I tu zaczynają się schody. Sprzedaż przez internet to w gąszczu polskich przepisów terra incognita, ideałem byłaby więc sieć sklepów winiarskich, prawda? I żeby były w każdym mieście, żeby obsługa była miła i kompetentna, a ceny niziutkie, jak u producenta, żeby jeszcze mieli wina z całego świata, no i żeby można było spróbować. No dobrze, zejdźmy na ziemię, a tu amatorzy wina skazani są na Biedronkę lub Lidla. Nic dziwnego, że importerzy sięgają po pomysły ze świata i zakładają kluby wina, czyli uruchamiają sprzedaż wysyłkową. Szczerze? Jestem sceptyczny. Często z wielkim zadęciem sprzedają tam w dalece niekonkurencyjnych cenach banalne butelczyny. Tu ma być inaczej, bo twarz temu daje pierwszy polski mistrz sommelierski Adam Pawłowski.