Cisza, noc, blask księżyca. Beduini w turbanach z kałasznikowami gotowymi do strzału przeczesują nerwowo gliniane uliczki Timbuktu. Coś tę ciszę postanowiło zakłócić, skądś do uszu samozwańczych strażników moralności dobiegła muzyka oraz piękny kobiecy głos. To w „prawdziwym" islamskim państwie niedopuszczalne, muzyka rozprasza człowieka, odciąga jego myśli od Boga i modlitwy. W końcu odnajdują dom, wpadają do środka i brutalnie wyciągają z niego śpiewającą kobietę. Stanie przed islamskim sądem, a chwilę później okolica wypełni się żałosnym jękiem oraz strzałami bicza.