtedy cła pobierano jedynie od pięćdziesięciu towarów.

Umowy nierównoprawne

Nawet jeśli przymkniemy oko na te dwie „niewygodne prawdy”, w micie założycielskim wolnego handlu pozostaje ziejąca luka. Otóż Wielka Brytania nie zaczęła praktykować go jako pierwsza. Zaszczyt ten przypada krajom Ameryki Łacińskiej, które przyjęły politykę wol­nego handlu na dobre kilkadziesiąt lat przed Wielką Brytanią, między pierwszą a trzecią dekadą XIX wieku.

Reklama
Reklama

Kraje latynoamerykańskie stały się pionierami wolnego han­dlu, ale wcale nie został on wprowadzony dobrowolnie. Uzyskawszy w pierwszych kilku dziesięcioleciach XIX wieku niepodległość i nieza­leżność od hiszpańskich i portugalskich panów kolonialnych, zostały one zmuszone przez europejskie mocarstwa, w tym Wielką Brytanię, do podpisania tak zwanych traktatów nierównoprawnych. Porozu­mienia te między innymi narzucały słabszym państwom wolny han­del, pozbawiając je autonomii celnej, czyli prawa do ustanawiania własnych ceł. Pozwalano jedynie na bardzo niską, jednolitą stawkę cła – zazwyczaj 5 procent, ale czasem zaledwie 3 procent – tak aby rząd nie­wielkiego państwa mógł uzyskać jakiś przychód, ale bez zakłócania międzynarodowych przepływów handlowych.

Od lat 30. XX wieku inne słabsze kraje, które zachowały niepod­ległość – takie jak Turcja (wówczas Imperium Osmańskie), Tajlandia (Syjam), Iran (Persja) i Chiny – były zmuszane do podpisania umów nie­równoprawnych i dołączenia do grupy wolnohandlowców. Japonia rów­nież musiała podpisać traktat w 1853 roku, gdy przymusowo otworzyła ją na świat „dyplomacja kanonierek”, prowadzona przez komandora amerykańskiej marynarki wojennej Matthew Perry’ego. Gdy wszyst­kie te traktaty wygasły w drugiej dekadzie XX wieku, Japonia natych­miast porzuciła wolny handel i wywindowała swoje cła przemysłowe średnio do około 30 procent, by wspierać rodzący się przemysł w walce przeciwko konkurencji lepszych producentów zagranicznych. Kraje Ameryki Łacińskiej zrobiły to samo jeszcze wcześniej, gdy ich traktaty nierównoprawne wygasły w latach 70. i 80. XIX wieku.

Podczas gdy w XIX i na początku XX wieku wymuszano wolny handel na różnych krajach świata, w większości państw Europy kon­tynentalnej i Ameryki Północnej normę stanowił protekcjonizm (z wy­jątkiem Holandii i Szwajcarii). Pod tym względem wyróżniały się USA. Między latami 30. XIX wieku a drugą wojną światową stawki cła na wy­roby przemysłowe wynosiły tam 35–50 procent. Przez dużą część tego okresu było to najbardziej protekcjonistyczne państwo świata.

Okazuje się więc, że w czasie nazwanym przez Friedmanów „sie­dem-dziesięciopięcioletnim (…) okresem całkowicie wolnego handlu” wolny handel w dzisiejszym rozumieniu tak naprawdę nie panował. Tylko nieliczne (to znaczy Wielka Brytania, Holandia i Szwajcaria) z kilkudziesięciu państw europejskich i północnoamerykańskich, któ­re mogły decydować o swojej polityce handlowej, praktykowały wolny handel. Pozostałe zaangażowane w niego kraje działały z przymusu, a nie ze swobodnego wyboru: słabsze państwa Azji i Ameryki Łaciń­skiej zobowiązane traktatami nierównoprawnymi, a azjatyckie i afry­kańskie kolonie mocarstw europejskich zmuszone do wolnego handlu z kolonizatorami.

Na szczęście dla jego zwolenników dzisiejszy międzynarodowy układ gospodarczy nie jest już skażony takim „niewolnym wolnym han­dlem”. Wszystkie traktaty nierównoprawne wygasły do lat 50. XX wieku. Do lat 80. w większości krajów o znacznych populacjach zaszła deko­lonizacja – choć do tej pory istnieje zaskakująca liczba terytoriów pod władzą kolonialną (około sześćdziesięciu). Co najważniejsze, od 1995 roku handel międzynarodowy reguluje Światowa Organizacja Handlu (World Trade Organization, WTO), której wszystkie kraje członkowskie mają równe prawo głosu – w przeciwieństwie do wszystkich innych organizacji międzynarodowych, gdzie potęgom militarnym i/lub go­spodarczym oficjalnie przysługuje większa waga głosu.

Reklama
Reklama

Mimo wszystkich tych zmian w handlu międzynarodowym wciąż istnieje nierównowaga władzy. Choć nie tak rażąco i brutalnie jak wcześniej, silniejsze kraje nadal wykorzystują swoją potęgę do kształtowania międzynarodowego systemu handlowego i zarządzania nim w swoim interesie.

Trzeba zacząć od tego, że kraje potężne miały dużo większy wpływ na program wstępnych negocjacji zasad Światowej Organizacji Handlu i dopilnowały, żeby zasady te działały na ich korzyść. Na przykład WTO nakłada mniejsze ograniczenia na protekcjonizm handlowy i subsydia dla producentów rolnych niż produkcję przemysłową. Nietrudno zgad­nąć dlaczego; kraje bogate mają u siebie względnie słabsze rolnictwo, a kraje biedne – wytwórczość. Do tego dochodzą zasady WTO ograni­czające możliwość regulowania przez władze państwowe działalności korporacji międzynarodowych w granicach ich kraju.

Organizacja ta zakazuje na przykład wprowadzenia wymogu zawartości dóbr krajo­wych (to znaczy, że państwo zobowiązuje korporacje, aby kupowały co najmniej pewien odsetek czynników produkcji w kraju, zamiast je sprowadzać). Zasada ta nieproporcjonalnie działa na korzyść krajów bogatych, ponieważ to właśnie z nich wywo­dzi się większość międzynarodowych korporacji. Na tych przykładach widać, że nawet jeżeli wszystkie państwa przestrzegają takich samych zasad, te potężniejsze więcej zyskują na istnieniu systemu, ponieważ już zapewniły sobie, żeby zasady je faworyzowały.

Czytaj więcej

Kataryna: Bilewicz i dobre pochodzenie

Wolność dla bogatych

Co więcej, pisane zasady to jedno, a ich stosowanie to drugie. Weźmy przepisy WTO dotyczące ceł, opracowane właściwie na korzyść krajów rozwijających się – pozwalają im bowiem na narzut wyższych opłat celnych. W praktyce jednak korzyści krajów rozwijających się po­zostają ograniczone. Kraje bogate wykorzystują bowiem swoją władzę, aby blokować ustalanie możliwie wysokich ceł. Na przykład liberali­zacja handlu stanowi jeden z najważniejszych warunków przyznania wsparcia finansowego – dwustronnej „pomocy zagranicznej”, którą bo­gate państwa przekazują same, oraz kredytów udzielanych przez wie­lostronne instytucje finansowe, takie jak Bank Światowy czy Między­narodowy Fundusz Walutowy (MFW), nad którymi mają one kontrolę. W innych przypadkach posługują się swą wła­dzą miękką (albo, by użyć bardziej wyszukanego określenia, władzą ideową): poprzez ośrodki naukowe, media międzynarodowe czy think tanki doradcze przekonują kraje rozwijające się, że wolny handel jest dla nich dobry.

Reklama
Reklama

Dlatego też faktycznie stosowane stawki ceł prze­mysłowych w krajach rozwijających się wynoszą dziś średnio około 10 procent, mimo że zgodnie z zasadami WTO wolno im ustalać opłaty na poziomie 20 czy 30 procent, a nawet wyższe (zależnie od kraju). To pokazuje, że władza nie musi oznaczać zmuszania kogoś do zrobienia czegoś wbrew woli. Czasem polega ona również na skłanianiu innych do niepostępowania we własnym interesie z obawy przed karą albo na­wet z przekonania, że w ich interesie leży co innego.

Dzięki połączeniu rzekomo niezaspokojonego ludzkiego apetytu na mięso z rozwojem technik konserwacji (ekstrakcji, puszkowania i chło­dzenia) w ciągu ostatniego półtora stulecia wołowina zawojowała świat.

Jej dominacja zaszła tak daleko, że ziemia zamieniła się w „pla­netę krów”, jak ujął to znany z bezpośredniości specjalista od nauk o środowisku Václav Smil. Przemysł wołowy bardzo silnie obciąża śro­dowisko swym udziałem w emisji gazów cieplarnianych, wylesianiu i zużyciu wody.

Wołowina zajmuje tak poczesne miejsce w ludzkiej diecie, że bez niej nie do pomyślenia jest dyskusja o roli mięsa – czy to pozytywnej, czy negatywnej – w społeczeństwach i gospodarkach.

Podobnie wraz z postępem kapitalizmu i towarzyszącej mu ide­ologii ekonomii wolnorynkowej i wolnohandlowej koncepcja „wolności” stała się dominująca w naszym myśleniu o społeczeństwie i gospodar­ce. Wszelkie sprawy opisane słowem „wolny”, „wolność” uważa się za słuszne: wolny handel, wolny rynek, wolność słowa, wolność prasy, walka o wolność i tak dalej. Cokolwiek występuje przeciwko tym ideom, zdaje się z kolei prymitywne, represyjne i wstecznickie.

Reklama
Reklama

Istnieje jednak wiele różnych koncepcji wolności i nie można ich wszystkich traktować jako jednoznacznie dobrych dla każdego. „Wolny” handel oznacza tylko wolność dla tych, którzy handlują ponad granicami państw, od regulacji władz państw narodowych (ta­kich jak zakaz importu) czy podatków (takich jak cła). Nie mniej, nie więcej. Stąd zaistnienie wypaczonej sytuacji, podobnej pierwszej epo­ce wolnego handlu (w XIX wieku i na początku XX wieku), gdy „wolny” handel prowadziły prawie wyłącznie niewolne kraje, przez kolonializm i traktaty nierównoprawne pozbawione swojego prawa do określania własnej przyszłości. Nawet przy formalnej równości narodów w obec­nej (drugiej) epoce wolnego handlu wciąż nie polega on na tym, że wszy­scy korzystają po równo, ponieważ potężniejsze kraje ustalają zasady handlu międzynarodowego na swoją korzyść i ich pilnują.

Trzeba więc dostrzec definiującą handel międzynarodowy nie­równowagę władzy i nie dać się zwieść obecnością słowa „wolny”. Do­piero wtedy zrozumiemy, dlaczego dochodzi do tylu dysput i konfliktów między narodami o coś, co rzekomo jest tak jednoznacznie dobre dla każdego jak „wolny handel”.

Fragment książki Ha Joon-Changa „Ekonomia na talerzu. Głodny ekonomista objaśnia świat”, przeł. Aleksandra Paszkowska, która ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa Krytyka Polityczna, Warszawa 2023

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

Ha Joon-Chang jest profesorem na SOAS (School of Oriental and African Studies) w Londynie, autorem popularnych książek ekonomicznych. Magazyn „Prospect” zaliczył go do 20 najważniejszych intelektualistów na świecie.

Urugwaj ma na swoim koncie nie tylko wybitne osiągnięcia w futbolu. Imponująco radzi sobie również w kwestii praw politycz­nych i obywatelskich. W 1912 roku stał się pierwszym krajem Ameryki Łacińskiej, w którym kobiety zdobyły prawo do wniesienia o rozwód bez wskazania powodu. Należy do pierwszych krajów świata, w których kobiety otrzymały prawo głosu (w 1917 roku). W 2013 roku Urugwaj jako pierwszy zalegalizował marihuanę.

Inną międzynarodową ligą, w której Urugwaj prowadzi – być może mniej prestiżową niż piłka, polityka i prawa obywatelskie – jest branża mięsna. Obecnie w kraju tym żyje zdecydowanie największa liczba krów na osobę. Nie chodzi tylko o ilość, ale też o jakość. Urugwaj jako pierwszy (w 2004 roku) doprowadził do tego, że można prześledzić pochodzenie każdej sztuki bydła. Również jako pierwszy w historii zaczął masowo produkować ekstrakt wołowy, który przeszedł drogę od bulionu odparo­wanego dla uzyskania gęstego płynu (znanego również jako „wołowina w płynie”) aż do kultowej kostki rosołowej Oxo.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Reklama
podcast
„Posłuchaj Plus Minus” – Żyjemy w terrorze wolności
Materiał Promocyjny
UltraGrip Performance 3 wyznacza nowy standard w swojej klasie
Plus Minus
„K-popowe łowczynie demonów”: Dobro i zło, jakich nie znaliśmy
Plus Minus
„Samotność Janosika. Biografia Marka Perepeczki”: Mężczyzna na dwa tapczany
Plus Minus
„Cronos: Nowy Świt”: Horror w Hucie im. Lenina
Materiał Promocyjny
Manager w erze AI – strategia, narzędzia, kompetencje AI
Plus Minus
„Peacemaker”: Żarty się skończyły
Materiał Promocyjny
Prawnik 4.0 – AI, LegalTech, dane w codziennej praktyce
Reklama
Reklama