Zdejmij stanik lub kończ karierę

„Wszyscy wiedzieli" Karoliny Korwin-Piotrowskiej to pierwsza książkowa próba przełamania milczenia wokół mobbingu i molestowania w polskich szkołach artystycznych, w teatrze i filmie.

Aktualizacja: 18.02.2022 11:06 Publikacja: 18.02.2022 10:00

Studenci filmówki pokazali mobbing i odreagowali go w filmie „Monument” Jagody Szelc

Studenci filmówki pokazali mobbing i odreagowali go w filmie „Monument” Jagody Szelc

Foto: materiały prasowe

Środowisko aktorsko-reżyserskie czeka na od dawna zapowiadaną książkę Igi Dzieciuchowicz, która ma się koncentrować na problemie #MeToo w polskim teatrze. Na tę pozycję przyjdzie nam jednak jeszcze poczekać. Ale już teraz ukazuje się książka, której powstanie sprowokował bunt studentów łódzkiej filmówki po poście opublikowanym przez Annę Paligę. Idąc za ciosem, Karolina Korwin-Piotrowska przeprowadziła rozmowy z absolwentami łódzkiej szkoły, aktorkami, aktorami, ale też z psycholożkami i terapeutkami, które mówią, na co uważać i jak sobie radzić z mobbingiem i molestowaniem oraz ich konsekwencjami.

Pisanie o tej książce trzeba zacząć od listy obraźliwych, przemocowych, poniżających stwierdzeń, jakie autorka wyselekcjonowała z opowieści ofiar. Najpierw te, które demolują poczucie podmiotowości: „W teatrze nie ma demokracji. Jesteś narzędziem i masz się podporządkować", „Inteligencja przeszkadza aktorowi w pracy", „Aktor jest do grania, jak dupa jest do srania", „Tylko dwie osoby z was będą pracować w zawodzie. Reszta jest pomyłką".

Teraz uderzające w fizyczność: „Szkoda, że tych tłustych nóg nie możesz sobie obciąć", „Z takim zadem możesz grać co najwyżej kanapę", „Z takim ryjem to w sklepie pracować, a nie aktorką być", „Z taką twarzą tylko do burdelu na sprzątaczkę", „Patrzysz jak służąca", „No proszę, stoi gówno i płacze. Gówno nie aktorka", „Różnica między tobą a wiadrem gówna to wiadro".

Te z gatunku szantażu związanego z przyszłością zawodową: „Pamiętajcie, to ja będę was potem polecał do teatrów i nie tylko", „Ja ci to spojrzenie zapamiętam, gnoju".

Seksualizujące studentki: „Lubię, jak tak biegasz. Cycki fajnie ci latają", „Ona nie ma talentu, ma tylko cycki", „Cyckami roli nie zbudujesz", „Aktorka wąska w pasie, ruchać dobrze da się", „No nie mogę się powstrzymać, gdyby nie żona, to bym cię wyruchał", „Grasz to tak, jakby cię nikt ruchać nie chciał", „Może powinniście się naprawdę poruchać, to by ta scena wam wyszła", „Idź się poruchaj. Wyluzujesz się".

Te do studentów: „Łapiesz ją tak, jakbyś nigdy nie ruchał. A może ty pedał jesteś?". I de facto zamazujące różnicę między szkołą a obozem koncentracyjnym: „Selekcja, selekcja, jak ja to kocham, na rampę proszę", „Aktora z nieobecności w pracy usprawiedliwia tylko jego własna śmierć", „Aktor nigdy nie choruje". A jeśli autoironia, to tylko żenująca: „Mogę cię otruć? Nie chcę mi się z tobą pracować. Wszyscy pójdziemy do domu i będziemy szczęśliwi". Kwestia mobbingu w szkolnictwie artystycznym stała się publiczna dzięki Annie Palidze, znanej z „Republiki dzieci" Jana Jakuba Kolskiego, i jej postowi, w którym opisała niedające się dłużej znieść praktyki w łódzkiej filmówce. Jeden z wykładowców, „widząc studenta stojącego poza pozycją, wpadł w furię i rzucił w grającą grupę krzesłem, które wybiło dziurę w suficie, po czym z pięściami ruszył na rzeczonego studenta. Przed uderzeniem powstrzymał się w ostatnim momencie, widząc grupę chowającą się w kątach sali". Inny „uderzył studentkę w twarz tak mocno, że z nosa trysnęła jej krew". Do przerażonego partnera scenicznego dziewczyny powiedział: „tak to powinieneś grać, ucz się". Gwiazdor łódzkiej sceny wyciągnął studentkę na środek sceny, po czym pogryzł ją od dłoni do szyi na oczach całej grupy, po to, żeby pokazać drugiemu studentowi, „jak gra się pożądanie". Wykładowczyni zmusiła studentkę do rozebrania się w trakcie egzaminu. Przed samym pokazem, kiedy studentka wciąż stawiała opór, padła pogróżka: „Albo zdejmiesz stanik, albo wyrzucę cię z uczelni". Kolejny przykład: „dyrektor łódzkiej sceny przeprowadził zajęcia z pierwszym rokiem, na których nakazał studentom stanąć w parach w samych cielistych majtkach naprzeciwko siebie i mówić o tym, co nie podoba się im w ciele swojego partnera". Miało to ich nauczyć, że aktor musi konfrontować się ze swoimi kompleksami.

Czytaj więcej

Strzępka: "Seksmisja" to męska fantazja

Rozbieramy się

Rektor „w trakcie prac nad dyplomem wielokrotnie, niemalże codziennie przez okres trwania prób wpadał w furię i nazywał mnie »pierdoloną szmatą, kurwą«. Poniżał zarówno mnie, jak i moich kolegów w obecności całej grupy i pracowników technicznych. Najmniejszy błąd wprowadzał go w stan niepowstrzymanej agresji słownej potęgowanej przedpremierowym stresem".

I komentarz Anny Paligi do opisanych przekroczeń: „te sytuacje to tylko kropla w morzu nadużyć, mających miejsce na naszym wydziale. To tylko kropla, do której umiem się przyznać, nie obarczając obowiązkiem opowiadania swoich często zastraszonych kolegów. Ale jest to temat rzeka – wystarczy kuluarowo zacząć ten temat w gronie studentów, a historie płyną lawinowo. Nieograniczona władza, którą profesorowie mają nad nami – wybrańcami, którzy długo przygotowywali się, by dostać się do Szkoły Marzeń i którzy w każdym momencie mogą zostać z niej wydaleni za sprawą kaprysu wykładowcy – ta władza powoduje, że przemoc nie jest zgłaszana, a sprawcy nie zostają ukarani".

O skali strachu świadczy fakt, że do czasu publikacji postu mało kto wierzył, że zostanie upubliczniony. Nie da się wykluczyć, że ktoś ze znajomych aktorki bał się, że i tym razem tabu nie zostanie złamane, więc wrzucił do sieci treść będącą dopiero w fazie konsultacji – bez zgody autorki. Ta zaś nie kryje, że opublikowała post pod nazwiskiem dopiero wtedy, gdy zdała sobie sprawę, że treść i tak nakieruje uwagę wykładowców na nią. Tak przestała się bać. Odzew na post przypominał tsunami. „Moje skrzynki mailowe, messengery zaczęły pękać w szwach. Nie od gróźb, chociaż też się zdarzały, ale od historii, w których opowiadano o przypadkach przemocy w różnego rodzaju instytucjach. I to było straszne".

Najdramatyczniejsza w książce jest rozmowa z aktorką, która była zmuszana do rozebrania się w spektaklu dyplomowym. Takie spektakle oglądają wszyscy profesorowie, studenci, ich rodziny, a także dyrektorzy teatrów i publiczność. W książce aktorka nie wypowiada się pod nazwiskiem, jest przedstawiona jako NN, ale potwierdza, że wykładowczyni groziła jej takimi słowami: „jeżeli się nie rozbierzesz, nie dopuszczę cię do egzaminu". Mowa o ówczesnej studentce trzeciego roku. Na początku pracy została obsadzona w roli tytułowej z zastrzeżeniem, że pierwszy akt będzie grała w samych majtkach, bez biustonosza.

„Nie wiedziałam, jak to zrobić, żeby w żaden sposób nie skrzywdzić siebie. W ogóle nie wiedziałam, dlaczego mam to zrobić. Nie znałam powodu. Nigdy o tym nie rozmawiałyśmy". Podczas pierwszej próby generalnej studentka usłyszała: „To co? Rozbieramy się". „Odpowiedziałam, że się zastanowiłam i nie chcę tego robić. To jest moje ciało, moja decyzja i nie chcę tego robić. Mówiłam to wiele razy, że ja nie chcę tego zrobić. (...) Poczułam, że nie mam wyjścia. Również z tego względu, że nie miałam zaufania do mojego opiekuna roku".

A tak czuła się młoda aktorka w czasie premiery-egzaminu: „Od rana wymiotowałam z nerwów, większość czasu przed egzaminem spędzałam w toalecie. Miałam potworne zawroty głowy. (...) Wychodzę na salę i nic nie widzę. Obraz mi się zamazał całkowicie, zamknęłam oczy, stanęłam na środku. Nie mogłam rozpocząć sceny, bo naprawdę nic nie widziałam. Było mi strasznie słabo. To, co mnie chyba najbardziej w pewnym momencie dotknęło, to to, że dwa metry od moich stóp siedzieli już studenci. To nie jest taka odległość jak w teatrze. Bardzo blisko. Dwa metry od ciebie siedzą twoi kumple z pierwszego i drugiego roku. (...) oceniają mnie, mój wygląd. Bardzo to czułam. Zaczęłam grać. Byłam strasznie spocona. Atmosfera była potwornie nieprzyjemna".

Podczas prób do tego egzaminu doszło też do innej sytuacji. Studentka: „grałam bardzo emocjonalną, wycieńczającą fizycznie scenę z partnerem scenicznym. Wtedy wykładowczyni krzyknęła do partnera aktorki: »Włóż jej rękę w majtki!«, co nie było wcześniej ustalone. Słysząc to, spojrzał na mnie jak wryty i odruchowo się odsunął. Powiedział, że tego nie zrobi. Ja też powiedziałam, że się nie zgadzam. Był zszokowany propozycją pani profesor. Sam fakt, że osoba, która uczy przyszłych adeptów sztuki, krzyczy podczas realizowanej sceny: »Włóż jej rękę w majtki!«, był wstrząsem". Rozmówczyni Korwin-Piotrowskiej twierdzi, że przez nikogo nie została przeproszona. „Na końcu mojego listu do komisji poprosiłam o obowiązkowe warsztaty dla studentów i dla wykładowców, na których każdy mógłby się dowiedzieć, w jaki sposób rozmawiać i przeprowadzać studenta przez temat nagości, scen intymnych. Myślę, że to jest bardzo ważne, a kompletnie niedotykane przez szkołę".

Niestety, nie mam dobrych przeczuć: „Wiele spraw uległo przedawnieniu. System trzyma się bardzo mocno i jest, mam wrażenie, mimo wszystko w dobrej formie. Żyjemy w tak specyficznym świecie, że każdy ma odpowiedź na wszystko i każdy ma swoją prawdę. Każdy argument można podważyć i chyba jesteśmy tego świadkami. Nie wiem, do czego by musiało dojść, żeby pewien etap się zamknął. Smutne jest też to, że wiele naprawdę zdolnych osób świadomie rezygnuje z tego zawodu".

Brałbym cię

Zuzanna Lit („Monument", „Stulecie Winnych") padła ofiarą molestowania. Usłyszała od profesora następujące słowa: „Gdyby nie moja żona, to bym cię brał". Poczuła „obrzydzenie. Coś strasznego. To tak jakby... tata do ciebie tak powiedział (...) Sparaliżowało mnie to. Ale to nie koniec tej historii. Te słowa padły podczas nieoficjalnego wyjścia na piwo. Po prostu wyszliśmy ze szkoły całym rokiem do pubu. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Powiedział to i w tym momencie pocałował mnie w usta przy wszystkich. Bez mojej zgody. Przemocą. (...) Mój kolega z roku wstał i chciał się z nim bić. Przyjechała ochrona, zamierzano wzywać policję. Wszyscy się trochę przestraszyli, więc sytuacja się uspokoiła". Potem aktorka usłyszała: „Wiesz, Zuzia, żarty takie, wygłupy. Oj, po pijaku się różne rzeczy mówi, daj spokój".

Młoda aktorka dobrze wiedziała, jaką ma alternatywę: „W innej grupie na drugim roku koleżanka, która się rozebrała, bo akurat nie miała z tym problemu, dostała propozycję pracy z panią profesor w teatrze w Poznaniu. Ona na to przedstawienie zaprosiła dyrektora teatru, to było wielkie wydarzenie – dyrektor przyjechał zobaczyć studentkę drugiego roku. Gdzieś między słowami uczono nas: rozbierzesz się, osiągniesz sukces w tym zawodzie, będziesz miała pracę".

Te sytuacje nie pozostały bez odpowiedzi. Studenci starali się bronić. Interweniowali. „Chodziliśmy do dziekanatu. Mało tego! Nasze ankiety z zajęć z profesorami, takie karty, które wypełnia się raz w roku, zaginęły. A wszystko tam napisaliśmy. W dziekanacie o wszystkim wiedziano. W tej instytucji wszystko jest ze sobą pozszywane bardzo dziwnymi nićmi, każdy każdemu w jakiś sposób daje pracę, jest od kogoś zależny. Przykładowo, mogę być dziekanem i zatrudniać ciebie jako wykładowcę, bo jesteś moim dyrektorem w teatrze. Przysługa za przysługę". Jeden z roczników miał powiedzieć o tym, co się dzieje w szkole, co myśli o zachowaniu niektórych wykładowców. Wtedy studenci usłyszeli od pani dziekan: „Proszę pamiętać, że teraz wy oceniacie nas, ale potem my was ocenimy".

Joanna Koroniewska („M jak Miłość") tak mówi o studiach: „To był rollercoaster emocjonalny. Porównałabym to do filmów Larsa von Triera. Doświadczenie graniczne, próba dojścia do krawędzi i pokazania granic emocjonalnej wytrzymałości. Gdzie jest ten moment, kiedy ona się złamie? A może zyska wtedy siłę? Wydaje mi się jednak, że to drugie raczej nie".

Najtrudniejsze doświadczenie na studiach zbiegło się ze śmiertelną chorobą, śmiercią i pogrzebem mamy. Joanna Koroniewska tak mówiła do profesorki: „Pani Ewo, wiem, że sytuacja jest ekstremalnie trudna, ale moja mama umiera i odejdzie w ciągu doby". Wykładowczyni wyzwała ją od egoistek. „Powiedziała, że nie jestem w teatrze sama, gram w spektaklu z innymi kolegami. Jak w ogóle mogę wyobrażać sobie taką sytuację, że nie będzie mnie na próbie (...) Rzuciła słuchawką. Próbowałam dodzwonić się jeszcze kilka razy, ale nie odebrała. Więc co zrobiłam? Próbowałam kontaktować się z górą (...) Chyba z panią z dziekanatu, która powiedziała: »Cóż, taki mamy zawód, nie możemy się w to wtrącać, tutaj pani Ewa decyduje«. Dodała też: »Rektorowi również umarł wujek i musiał grać w spektaklu tego samego dnia«". Młoda aktorka poszła do mamy i popłakała się: „Mogłam rzucić to wszystko, ale bez tego przedstawienia nie dostałabym dyplomu, musiałabym powtarzać rok. A otrzymałam już rolę w »M jak miłość« i żeby zacząć grać, wiedziałam, że muszę skończyć tę szkołę".

W dniu pogrzebu matki Joanna Koroniewska została zmuszona do zagrania w spektaklu. Potem, już w profesjonalnym teatrze, pocieszała ją Dorota Stalińska. Opowiadała, że gdy grała spektakl, wszyscy w zespole wiedzieli, że jej mama umarła, ale powiedziano jej o tym, dopiero gdy spektakl się skończył.

Czytaj więcej

„Dziady” Dejmka i moje

Ofiary zaczynają mówić

Aleksandra Domańska („Drogówka", „Pod Mocnym Aniołem") wspomina szkołę tak: „Wszyscy się totalnie baliśmy. Moja przyjaciółka z roku była bliska odejścia z uczelni, bo nie dawała sobie już psychicznie z tym wszystkim rady. Niektórzy poszli w alkohol, w inne sposoby odreagowania". Na uwagi studentów wykładowcy reagowali następująco: „A dajcie spokój, później pójdziecie na plan i będzie jeszcze gorzej, to się uczcie teraz". To jest zdanie, które często słyszą młodzi aktorzy: „Potem będzie jeszcze gorzej".

Patrycja Volny („Pokot", „Kurier") nie ma wątpliwości: „Dlatego część z nas chleje, a część ćpa". Jej wypowiedź jest najbardziej szczera w ukazywaniu konsekwencji brutalnego traktowania studentów. „Tak, złamałam się i pokutuję z tego powodu do dzisiaj". Konsekwencje? „Rozwód po nieszczęśliwym i poniekąd przemocowym małżeństwie, potem bardzo przemocowy związek z narkomanem, a niedawno kolejny podobny, też już zakończony (...) ja już nawet nie mam siły, żeby jakkolwiek ustabilizować życie".

Wniosek jest następujący: „Aktorów powinny uczyć osoby, które mają podejście pedagogiczne, które mają odpowiednie zaświadczenia i którym rzeczywiście zależy na tym, żeby kształcić osobowość indywidualnego aktora, a nie tworzyć kalkę samego siebie, opowiadać o zamierzchłych czasach albo się na kimś wyżywać".

Cenę mówienia prawdy zna Weronika Rosati („Obce ciało"): „Jako jedna z pierwszych osób w Polsce opowiedziałam o swoim doświadczeniu przemocy i śmiem twierdzić, że takie wyznanie jest u nas samobójstwem. Nie ma z tego absolutnie żadnych korzyści. Idą za tym wyłącznie kary, problemy i straty. (...) Potraciłam kontrakty w ciągu paru dni, bo powiedziałam prawdę".

Marta Nieradkiewicz („Płonące wieżowce") stawia sprawę jasno: „Dopóki w szkole będą ludzie, którzy stosują takie metody dydaktyczne i nie przyjdzie nowe pokolenie, które ich zastąpi, to niewiele się zmieni. To może trwać nawet 50 lat. Jesteśmy mimo wszystko środowiskiem, któremu bardzo trudno wypracowywać wspólne stanowisko. Jesteśmy bardzo mocno podzieleni. Ten zawód jest trudny, niewdzięczny. Czasem jest dużo pracy, czasem jej nie ma, więc każdy się po prostu boi, czy o nim nie zapomną. To sytuacja, która bardzo utrudnia wprowadzanie jakichkolwiek zmian i zajmowanie wspólnego stanowiska".

Ale są rozwiązania. Monika Klonowska mówi: „Zawodowo zajmuję się rozwiązywaniem konfliktów i zażegnywaniem kryzysów w firmach. Podobne szkolenia organizuję od kilkunastu lat. Tuż po konferencji w Akademii Teatralnej Change Now! (Zmiana Teraz!) zadzwoniła do mnie pani rektor Dorota Segda z Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie, Wrocławiu i Bytomiu. Zapytała, czy mogłabym zrobić obowiązkowe szkolenia dla studentów i pedagogów. Potem zwróciła się do mnie Akademia Teatralna w Warszawie i przeprowadziłam dwudniowe obowiązkowe warsztaty dla wszystkich pedagogów. Potem również w Łodzi i Białymstoku. Zaczęłam tę serię w 2020 roku. Właśnie kończę ten projekt. Na wszystkich warsztatach w warszawskiej akademii był obecny rektor Malajkat. Dał tej zmianie własną twarz. Pierwszy raz spotkałam się z takim zaangażowaniem władz uczelni. Na większości była też Agata Adamiecka-Sitek, rzeczniczka praw studenckich w Akademii Teatralnej w Warszawie. Mam więc poczucie, że jest to bardzo poważna zmiana systemowa".

Autorką „Wszyscy wiedzieli" (Wydawnictwo Mando) kierowały również osobiste motywacje. Sama doświadczyła mobbingu w redakcji tygodnika „Gala" w latach 2001–2002. Była zmuszana do pracy w dniu śmierci ojca, wyzywana, rzucano w nią przedmiotami i poniżano. „Czy ktokolwiek z kadry zarządzającej redakcją zrobił cokolwiek, by zahamować żenujące zachowania wszechwładnego prezesa wydawnictwa? Nikt nie zrobił nic. Nikt nie bronił nas – pracowników. A wszyscy wiedzieli. Udawano, że nic się nie dzieje, albo zamykano się bezpiecznie w swoich gabinetach, byle tylko nie być świadkiem tych praktyk. Jak czuje się człowiek, który jest publicznie lżony słowami »ty autystyczna polska świnio«? Po niemiecku »eine polnische autistische Schweine«, bo prezes był Niemcem i nie mówił po polsku. Takie określenia pod swoim adresem usłyszały i telewizyjna gwiazda, naczelna magazynu, i szeregowa graficzka, i dziennikarka. Przy wszystkich, publicznie, wiele razy, zawsze wrzask i ta karminowa czerwień na coraz bardziej napuchniętej od wściekłości twarzy. Najpierw gwałtowny trzask drzwi, kiedy pan prezes wparowywał do pomieszczeń, potem wrzask niosący się po korytarzu – codzienna niemal świecka »tradycja« w tej redakcji, jak i w wielu innych, którymi zarządzał w eleganckim, nowoczesnym budynku na Mokotowie. Nikt się nie sprzeciwił. Wachlarz przekleństw był większy, bo z czasem pojawiła się i swojska, polska »kurwa«. I co? I nic".

Piotrowska zapowiada: „Nie chcę nikogo wytykać palcami. Ci, o których jest tu mowa, będą o tym wiedzieli, nawet jeśli nie pada ich nazwisko. Ono jeszcze nie pada. Ale to nie znaczy, że nigdy nie padnie. Nie każdy jest gotów na mówienie o konkretnych osobach pod nazwiskiem. Drodzy oprawcy, nie cieszcie się, że się wam teraz upiekło, świństwo, które wyrządziliście innym, wasze nieleczone i ukrywane problemy, to wszystko kiedyś wyjdzie. Zawsze wychodzi. Wasze ofiary zaczęły wreszcie mówić i nie dadzą się zagłuszyć".

Czytaj więcej

Hogwart ze Złotą Uliczką

Środowisko aktorsko-reżyserskie czeka na od dawna zapowiadaną książkę Igi Dzieciuchowicz, która ma się koncentrować na problemie #MeToo w polskim teatrze. Na tę pozycję przyjdzie nam jednak jeszcze poczekać. Ale już teraz ukazuje się książka, której powstanie sprowokował bunt studentów łódzkiej filmówki po poście opublikowanym przez Annę Paligę. Idąc za ciosem, Karolina Korwin-Piotrowska przeprowadziła rozmowy z absolwentami łódzkiej szkoły, aktorkami, aktorami, ale też z psycholożkami i terapeutkami, które mówią, na co uważać i jak sobie radzić z mobbingiem i molestowaniem oraz ich konsekwencjami.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Zanim nadeszło Zmartwychwstanie
Plus Minus
Bogaci Żydzi do wymiany
Plus Minus
Robert Kwiatkowski: Lewica zdradziła wyborców i członków partii
Plus Minus
Jan Maciejewski: Moje pierwsze ludobójstwo
Plus Minus
Ona i on. Inne geografie. Inne historie