Trzeba odwagi, by dziś wydawać rosyjską literaturę współczesną, nawet fantastykę i nawet tak uznanych autorów, jak bracia Strugaccy. Tom „Maszyna życzeń” wprowadza dodatkowe utrudnienie: są to opowiadania z lat 1958–1963, a więc z okresu mocno socrealistycznego w twórczości rosyjskich mistrzów, zanim zapracowali na swą markę. Z małymi wyjątkami są to teksty w Polsce znane, acz rozproszone po innych zbiorach i antologiach. Tu wszystko mamy w jednym tomie, acz przeznaczono go nie dla odbiorcy masowego, raczej dla znawców, którzy by chcieli wniknąć w tajemnicę i specyfikę pisarstwa braci.

Strugaccy, jak słusznie przedstawia autor wstępu, początkowo zakochali się w komunistycznej utopii: będzie wspaniały świat wielkiej obfitości dóbr, monumentalnych budowli i wszechpotężnych maszyn – ale kto go zaludni? „Strugaccy nie kombinowali, sięgnęli po sobie współczesnych, najlepszych ludzi o czystych sercach, szczerych, którzy ponad wszystko cenili twórczą pracę i radość poznania”. Z tego szlachetnego zabiegu wynikł fałsz, ponieważ Rosjanie dzisiejsi, którzy 60 lat temu byli przyszłością, bardzo odbiegają od książkowego ideału. Czytelnikowi w pełni objawi się kontrast pomiędzy indywiduami bez wyjątku prawymi, mocarzami intelektu, pracowitymi, odważnymi a Rosjanami z wojny w Ukrainie, w typie sowieckich zomowców, podlecami i zbrodniarzami, łachmaniarzami i łapserdakami o mentalności małp. Nawet gdy wbije się takiego w garnitur z Zachodu albo mundur generalski, ruska gęba i wejrzenie Azjaty wystarczy za wszystko. Wprawdzie nie ma jeszcze gwiazdolotów o fotonowym napędzie, ale już są ich użytkownicy – bo człowiek zmienia się najwolniej.

Wczesna faza twórczości Strugackich, z której pochodzą te opowiadania, opiewa etap zaprowadzania na planecie komunizmu. Kosmonauci i naukowcy prześcigają się w rywalizacji, kto wytrzyma dłużej na wirówce, wyląduje na trudniejszej planecie albo bardziej zbliży się gwiazdolotem do prędkości światła; nieważne, co na to ogólna teoria Einsteina. Kadeci w akademiach emocjonują się nie wynikami drużyn piłkarskich czy urodą dziewczyn, ale technikami napędu albo składem nowej wyprawy na fotonowcu. Idolami nie są aktorzy ani sportowcy, ale właśnie „desantowcy” kosmosu, prawdziwi bohaterowie XXII wieku.

Znakomita większość tomu to produkcyjniaki kosmiczne, na zasadzie „kto odkryje więcej ode mnie”, by przywołać sztandarowego przodownika pracy Stachanowa. Ale trafiają się też opowiadania o wysokich walorach w literackiej skali bezwzględnej: „Zapomniany eksperyment” czyta się jak opisy Strefy z „Pikniku na skraju drogi” albo Lasu ze „Ślimaka na zboczu”. Obce formy zadające człowiekowi razy na ślepo, a przy tym urągające jego rozumowi i logice to bodaj najlepszy wynalazek Strugackich. Do tego samego rodzaju należy tytułowy tekst będący scenariuszem „Pikniku”, jedyny niepochodzący z przełomu lat 50. i 60. XX wieku. Jest też jako ciekawostka zdjęty przez cenzurę rozdział z debiutanckiej powieści braci „Kraina purpurowych obłoków”, zatytułowany „Bufet międzyplanetarnych”. Brać kosmiczna spotyka się tu na obiadach i pogaduszkach i niby nikt nie broni wstępu, ale jednak jest to miejsce dla elity. Zdjęto ów rozdział chyba dlatego, że pije się tam wino, a nie wódkę, jak w prawdziwym ZSRR.

„Maszyna życzeń” ukazuje wstępny okres pisarstwa Strugackich, kiedy jeszcze uczyli się sztuki słowa. Nie byłoby bez niego późniejszych wielkich powieści i sławy. Do formy opowiadania więcej nie wrócili.