Władimir Putin uznał, że to Emmanuel Macron pierwszy usłyszy od niego to, na co czekał cały świat: jaka będzie reakcja Kremla na odrzucenie przez Amerykę postulatu zamknięcia drogi do NATO dla Ukrainy i wycofania sił alianckich ze wschodniej flanki sojuszu. W piątek 28 stycznia rosyjski przywódca poświęcił godzinę, aby wytłumaczyć Francuzowi subtelności swojej strategii. I choć nadal nie wiadomo, czy Europę czeka wojna, czy nie, to przynajmniej jest już jasne, komu na Zachodzie rosyjski przywódca ufa najbardziej.
To, że wybrał francuskiego prezydenta, nie jest przypadkiem. Putina i Macrona łączy rzecz podstawowa: obaj chcą zmienić porządek, jaki ukształtował się na naszym kontynencie po zakończeniu drugiej wojny światowej. Więcej, ta zmiana ma prowadzić w tym samym kierunku: ograniczenia roli Ameryki.
Z punktu widzenia Rosji powód jest oczywisty. Stopniowe poszerzenie NATO oznacza petryfikację układu, w którym po rozpadzie Związku Radzieckiego Moskwa była tak słaba, że musiała bez walki oddać nie tylko imperium zewnętrzne (kraje satelickie należące do Układu Warszawskiego), ale i wewnętrzne: dawne republiki radzieckie.
Francuska logika jest bardziej złożona. Po części wynika z obaw wyrosłych w czasach prezydentury Donalda Trumpa. Waszyngton podał wówczas w wątpliwość trwałość więzi transatlantyckich, prowokując kanclerz Angelę Merkel do deklaracji, że czasy, kiedy Europa mogła powierzyć swoje bezpieczeństwo wyłącznie Amerykanom, minęły. Macron ujął to jeszcze dosadniej, mówiąc w wywiadzie dla „Economista", że NATO straciło busolę, znalazło się w stanie „śmierci mózgowej". Dziś, gdy notowania Joe Bidena są rekordowo niskie i wszystko wskazuje na to, że demokraci nie tylko stracą w tym roku większość w Kongresie, ale też Trump może wrócić do Białego Domu w 2024 r., cała Unia musi zacząć myśleć, jak sama zadbać o swoją obronę – rozumuje francuski prezydent.
Czytaj więcej
Putin jeszcze w 2007 r. nie przeciwstawiał się poszerzeniu NATO, a Rosja była wtedy partnerem Sojuszu. Potem Kreml zmienił sposób myślenia i teraz chce napisać historię na nowo, tak aby znaleźć uzasadnienie dla odbudowy imperium - mówi Arturs Karinš, premier Łotwy.