Przy takich okazjach, kiedy wielki sportowiec kończy karierę, pojawiają się zazwyczaj łzy i laudacje. Te pierwsze wylewa sam bohater, bo wie, że coś się skończyło nieodwołalnie, a jeszcze nie wiadomo, co się zacznie. Te drugie wygłaszają koledzy z boiska, kibice, trenerzy, działacze. Podczas pożegnań Wlazłego nie zabrakło żadnego istotnego elementu. Wzruszał się sam bohater oraz ci, którzy go oklaskiwali. Nie zabrakło też oczywiście pochwał, bo przecież każdy ma świadomość, że z boiska po raz ostatni zszedł sportowiec niezwykły.
Bez niego nie byłoby wicemistrzostwa świata z 2006 roku i złotych medali mundialu osiem lat później, wywalczonych na polskiej ziemi. Nie byłoby też ważnych zmian w samej siatkówce, które pomogły przenieść ten sport w naszym kraju na wyższy poziom. Można powiedzieć wręcz, że Wlazły zastał siatkówkę drewnianą, a zostawia murowaną, na solidnych fundamentach.
Przez 20 lat, jakie minęły od debiutu do końca jego kariery, zmienił się świat, bo kiedy atakujący po raz pierwszy zaczynał latać nad siatką i dawał się poznać szerszej publiczności, to w powietrze wzbijały się jeszcze samoloty Concorde, Polska nie była członkiem Unii Europejskiej, a Mark Zuckerberg był tylko studentem Uniwersytetu Harvarda i nazwa Facebook nikomu nic nie mówiła.
Czytaj więcej
Reprezentant Polski Jeremy Sochan nie mógł w NBA trafić lepiej. San Antonio Spurs to miejsce wyjątkowe, tam potrafią kształtować młodych ludzi nie tylko na koszykarzy, głównie dzięki pracy Gregga Popovicha, jednego z najwybitniejszych trenerów w historii wielkiej ligi.
Wyskakany, ale nieopierzony
Pewnie niewielu w tamtym czasie, widząc wychodzącego na parkiet chudego chłopaka, przeczuwało, jak wiele będzie znaczyć w polskim sporcie w ciągu następnych lat. Nawet w środowisku siatkarskim nie było przekonania, że oto objawił się wielki talent. Starsi koledzy z PGE Skry Bełchatów, gdzie Wlazły ostatecznie spędził 17 lat i ma status legendy, na początku powątpiewali, czy młodzian będzie w stanie im pomóc. Krzysztof Ignaczak i Andrzej Stelmach wybrali się po pierwszych zajęciach do trenera Ireneusza Mazura wyjaśnić mu, że z Wlazłego nic nie będzie. Dziś obaj się z tego śmieją, ale wtedy byli przekonani o swojej racji.