Były w ich twarzach smutek i niepokój, to jasne. Ale znalazło się tam miejsce na coś jeszcze. Wszyscy oni zdawali się – tak przynajmniej to zapamiętałem – odczuwać ulgę. Tak jakby równolegle ze stratą przyszło wyzwolenie. Nie tylko stracili dach nad głową, ale też otwarły się przed nimi mury więzienia. Krążyli wśród ruin, jakby przechadzali się po zdobytej, a długo przedtem obleganej twierdzy. Mogli teraz ruszyć dalej, wypłynąć ku nowym lądom. W tamtej chwili przestali być stróżami, a stali się zdobywcami, poszukiwaczami. Dlatego właśnie żal mieszał się na ich twarzach z ulgą. Przekazywały one tym samym bardzo ważną informację na temat każdego domu – że jest on nie tylko schronieniem, ale i zastawioną na nas zasadzką. I nie tylko zresztą dom, ale każde urządzenie czy miejsce, które ma zapewnić wygodę i bezpieczeństwo.